4.
Adam Munro siedzial w zamknietym pokoju glownego budynku ambasady brytyjskiej na Nabrzezu Maurice'a Thoreza i sluchal ostatnich zdan z tasmy przesuwajacej sie na magnetofonie. Ten pokoj byl zabezpieczony przed wszelkim rosyjskim podsluchem i wlasnie dlatego Munro pozyczyl go sobie na kilka godzin od szefa kancelarii. “(…) rzecz jasna, ta wiadomosc nie moze w zadnym razie przedostac sie poza krag osob obecnych na tej sali. Nastepne spotkanie, jak zwykle, za tydzien”.
Glos Maksyma Rudina ucichl, tasma wysunela sie z aparatury, potem stanela. Munro wylaczyl magnetofon. Rozparl sie wygodnie w fotelu i cicho, przeciagle gwizdnal.
A wiec to rzeczywiscie cos wielkiego; to nawet wiecej niz wszystko, co dwadziescia lat temu dostarczyl slawny Oleg Pienkowski. A przeciez sprawa Pienkowskiego obrosla wielka legenda w SIS, w CIA, a najbardziej w KGB, gdzie kojarzyly sie z nia najczarniejsze wspomnienia. Pienkowski byl generalem brygady GRU, wywiadu wojskowego ZSRR, z dostepem do informacji najwyzszej wagi i tajnosci, czlowiekiem, ktory – rozczarowany postepowaniem kremlowskiej hierarchii – z wlasnej inicjatywy nawiazal kontakt najpierw z Amerykanami, potem Brytyjczykami, oferujac swoje uslugi jako dostarczyciel informacji.
Amerykanie odrzucili oferte, wietrzac jakis podstep. Brytyjczycy przyjeli ja, po czym przez dwa i pol roku “prowadzili” Pienkowskiego – zanim wpadl w pulapke zastawiona przez KGB, zostal zdemaskowany, osadzony i rozstrzelany. Do tego czasu jednak zniwo jego dzialalnosci bylo nadzwyczaj obfite, a zdobywane przezen konkretne wiadomosci okazaly sie szczegolnie przydatne w okresie kubanskiego “kryzysu rakietowego”, w pazdzierniku 1962. Swiat podziwial wtedy wielka zrecznosc prezydenta Kennedy'ego w bezposredniej konfrontacji z Nikita Chruszczowem, ktory zamierzal zainstalowac na Kubie sowieckie rakiety. Swiat nie wiedzial jednak, ze Amerykanie znali wtedy dokladnie wszystkie atuty i wszystkie slabosci Rosjan – wlasnie dzieki Pienkowskiemu.
W koncu sporne rakiety zabrano z Kuby, Chruszczow zostal upokorzony, a Kennedy okrzykniety bohaterem, na Pienkowskiego zas padly pierwsze podejrzenia. Aresztowano go w listopadzie. Rok pozniej, po pokazowym procesie, zostal stracony. W ciagu tego roku jednak dokonal sie takze upadek Chruszczowa, obalonego przez wlasnych kolegow; oficjalnie z powodu bledow w polityce rolnej – w rzeczywistosci dlatego, ze jego awanturnictwo odbieralo im jakiekolwiek pole manewru. Jeszcze tej samej jesieni 1963 roku zakonczyl zycie Kennedy – zaledwie trzynascie miesiecy po swym wielkim tryumfie. Tak oto znikneli ze sceny wielki demokrata, wielki tyran i wielki szpieg.
Ale nawet Pienkowski nie mial nigdy informacji wprost z Biura Politycznego.
Munro zdjal szpule z aparatu i starannie ja zapakowal. Oczywiscie glos profesora Jakowlewa byl mu nie znany, a wlasnie ten glos, odczytujacy raport, zajmowal wieksza czesc tasmy. Ale w dyskusji, jaka nastapila po slowach profesora, pojawilo sie dziesiec innych glosow, i co najmniej trzy sposrod nich Munro potrafil rozpoznac. Niski pomruk Rudina znany byl powszechnie; Munro znal rowniez wysoki timbre Wiszniajewa, z jego wystapien na zjazdach partii, transmitowanych przez telewizje; a takze szczekliwy glos marszalka Kierenskiego – z ostatnich obchodow pierwszomajowych, a takze z nagran radiowych i filmow.
