*

Historia byla banalna. Opowiedzial ja Abeer, kiedy wracali do obozu. Starzec byl ojcem “faraona”. Jako wojt wioski marzyl o wyksztalceniu syna. Osiagnal to niemalym kosztem. Chlopiec okazal sie tak uzdolniony, ze ukonczyl w Anglii renomowany uniwersytet. Ale wrocil do kraju, do rodzinnej wioski, jakis dziwny. Zaczal wloczyc sie po skalach, jakby czegos szukal. Na dlugi czas wyjechal na poludnie. Pozniej pojawily sie duze pieniadze, dziwne wyjazdy, tajemniczy ludzie. Syn nabral pewnosci siebie i pogardzal ojcem. zaczal nazywac sie wladca, “zelaznym faraonem”, ubierac na wzor starozytnych Egipcjan. W wiosce zaczeto go uwazac za nienormalnego. Ludziom z wioski nie mowil o swoich zamiarach. A byly one niesamowite. Przerazaly ojca. Syn uwazal, ze to on ustanowi prawo, zmieni oblicze kraju, przywroci mieszkancom tej ziemi panowanie i wypedzi wszystkich cudzoziemcow. Dysponowal podobno pieniedzmi z interesow, ktore jego ludzie prowadzili w Europie, na polnocy kraju, a takze na poludniu, w Czarnej Afryce, dokladniej w rejonie jeziora Alberta.

– Jezioro Alberta! – powtorzyla Sally. – Alez to samo mowil zmarly Sadim! – zawolala.

– No coz, to moze znaczyc, ze skoro tutaj grunt palil mu sie pod nogami, “faraon” uciekl na polnoc lub poludnie.

– A to akurat kierunki dokladnie przeciwne – ironicznie pokiwal glowa Wilmowski.

Nastepnego dnia zza Nilu przybyli policjanci, ktorzy zmienili swoich kolegow. Jeden z nich przywiozl ze soba gazete “Al Ahram”, w ktorej zamieszczono lapidarna notatke zatytulowana: “Wspolpracownik kedywa przemytnikiem”. Potwierdzala ona przypuszczenia Sally.

“Jak juz donosilismy, od kilkunastu miesiecy w niektorych panstwach europejskich pojawialy sie bardzo cenne, antyczne przedmioty pochodzace z Egiptu. Policja wielu krajow poszukiwala organizatorow przemytu. Wielki sukces odniosly nasze sluzby, aresztujac wczoraj w Kairze Ahmada A., jednego z urzednikow kedywa. Okazal sie on organizatorem przemytu zakrojonego na wielka skale. Szczegoly w najblizszych numerach” – tlumaczyl glosno Abeer.

– Ahmad A… Ktoz to moze byc? – zastanawial sie Wilmowski.

– Ahmad al-Said ben Jusuf – odparl Abeer. – Dobrze mowil nasz przyjaciel z Al-Fajjum, ze nie mozna mu ufac. Mial racje.

– Mial wiec tez racje ow kupiec z Aleksandrii, twierdzac, ze slad prowadzi do Kairu – przypomnial Wilmowski.

– Al-Habiszi to naprawde uczciwy czlowiek – odparl Abeer. Przed poludniem wrocila ekipa ratunkowa. Przywiozla smiertelnie wyczerpanego Patryka i ciezko chorego, prawie niewidzacego Nowickiego. Obu znaleziono przy jedynej w tej okolicy studni, zaledwie o dzien drogi na zachod od Luksoru. Tomka z nimi nie bylo.