– Chlopcy! Obiad! Chodzcie szybko, bo wystygnie!

Pete zerwal sie na rowne nogi.

– To pierwsza dobra wiadomosc, jaka dzis slyszalem! – krzyknal.

– Chodzmy jesc, a potem zastanowimy sie nad twoja propozycja, Jupe.

Pare minut pozniej chlopcy siedzieli w kuchni ciotki Matyldy. Pani Jones krzatala sie, nakladajac im kolejne porcje kielbasek z fasola. Tytus Jones dolaczyl do nich.

– No, Jupiterze, co tam slychac? Podobno przyjaznisz sie z Cyganami – powiedzial.

– Cyganami? – Jupiter spojrzal na niego zdumiony. Bob i Pete zastygli z widelcami w polowie drogi do ust.

– Dzis rano przyszli tu dwaj Cyganie – wyjasnil Tytus Jones. – Byliscie wtedy w miescie. Wcale nie mowili, ze sa Cyganami. Nie byli nawet ubrani jak oni. Ale ja ich od razu rozpoznalem. W koncu, pracujac tyle lat w cyrku, widzialem ich wielu.

Pan Jones pracowal w mlodosci w cyrku objazdowym. Sprzedawal bilety i gral na piszczalkach.

– Szukali mnie? – zapytal Jupiter.

– Chyba tak – powiedzial wuj i zachichotal. – Powiedzieli, ze przynosza dla grubasa wiadomosc od pewnego przyjaciela. Wiem, Jupiterze, ze nie jestes gruby, tylko dobrze zbudowany i umiesniony, ale wiele osob, z jakichs powodow, okresla cie jako grubasa.

– Co to byla za wiadomosc? – zapytal Jupiter, ignorujac chichot wuja.

– Brzmialo to jak jakas lamiglowka – odparl pan Jones. – Niech no sobie przypomne… to bylo cos takiego: “Zaba w stawie z glodnymi rybami musi skakac wysoko, zeby sie z niego wydostac”. Czy cos ci to mowi? Jupiter zakrztusil sie lekko, a Bob i Pete przelkneli glosno sline.

– Jeszcze nie wiem – odparl Jupiter. – Moze to stare cyganskie przyslowie. Jestes pewien, wuju, ze to byli Cyganie?

– Absolutnie. Wystarczajaco sie na nich napatrzylem. A poza tym, kiedy odchodzili, slyszalem, jak rozmawiaja w jezyku Romow – to stary cyganski jezyk. Wszystkiego nie zrozumialem, lecz slyszalem slowa oznaczajace “niebezpieczenstwo” i “miec na oku”. Mam nadzieje, ze nie wpadliscie w jakies tarapaty.

– Cyganie! – prychnela pani Jones, siadajac przy stole. – Jupiterze, nie chcesz chyba powiedziec, ze kiedy w koncu pozbyles sie tej okropnej czaszki, zaczales sie teraz zadawac z Cyganami.

– Nie, ciociu. A przynajmniej tak mi sie wydaje.

– Zachowywali sie calkiem przyjaznie – powiedzial Tytus Jones, biorac dokladke kielbasek.

Chlopcy w ciszy dokonczyli obiad i wrocili do Kwatery Glownej.

– Wiadomosc od Cyganow – rozpoczal Pete z powaga. – “Zaba w stawie z glodnymi rybami musi skakac wysoko, zeby sie z niego wydostac”. Czy oznacza ona to, co mysle, ze oznacza?

Jupiter skinal glowa.

– Obawiam sie, ze tak. To zawoalowane ostrzezenie, zebysmy sie przylozyli do rozwiazania tej zagadki, poki jeszcze czas. Chcialbym wiedziec, jaka jest w tym wszystkim rola Cyganow. Najpierw spotykam Zelde. Potem Zelda wraz z cala reszta znika. Teraz pojawia sie dwoch Cyganow z wiadomoscia dla mnie od jakiegos przyjaciela. Domyslam sie, ze chodzi o Zelde, ale wolalbym, zeby nie byla taka tajemnicza.

– Ja tez – powiedzial Pete z westchnieniem.

– I co teraz zrobimy? – zapytal Bob.

– Porozmawiamy z siostra Spike'a Neely'ego – odparl Jupiter. – Wiemy, ze mieszka w Los Angeles. Moze jest w ksiazce telefonicznej.

Pete podal mu ksiazke telefoniczna i Jupiter znalazl kilka osob o nazwisku Mary Miller. Zadzwonil do pierwszej na liscie. Tubalnym glosem, jak u doroslego mezczyzny, powiedzial, ze chcialby sie skontaktowac z panem Spike'em Neelym. Trzy pierwsze kobiety odparly, ze nigdy nie slyszaly o takiej osobie. Czwarta odpowiedziala, ze Spike Neely nie zyje i nie mozna sie z nim skontaktowac. Jupiter powiedzial “dziekuje” i odwiesil sluchawke.

– Trafilismy na wlasciwa pania Miller – obwiescil pozostalym. – Mieszka w starej dzielnicy Hollywoodu. Proponuje, zebysmy tam zaraz pojechali i sprobowali wydobyc z niej jakies informacje.

– To mi wyglada na wyjatkowo ambitne zadanie – mruknal Pete. – Policja juz ja dokladnie przepytala. Co nowego spodziewasz sie jeszcze uslyszec?

