Nieraz słyszałem was mówiących o tym, który popełnia zło
jakoby nie był jednym z was, a raczej obcym, co samozwańczo wtargnął w wasz świat.
Lecz ja wam powiadam, że tak jak święty i sprawiedliwy, nie może się wznieść wyżej ponad najwyższe w każdym z nas,
tak nędzny i niegodziwy nie może upaść niżej aniżeli to, co w każdym z nas jest najniższe.
I jako ani jeden nie pożółknie liść bez milczącej świadomości drzewa,
tak i czyniący zło, nie może go popełnić bez ukrytej woli wszystkich nas.
Razem kroczymy wszyscy, jednym wielkim pochodem ku Bogu w nas.
A sami jesteśmy wędrowcem i sami sobie drogą.
A gdy jeden z nas potyka się i pada, pada on i za tych, którzy idą za nim, gdyż przestrogą im służy, — ostrzega o kamieniu, na którym potknąć się
może każdy;
ale i tym, co idą przed nim upadkiem swym służy, tym, co choć szybszy i pewniejszy mają krok, jednak nie usunęli z drogi fatalnego kamienia.
Powiem wam również — choć wiem, że słowo to ciężarem
położy się na wasze serca:
zamordowany nie jest wolny od odpowiedzialności za swą własną śmierć; ani ograbiony za utratę swoją.
Sprawiedliwy nie jest wolny od odpowiedzialności za czyny zbrodniarza,
a człowiek czystych rąk nie jest nietknięty przez winę złoczyńcy.
Zaprawdę powiadam wam, czyniący zło jest nieraz
sam ofiarą skrzywdzonego;
a jeszcze częściej skazany i potępiony niesie ciężar za tych,
których nie tknął sąd i nie pohańbiła wina.
Nie można oddzielić człowieka sprawiedliwego od nieprawego,
czyniącego dobrze, od czyniącego źle,
bowiem obaj stoją nierozdzielni przed obliczem słońca, razem,
jako biała i czarna nić w jedną wplecione tkaninę.
A gdy czarna nić pęka, tkacz musi sprawdzić moc całej tkaniny i sam warsztat poddać badaniu.
Jeśliby, który z was chciał sądzić wiarołomną żonę, niechaj też serce jej męża położy na szalę i duszę jego równą wymierzy miarą.
A ten, co by chciał wychłostać krzywdziciela, niech spojrzy bacznie w sumienie skrzywdzonego.
A jeśliby, który z was, w imię sprawiedliwości chciał karać i siekierę przyłożyć do zatrutego drzewa, niech wpierw starannie obejrzy korzeń jego;
a zobaczy, iż korzenie drzew, tak dobrych jak i złych, owocujących jak i bezpłodnych są razem splątane i w cichym sercu ziemi przeplatają się wzajem.
A wy sędziowie, co chcecie być sprawiedliwi, jakiż wydacie wyrok na tego, co choć uczciwy w zewnętrznym postępowaniu, złodziejem jest we wnętrzu swoim?
Jaką karę wymierzycie temu, co zabija ciało, lecz wpierw sam był zabity na duchu?
A jak osądzicie tego, co oszustem jest w czynie i ciemięzcą,
ale sam jest też zelżony i pełen męki?
A jak byście ukarali tych, których wyrzut sumienia znacznie jest większy niźli ich przestępstwo?
Czyż wyrzut nie jest sprawiedliwością wymierzoną wedle prawa,
któremu zdajecie się chcieć służyć?
Wszak nie macie mocy w bezwinnym sercu zbudzić wyrzutu,
ani też uwolnić odeń duszę winowajcy.
Wyrzut ten, niewołany, będzie krzyczał po nocach, by zbudzili się ludzie i spojrzeli po sobie.
A wy, co chcielibyście zrozumieć sprawiedliwość, jakże możecie to osiągnąć zanim nie spojrzycie w pełni światła, na wszystkie czyny człowieka?
Dopiero wówczas poznacie, iż ten, który stoi prosto, i ów drugi, co upadł, to ten sam człowiek, gdy postępuje w słabym brzasku, pomiędzy nocą swego karłowatego istnienia, a jasnym dniem boskiego w nim Ducha;
i ujrzycie również, że kamień węgielny świątyni nie leży wyżej aniżeli najniższy głaz w jej fundamencie.
O Prawach
A na to prawnik się ozwie: lecz cóż tedy z naszymi prawami, Mistrzu?
