Rozdzial 6. Zla nowina

W sobote rano Jupiter wstal wczesnie, mimo ze deszcz wciaz padal. Niebawem jednak okazalo sie, ze wizyte u Alvarow trzeba odlozyc na pozniej. Tak Bob jak i Pete mieli jakies domowe zajecia. Jupiter popelnil duzy blad – z powodu deszczu pozostal w domu. Ciocia Matylda dopadla go i zagonila do pracy.

– Nie bedziesz mi sie obijal z powodu byle deszczu! – pokrzykiwala gromko.

Wzdychajac i notujac sobie w pamieci, ze nigdy wiecej nie nalezy dac sie przylapac w sobote w domu, chocby szalal tajfun, Jupiter sortowal przez cale rano rupiecie w zadaszonej czesci skladu. W poludnie puszczono go na drugie sniadanie, ktore zjadl szybko i wysliznal sie do Kwatery Glownej. Miescila sie w starej, zdezelowanej przyczepie kempingowej, dawno zapomnianej pod stertami zlomu, w jednym z naroznikow skladu.

Do Kwatery przybyli wkrotce Bob i Pete i wszyscy trzej spiesznie wsiedli na rowery. Jechali szosa lokalna w deszczu, ubrani w plaszcze nieprzemakalne. Jupiter zaopatrzyl sie w mape, na wypadek gdyby pobladzili u podnoza wzgorz. Mineli ruiny hacjendy Alvarow i bez klopotow odnalezli mala uprawe awokado sasiada, Emiliana Paza.

Dom Pazow byl to stary, drewniany budynek z duza stajnia, za ktora staly dwie male chaty. Gdy zajechali, Diego rabal w deszczu drzewo kolo jednej z chat.

– Czy Pico jest w domu?

– Jest w chacie – powiedzial Diego. – Znalezliscie…?

Jupiter pierwszy wszedl do malej chaty, zlozonej z dwoch izb i kuchni. Pico rozniecal wlasnie ogien w kominku. Podniosl sie, zeby przywitac chlopcow.

– Ach, nasi detektywi – usmiechnal sie. – Chcecie opowiedziec, co zdzialaliscie?

Jupiter powtorzyl, co profesor Moriarty sadzi o pokrowcu miecza.

– Niemal na pewno jest pokrowcem miecza Cortesa – zakonczyl.

– I don Sebastian wcale nie zostal zastrzelony podczas ucieczki – zawolal Pete.

– Istnieje przynajmniej taka mozliwosc – skorygowal pochopnego kolege Bob.

Jupiter pokazal braciom Alvaro kopie listu do Josego Alvaro i kopie raportu sierzanta Brewstera o smierci Sebastiana Alvaro i raportu o dezercji sierzanta Brewstera, kaprala McPhee i szeregowca Crane’a.

– A wiec? Co zmieniaja te dokumenty? – zapytal Pico. – Powiedziano nam, ze don Sebastian zostal zabity, i nie mamy powodu w to watpic. Raport sierzanta donosi, ze don Sebastian mial ze soba miecz, gdy wpadl do morza. To dokladnie to samo, co komendant jankesow powiedzial w swoim czasie mojej rodzinie.

– A nie wydaje ci sie podejrzane, ze ludzie, ktorzy zlozyli raport o ucieczce i zastrzeleniu twego prapradziadka, nastepnego dnia zdezerterowali z wojska? – zapytal Jupiter. – Gdyby to dotyczylo jednego z nich, mozna by myslec o przypadku. Ale wszyscy trzej?

– W porzadku – powiedzial Pico. – Sprawa wyglada wiec tak, jak zawsze myslalem. Miecz nie przepadl w oceanie. Ci trzej ukradli go przed zabiciem don Sebastiana. Nastepnie napisali raport, zdezerterowali i znikli wraz z mieczem.

– To mozliwe – zgodzil sie Jupiter. – Ale co z pokrowcem? Kto ukryl go w pomniku? Mozna miec pewnosc, ze zrobil to don Sebastian, i tylko z jednego powodu: zeby ukryc miecz przed Amerykanami. Tyle ze nie wiadomo dlaczego oddzielil miecz z pochwa od pokrowca.

– Pokrowiec mogl zostac ukryty przez osobe, ktora przemycila miecz do don Sebastiana – zauwazyl Pico.