– Nie wiem – odparl Jupiter – ale zaba w stawie z glodnymi rybami powinna skakac wysoko, zeby sie z niego wydostac.

– Chyba masz racje – stwierdzil Bob. – Jak sie tam dostaniemy? Za daleko, zeby jechac na rowerach.

– Wstapimy do wypozyczalni samochodow i poprosimy o Worthingtona i rolls-royce'a – powiedzial Jupiter.

Nieco wczesniej Jupiter wygral konkurs, w ktorym nagroda byla mozliwosc korzystania przez jakis czas ze wspanialego starego rollsa. Tak sie zlozylo, ze pozniej pomogli jednemu z pracownikow wypozyczalni. W nagrode pozwolono im korzystac z rolls-royce'a od czasu do czasu. Niestety, kiedy Jupiter zadzwonil do wypozyczalni, okazalo sie, iz samochod i Worthington, szofer, sa juz wynajeci przez innego klienta.

– No coz, skoro nie mozemy miec rolls-royce'a, poprosimy wuja Tytusa, zeby Konrad zawiozl nas pikapem.

Okazalo sie jednak, ze pan Jones zlecil Konradowi cos pilnego. Mial byc wolny dopiero za kilka godzin. Chlopcy postanowili wiec wykorzystac ten czas na malowanie starych mebli. Wybrali do pracy takie miejsce, z ktorego mogli obserwowac caly dziedziniec i krecace sie po nim osoby. Zadna z nich nie zwracala jednak na chlopcow najmniejszej uwagi.

Wreszcie powrocil Konrad. Wyladowal pikapa i chlopcy wskoczyli na przednie siedzenie. Bylo tak ciasno, ze Bob musial siedziec na kolanach Pete'a. Ruszyli do Hollywoodu.

Okazalo sie, ze pani Miller mieszka w ladnym, parterowym domu, przed ktorym rosla palma i dwa bananowce. Jupiter zadzwonil do drzwi. Otworzyla im kobieta w srednim wieku, o milym wygladzie.

– Tak, slucham? Jesli zbieracie prenumeraty, to z przykroscia musze powiedziec, ze nie potrzebuje juz wiecej czasopism.

– My nie w tej sprawie, prosze pani – powiedzial Jupiter. – Czy zechce pani obejrzec nasza wizytowke?

I wreczyl pani Miller sluzbowa karte Trzech Detektywow.

Popatrzyla na nia ze zdumieniem.

– Jestescie detektywami, chlopcy? – zapytala. – Az trudno w to uwierzyc.

– Mozna by nas nazwac mlodszymi detektywami – powiedzial Jupiter. – Prosze jeszcze przeczytac zaswiadczenie, ktore dostalismy od policji.

Wreczyl pani Miller list otrzymany od inspektora Reynoldsa przy okazji wczesniejszego sledztwa. Brzmial on nastepujaco:

Zaswiadcza sie, iz posiadacz niniejszego listu jest mlodszym asystentem inspektora, wspolpracujacym z policja z Rocky Beach. Bedziemy wdzieczni za wszelka okazana mu pomoc.

(Podpis) Samuel Reynolds

Glowny inspektor policji

– No, no, to robi wrazenie – powiedziala pani Miller. – Ale czemu zawdzieczam wasza wizyte?

– Liczymy na pani pomoc – odparl szczerze Jupiter. – Mamy male klopoty i potrzebujemy pewnych informacji. Dotycza pani brata, Spike'a Neely'ego. To dluga historia. Moze gdybysmy weszli do srodka, wyjasnilbym to pani lepiej.

Pani Miller zawahala sie, ale potem otworzyla drzwi szerzej.

– Prosze – powiedziala. – Wygladacie na porzadnych chlopcow. Mialam juz nadzieje, ze nie uslysze wiecej o Spike'u. No, trudno. Ale sprobuje jakos wam pomoc.

Po chwili siedzieli na kanapie w pokoju goscinnym pani Miller. Jupiter opowiedzial, jak umial najlepiej, o dziwnym rozwoju wypadkow, ktore nastapily po kupieniu przez niego na aukcji starego kuferka. Oszczedzil jednakze starszej pani informacji o Sokratesie. Nie wiadomo, jakie wrazenie moglaby na niej wywrzec opowiesc o gadajacej czaszce.

– Widzi wiec pani – zakonczyl – ktos najwyrazniej uwaza, iz w kufrze Guliwera znajdzie wskazowke, jak odnalezc ukryte pieniadze. Poniewaz kufer przebywal u nas przez jakis czas, ludzie ci podejrzewaja, ze odnalezlismy te wskazowke i wiemy, gdzie sa pieniadze. Moga… no coz, moga probowac zmusic nas do wyjawienia im czegos, o czym nie mamy pojecia. Teraz rozumie pani, na czym polega nasz klopot.

– Dobry Boze, tak – odparla kobieta. – Nie wiem tylko, jak moglabym wam pomoc. Powiedzialam juz policji, ze nigdy nie slyszalam o tych pieniadzach. Co wiecej, nie mialam pojecia, ze moj brat jest kryminalista, az do chwili, gdy zjawili sie tu policjanci, ktorzy go poszukiwali.