A on odpowiedział:
Lubujecie się w stanowieniu praw, lecz jeszcze większą znajdujecie rozkosz w łamaniu ich.
Jesteście jako dzieci, co bawiąc się nad brzegiem oceanu, wznoszą wieże z piasku wytrwale, by je za chwilę ze śmiechem wywrócić.
Ale gdy tak piaskowe wznosicie budowy, ocean, coraz więcej i więcej piasku przynosi na brzeg, a gdy wywracacie je, śmieje się wraz z wami.
Zaprawdę, ocean zawsze śmieje się z niewinnym.
Ale cóż rzec o tych, dla których życie nie jest oceanem, a przez ludzi stanowione prawa nie są im jako wieże z piasku;
których życie jest skałą, a ustawa dłutem, którym chcą w niej wykuwać kształt im samym podobny?
Cóż rzec o kalekim, co nienawidzi tancerzy?
O wołach, co swe jarzmo kochają, a jelenia i łosia poczytują za zbłąkane i pomylone włóczęgi leśne?
Co powiedzieć o starym wężu, który sam nie umie skóry swojej zrzucić, a wszystkich innych gołymi i bezwstydnymi nazywa?
I o tych, co na uroczystość weselną jawią się najpierwsi, a opuszczają ją, obżarci i przemęczeni, głoszą, iż każda uczta jest wykroczeniem, a wszyscy biesiadnicy — łamiącymi prawo?
Cóż mogę o nich rzec, jak nie to, że stoją również w blasku słońca,
lecz odwróceni do niego plecami?
Widzą jeno cienie własne, i cienie te stały się ich prawem.
Czymże nawet słońce jest dla nich, jak nie ciałem rzucającym cienie?
a uznawanie praw — pochylaniem się ku ziemi by na niej cień własny nakreślić?
Lecz wy, co kroczycie zwróceni twarzą ku słońcu jakież na ziemi kreślone znaki mogą was zatrzymać?
Wy, co wędrujecie z wichrem, jakiż to wiatro-wskaźnik
może wyznaczyć wasz szlak?
Jaka ludzka zwiąże was ustawa, gdy potargacie swe więzy,
nie rzucają ich wszakże u wrót czyjegoś więzienia?
Jakiego możecie obawiać się prawa, jeśli w tańcu swoim
niczyich nie potrącacie łańcuchów?
I któż was może powołać przed sąd, jeśli zrzucicie odzież waszą,
nie zostawiając jej jednak na niczyjej drodze?
Ludu Orfalezu, możecie stłumić głos bębna, a lutni struny rozluźnić,
lecz któż może rozkazać by skowronek nie śpiewał w błękitach?
O Wolności
Mówca teraz spytał:, co rzekniesz nam o wolności?
A on odpowiedział:
Widziałem was u bram grodu i u domowego ogniska, wielbiących w kornym pokłonie naszą ludzką wolność,
jako ci niewolnicy, co korzą się przed tyranem i wysławiając go
choć gnębi ich i katuje.
Nawet w gaju świątynnym i w cieniach fortecy, widziałem jak najswobodniejsi z pośród was dźwigali swą wolność jak kajdany i jarzmo.
I serce me ścisnęło się krwawo; wszak tylko wówczas możesz być wolny, gdy nawet pragnienie zdobycia wolności poczujesz jako ciężar,
gdy przestaniesz mówić o niej jako o celu i o wypełnieniu.
Zaprawdę osiągniesz ją nie wtedy, gdy dni twe będę wolne od trosk,
a noce od nędzy i udręki,
a wówczas, gdy choć nimi ze wszech stron otoczony, potrafisz wznieść się wyżej, swobodny i nagi.
Jakże byś mógł unieść się poza dni twoje i noce, jeśli nie potargasz wpierw więzów, którymi ongiś, w zaraniu twego rozumienia, skrępowałeś godzinę swego południa?
Zaiste to, co zwiecie wolnością jest najmocniejszym z tych łańcuchów,
choć ogniwa jego błyszczą w słońcu i olśniewają wasz wzrok.
A cóż mamy przede wszystkim odrzucić, chcąc być wolni, jeśli nie strzępy siebie samych?
Gdy chcesz niesprawiedliwe znieść prawo, spójrz, wszak własną ręką wypisałeś je na twym czole;
więc nie wymażesz go paląc księgi praw, ani też myjąc czoła wszystkich sędziów, choćbyś na nich całe morze wylewał.