– To nastepna podejrzana sprawa – powiedzial Jupe. – Po co przemycac cenny miecz, w gruncie rzeczy, w rece wroga? Jesli don Sebastian potrzebowal broni, dlaczego nie dostarczono mu pistoletu? Nie zdolalby zbyt dobrze walczyc zabytkowym mieczem, pokrytym klejnotami.

Pico wzruszyl ramionami.

– Nie wiemy na pewno, czy byly na nim klejnoty.

– No tak, ale posluchajcie teraz, co ja mysle o tamtych zdarzeniach – mowil Jupiter. – Amerykanie istotnie zaaresztowali don Sebastiana po to, zeby sie dobrac do miecza Cortesa… Tak, pamietam, co powiedzial profesor Moriarty – zwrocil sie do Boba, gdy ten zaczal oponowac. – Ale zolnierze Fremonta mogli byc rownie chciwi, jak zadni przejecia kontroli nad miejscowymi przywodcami. Ci ludzie z Rocky Beach mogli z latwoscia uslyszec o legendarnym mieczu don Sebastiana. Dalej, przypuscmy, ze don Sebastian ukryl miecz w posagu. Gdy uciekl z aresztu, sierzant Brewster i jego dwaj kompani poszli za nim. Postanowili sprobowac zagarnac miecz dla siebie, sfabrykowali wiec historie o strzelaniu, by zataic to, co zaszlo naprawde. Zdezerterowali i puscili sie na poszukiwanie don Sebastiana i miecza. Don Sebastian obawial sie, ze moga oni znalezc miecz, wyjal go wiec i schowal w jakies inne miejsce. Zostawil w pomniku pokrowiec, byc moze dla zmylenia tropu.

– I co sie stalo z don Sebastianem? – zapytal Pico.

– Nie wiem – powiedzial niemrawo Jupiter.

– Nieduzo wiesz – Pico potrzasnal glowa. – Wszystko, co powiedziales, jest czystym przypuszczeniem. Nawet jesli masz czesciowo racje i moj prapradziadek uciekl zywy, nie wiemy, gdzie ukryl miecz i jak go znalezc.

– A list don Sebastiana, Jupe? – przypomnial Bob.

Jupe skinal glowa i szybko wreczyl list Picowi.

– Czy mozesz przetlumaczyc, Pico? – zapytal i zwrocil sie do Boba:

– Zapisz tlumaczenie.

Pico studiowal list don Sebastiana.

– Znam to – powiedzial. – Moj dziadek czesto to odczytywal, szukajac tropu zaginionego miecza, ale nigdy niczego nie znalazl. Nastepnie glosno tlumaczyl:

– Zamek Kondora, 13 wrzesnia 1846. Moj drogi Jose, mam nadzieje, ze masz sie dobrze i spelniasz swoj obowiazek Meksykanina. W naszym biednym miescie sa jankesi i zostalem zaaresztowany. Nie mowia mi dlaczego, ale podejrzewam, he? Jestem wiezniem w domu Cabrilla, blisko morza i nie pozwalaja nikomu odwiedzic mnie ani nawet rozmawiac ze mna. Reszta rodziny ma sie dobrze i wszystko jest bezpieczne. Wiem, ze wkrotce spotkamy sie w naszym zwyciestwie!

Bob popatrzyl na to, co zapisal.

– To zdanie, ze podejrzewa, dlaczego go aresztowano… Chyba myslal, ze Amerykanie chcieli zabrac jego miecz, tak jak mowil Jupe?

– A “wszystko jest bezpieczne”?! – wykrzyknal Pete. – Byc moze don Sebastian mowi, ze miecz jest bezpiecznie ukryty!

– Niech zobacze – Jupiter wzial od Pete’a notes. – Mozliwe, ze obaj macie racje. Nie jestem pewien. Jestem natomiast pewien, ze sierzant Brewster klamal w swoim raporcie.

– Co ci daje te pewnosc? – zapytal Pico.

– W swym raporcie sierzant Brewster stwierdza, ze don Sebastian uzbrojony byl w miecz, ktory prawdopodobnie przemycili mu odwiedzajacy. Ale do don Sebastiana nie dopuszczano zadnych odwiedzajacych, nie mogli wiec przemycic miecza! Brewster zmyslil to, zeby uprawdopodobnic swoja historie, ze miecz przepadl.