Wysylajac tasme do Londynu, co bylo jego obowiazkiem, nie mial watpliwosci, ze analiza laboratoryjna potwierdzi jej autentycznosc; mial natomiast inny problem – jak zamaskowac zrodlo, z ktorego otrzymal tasme. Gdyby przyznal sie do potajemnego spotkania w lesie, na ktore zostal zaproszony kartka wcisnieta w recznik kapielowy, zadano by mu natychmiast pytanie: “Dlaczego wlasnie pan, Munro? Skad ona pana znala?” Takiego pytania nie zdolalby uniknac, a jednoczesnie nie mogl na nie w zaden rozsadny sposob odpowiedziec. Jedynym rozwiazaniem bylo wymyslic jakies inne zrodlo: zarazem wiarygodne i nie do sprawdzenia.
Byl w Moskwie zaledwie od szesciu tygodni, ale niezwykle opanowanie rosyjskiego (takze kolokwialnego) szybko procentowalo. Dwa tygodnie wczesniej, podczas przyjecia dyplomatycznego w ambasadzie Czechoslowacji, rozmawial z jakims hinduskim attache, gdy nagle uslyszal tuz za soba przyciszona rozmowe dwoch Rosjan. “Ten drar jest rozczarowany – mowil jeden. – Uwaza, ze to on powinien byl dostac glowny klucz”. Podazyl za spojrzeniami tych dwoch i doszedl do wniosku, ze mowia zapewne o Rosjaninie stojacym po przeciwnej, stronie pokoju. Z listy gosci dowiedzial sie pozniej, ze to Anatolij Kriwoj, osobisty sekretarz i prawa reka glownego teoretyka partii, Wiszniajewa. Czym jednak mial ow czlowiek byc rozczarowany? Munro przejrzal swoje akta i zapoznal sie z zyciorysem Kriwoja. Pracowal, on przedtem w wydziale organizacyjnym Komitetu Centralnego; krotko po nominacji Pietrowa na stanowisko szefa tego wydzialu Kriwoj pojawil sie w swicie Wiszniajewa. Czy w gre wchodzily jakies urazy? Czy odszedl w wyniku konfliktu z Pietrowem? Czy byl rozgoryczony, bo pominieto go w awansie? Wszystko to jest calkiem mozliwe – i bardzo ciekawe dla szefa obcej siatki szpiegowskiej.
Kriwoj – pomyslal teraz. – Tak, to moglby byc on. On takze ma dostep co najmniej do pisemnej kopii, ktora otrzymuje Wiszniajew, a moze rowniez do tasmy. I przypuszczalnie jest teraz w Moskwie – w kazdym razie jest jego szef. Wczoraj wital na lotnisku delegacje rzadowa z Niemiec Wschodnich.
“Przykro mi, Anatolu, ale wyglada na to, ze przeszedles na nasza strone” – powiedzial do siebie, wsuwajac gruba koperte do wewnetrznej kieszeni marynarki, i poszedl na gore, do szefa kancelarii.
– Bede musial wyjechac do Londynu ze srodowa poczta – poinformowal dyplomate. – To sprawa nie cierpiaca zwloki.
Szef nie zadawal zadnych pytan. Wiedzial, czym zajmuje sie Munro, i obiecal zalatwic formalnosci. Poczta dyplomatyczna – w istocie jest to torba lub kilka plociennych workow – leci z Moskwy do Londynu w kazda srode, zawsze samolotem British Airways, nigdy Aeroflotu. Przybywa po nia z Londynu krolewski kurier, jeden z wielu, jacy codziennie przemierzaja swiat samolotami, chronieni pieczecia z korona i chartem. Szczegolnie tajne materialy kurier przewozi w twardej teczce, przypietej lancuchem do lewego nadgarstka; materialy biezace, mniejszej wagi – w zapieczetowanych workach, ktore osobiscie dostarcza do ladowni samolotu. Na terytorium brytyjskim pracuje sam. W Moskwie towarzyszy mu zawsze ktorys z pracownikow ambasady.
Wielu jest chetnych do takiej eskorty, bo pozwala ona wyskoczyc na chwile do Londynu, zrobic troche zakupow i spedzic przyjemny wieczor w miescie. Totez drugi sekretarz ambasady, ktory w tym tygodniu musial zrezygnowac na rzecz Munro ze swej kolejki, byl wsciekly, ale i on nie zadawal zadnych pytan.