Pico studiowal list.

– Tak, widze, ale wciaz…

Z dworu dobiegl glosny huk, trzask, a potem odglos toczacych sie polan. Wreszcie tupot oddalajacych sie stop.

– Hej ty! Stoj! – krzyknal ktos.

Detektywi i Alvarowie wybiegli z chaty. Zdazyli jedynie zobaczyc konia galopujacego po lewej stronie, za stajnia. Na podworzu stal stary, niski czlowiek o bialych wlosach.

– Ktos stal pod twoim oknem, Pico, i podsluchiwal! – zawolal. – Wyszedlem porozmawiac z toba i go zobaczylem! Kiedy mnie uslyszal, uciekl i przewrocil sie o te sterte polan. Pobiegl za stajnie, trzymal tam konia.

– Widzial pan, kto to byl? – zapytal Diego.

Stary czlowiek potrzasnal glowa.

– Nie, Diego, moje oczy juz nie takie jak dawniej. Mezczyzna albo chlopiec, nie umiem powiedziec.

– Pan moknie, don Emiliano – powiedzial Pico z szacunkiem naleznym starszemu czlowiekowi. – Prosze wejsc do srodka.

W chacie Pico posadzil staruszka blisko ognia i przedstawil mu chlopcow. Emiliano Paz usmiechnal sie do nich.

– Prosze pana, czy on stal tam dlugo? – zapytal Jupiter.

– Nie wiem. Dopiero co wyszedlem z domu.

– Jak myslisz, Jupe, kto to byl? Po co podsluchiwal pod oknem Alvarow? – pytal Bob.

– Nie wiem, ale ciekaw jestem, czy slyszal nasza rozmowe o mieczu Cortesa.

– To by bylo zle, Jupe? – zapytal Pete.

– Wydaje mi sie, ze pan Norris i jego ludzie nie chcieliby, zebysmy znalezli cenny miecz – powiedzial Jupiter posepnie. – Wczoraj Chudego bardzo interesowalo, co robimy.

– Nie sadze, zeby to mialo znaczenie, Jupiterze – odezwal sie Pico. – Nawet jesli twoje przypuszczenia sa sluszne, wciaz nic nie wiemy, gdzie moze byc miecz i czy w ogole istnieje.

– Jestem pewien, ze don Sebastian wiedzial, ze ci trzej zolnierze chca sie dobrac do miecza, i schowal go – oswiadczyl Jupiter z uporem. – I jestem pewien, ze zostawil swemu synowi jakis trop. Jesli nie w tym liscie, to gdzie indziej. Ale powinna byc poszlaka w tym liscie. Byl wiezniem, znajdowal sie w niebezpieczenstwie i musial pomyslec, ze to moze byc jedyna okazja doniesienia Josemu, gdzie moze znalezc miecz.

Wszyscy ponownie przeczytali list. Pico i Diego oryginal, detektywi zapisane przez Boba tlumaczenie.

– Jesli tu jest jakis szyfr, to ja go na pewno nie widze – powiedzial Pete.

Pico potrzasnal glowa.

– To zwykly list, Jupiterze. Po hiszpansku tez nie znajduje niczego, co mogloby byc poszlaka czy szyfrem.

– Moze poza ta wzmianka, ze wszystko jest bezpieczne – dodal Diego.

– Jupe? – Bob nagle cos zauwazyl. – Naglowek u gory, nad data. Zamek Kondora. Co to jest? Wiesz moze, Pico?

– Nie – Pico byl zaintrygowany. – Mysle, ze miejscowosc. W tamtych czasach, a nawet dzisiaj, ludzie czesto umieszczaja na poczatku listu miejsce, z ktorego pisza. Miasto, hacjende, dom.

– Ale don Sebastian pisal list w domu Cabrilla – powiedzial Bob.

– A jego wlasnym domem byla wasza hacjenda – dodal Jupiter. – Czy kiedykolwiek nazywano ja Zamkiem Kondora?

– Nie, to byla zawsze hacjenda Alvarow – odparl Pico.

– Wiec dlaczego napisal Zamek Kondora?! – wykrzyknal Pete. – Bo to moze byc jakies specjalne miejsce, o ktorym wiedzial Jose! Poszlaka!

Jupiter rozlozyl swa mape. Wszyscy pochylili sie nad nia. W koncu Jupiter westchnal i usiadl.