W srode z lotniska Szeremietiewo 2, zbudowanego z okazji Igrzysk Olimpijskich 1980, wystartowal Airbus 300-B Brytyjskich Linii Lotniczych i skierowal sie w strone Londynu. Siedzacy obok Munro kurier dyplomatyczny, krepy, starannie ubrany byly wojskowy, oddal sie natychmiast swojemu hobby: ukladal krzyzowki dla pewnej znanej gazety.
– Trzeba cos robic dla zabicia czasu – tlumaczyl nieco zazenowany. – Kazdy z nas, kurierow, ma jakies swoje samolotowe hobby.
Munro mruknal cos w odpowiedzi i popatrzyl ponad krawedzia skrzydla na pozostajace w tyle miasto. Gdzies tam, w dole, wsrod zalanych sloncem ulic, zyla i pracowala kobieta, ktora kochal. Pracowala wsrod ludzi, ktorych zamierzala zdradzic. Pozostawala teraz sama, wystawiona na wszelkie niebezpieczenstwa.
Kontur Norwegii przypomina wielka prehistoryczna skamieniala ludzka reke, siegajaca z Arktyki ku Danii i Anglii. Przyjmijmy, ze to prawa reka; dlon przykrywa jakby lezace pod nia morze, a krotki kciuk, czesciowo docisniety do palca wskazujacego, odchyla sie koncem ku wschodowi. Na styku palca wskazujacego i kciuka lezy Oslo, stolica kraju. Dalej ku polnocy, w glab Arktyki, ciagnie sie dlugie przedramie, w okolicach Tromso i Hammerfest jakby zlamane, a tak cienkie, ze w niektorych miejscach odleglosc od morza do granicy szwedzkiej nie przekracza 60 kilometrow. Na mapach plastycznych ta reka wyglada jak zmiazdzona mlotem boskiego kowala, ktory rozszczepil kosci na tysiace odlamkow. Efekty tych straszliwych ciosow najbardziej sa widoczne na zewnetrznej krawedzi “dloni”.
Tutaj pomiedzy owe odlamki i okruchy skalne wdziera sie morze, tworzac niezliczone zatoki i kanaly, zalewy i ciesniny. Woda wciska sie w krete, ciasne wawozy, gdzie zbocza gor opadaja stromo w gladka, lustrzana ton. To fiordy; z nich wlasnie poltora tysiaca lat temu wyruszali najlepsi zeglarze, jakich zna historia, najlepsi, jacy kiedykolwiek trzymali w reku ster. Zanim skonczyla sie ich epoka, doplyneli do Grenlandii i do Ameryki, podbili Irlandie, zasiedlili Bretanie i Normandie, lowili u brzegow Hiszpanii i Maroka, i wciaz niezmordowanie zeglowali – od Islandii po Morze Srodziemne. Tak zyli wikingowie. Dzis wzdluz fiordow Norwegii zyja i lowia ryby ich godni spadkobiercy.
Takim wlasnie czlowiekiem byl Thor Larsen, kapitan zeglugi wielkiej, ktory tego lipcowego popoludnia szedl ogromnymi krokami wzdluz palacu krolewskiego w Sztokholmie, wracajac do hotelu z biura zarzadu swojej kompanii. Ludzie instynktownie ustepowali mu z drogi: mial 190 centymetrow wzrostu i zajmowal cala szerokosc staromiejskiego chodnika; mial tez niebieskie oczy i wielka brode. Pozostajac chwilowo bez przydzialu nosil cywilne ubranie, ale po wizycie w biurze Nordia Line mial powody sadzic, ze byc moze juz niedlugo dostanie nowy statek pod swoja komende.
Po szesciomiesiecznym szkoleniu (na koszt firmy) w najnowszych tajnikach radarow, nawigacji komputerowej i technologii supertankowcow – umieral wprost z tesknoty za morzem. Wczoraj wezwano go do centrali, gdzie z rak osobistego sekretarza wlasciciela Nordia Line – zarazem jej prezesa i naczelnego dyrektora – otrzymal zaproszenie na kolacje. Zaproszenie dotyczylo rowniez zony Larsena; zawiadomiono ja o tym telefonicznie, i wlasnie leciala do Sztokholmu z Norwegii, takze na koszt firmy. Stary jest dziwnie rozrzutny – pomyslal Larsen. – Musi sie za tym kryc cos szczegolnego.