14.
Od 19.00 do polnocy
Prezydent William Matthews wciaz jeszcze byl pod wrazeniem niezwyklosci i gwaltownosci radzieckiej reakcji. Niecierpliwie czekal na przyjazd dyrektora CIA, Roberta Bensona, i osobistego doradcy do spraw bezpieczenstwa, Stanislawa Poklewskiego; po obu juz poslano. Kiedy wreszcie dotarli do Owalnego Gabinetu, prezydent strescil im szczegoly osobliwej wizyty ambasadora Kirowa.
– Co, u diabla, moze sie za tym kryc? – spytal swoich trzech glownych doradcow.
Zaden nie mial jednak gotowej odpowiedzi. Mogli sobie pozwolic jedynie na domysly. Ktos zasugerowal, ze byc moze Rudin natrafil na silny opor we wlasnym Biurze Politycznym, co uniemozliwia mu zawarcie traktatu; sprawa “Freyi” jest tylko dogodnym pretekstem, zeby sie wycofac. Ale szybko uznano ten domysl za bledny: bez traktatu Zwiazek Radziecki nie dostanie obiecanego ziarna, a jego wlasne rezerwy zmieszcza sie juz zapewne na kilku ciezarowkach. Ktos inny powiedzial, ze byc moze smierc pilota Aeroflotu, kapitana Rudenki, byla ciosem prestizowym, ktorego Kreml nie moze do dzis strawic. Ale i te mysl odrzucono. W koncu nie zrywa sie wielkich miedzynarodowych traktatow z powodu smierci jednego pilota. Dopiero po jakiejs godzinie dyrektor CIA przerwal te jalowe dyskusje.
– To sie wydaje bezsensowne, a jednak musi miec jakis sens. Rudin nie podejmowalby tak szalenczych krokow, gdyby nie mial istotnego powodu, ktorego nie znamy.
– Na pewno – zgodzil sie Matthews. – Ale to nie uwalnia nas od przerazajacej koniecznosci wyboru: albo dopuscimy do uwolnienia Miszkina i Lazariewa i stracimy najwieksza szanse traktatu rozbrojeniowego, jaka trafila sie naszemu pokoleniu, bo najdalej za rok bedziemy mieli wojne, albo uzyjemy swoich sposobow, by do ich uwolnienia nie dopuscic, i narazimy Europe Zachodnia na najwieksza katastrofe ekologiczna w obecnych czasach.
– Musimy wiec szukac trzeciego rozwiazania – odezwal sie Lawrence. – Ale gdzie, do cholery?
– Chyba tylko w jednym miejscu – wlaczyl sie Poklewski – w Moskwie. Odpowiedz musi tam byc. Nie sadze, bysmy mogli wymyslic sposob na unikniecie obu tych fatalnych rozwiazan, jesli nie dowiemy sie przedtem, dlaczego Rudin tak zareagowal…
– Mysli pan pewnie o “Slowiku” – przerwal mu Benson. – Ale na to jest za malo czasu. Nie mamy do dyspozycji tygodni ani nawet dni. Mamy pare godzin. Mysle, panie prezydencie, ze powinien pan porozumiec sie bezposrednio z Rudinem. Goraca linia. Niech pan porozmawia z nim jak prezydent z prezydentem. Moze on po prostu powie, dlaczego tak sie zaparl w sprawie tych porywaczy?
– A jesli nie powie? – spytal Lawrence. – Przeciez mogl to przekazac przez Kirowa. Albo wyslac osobisty list…
Matthews powzial decyzje.
– Mimo wszystko zadzwonie do Rudina. Ale jesli nie przyjmie mojego telefonu albo odmowi blizszych wyjasnien, bedziemy zmuszeni uznac, ze podlega on przemoznemu naciskowi swoich ludzi. Tymczasem, zanim uzyskamy polaczenie z Moskwa, wtajemnicze w te sprawe pania Carpenter i poprosze ja o konsultacje z Sir Nigelem, a jesli sie da, takze ze “Slowikiem”. Zadzwonie tez do kanclerza Buscha. Moze bedzie mogl dac nam troche wiecej czasu.
Kiedy glos w sluchawce poprosil o polaczenie z Ludwigiem Jahnem, telefonistka w centrali wiezienia Tegel chciala od razu odmowic. Bylo duzo takich telefonow z prasy, zwlaszcza do tych pracownikow wiezienia, ktorzy mogli znac jakies pikantne szczegoly na temat Miszkina i Lazariewa. Telefonistka miala scisle polecenie: nie laczyc. Ale kiedy rozmowca wyjasnil, ze jest krewnym Jahna i chce go zaprosic na slub swojej corki, ktory ma sie odbyc jutro w poludnie – zmiekla. W koncu rodzina to zupelnie inna sprawa. Wlaczyla odpowiedni numer; Jahn odebral telefon w swoim pokoju sluzbowym.
– Mam nadzieje, ze pamieta mnie pan – odezwal sie glos w sluchawce.
Jahn pamietal az nazbyt dobrze: byl to glos Rosjanina o lodowatych oczach z obozu koncentracyjnego.
– Nie powinien pan tu dzwonic – wyszeptal przerazony. – Zreszta nie moge nic dla pana zrobic. Potrojono warty, inne sa godziny zmian.
A ja jestem teraz na sluzbie non stop, nawet spie w biurze. Az do odwolania… takie sa rozkazy. Ci dwaj sa teraz zupelnie niedostepni…
– Niech pan lepiej wymysli jakis pretekst, zeby na chwile wyjsc – przerwal jego tlumaczenia pulkownik Kukuszkin. – Niedaleko od wejscia sluzbowego jest bar… – wymienil nazwe baru i ulice. Jahn nie byl tam nigdy przedtem, ale ulice znal.
– Za godzine, bo jesli nie…
W Berlinie byla godzina osma. Wokol panowala ciemnosc.
Joan Carpenter, premier Wielkiej Brytanii, zasiadla wlasnie do kolacji z mezem w mieszkalnej czesci budynku przy Downing Street 10, kiedy zawiadomiono ja, ze prezydent Matthews pragnie z nia mowic. Natychmiast wrocila do swego gabinetu. Matthews i Carpenter znali sie dobrze. Spotkali sie juz kilkanascie razy od czasu, kiedy urzad brytyjskiego premiera po raz pierwszy objela kobieta. Totez podczas kameralnych spotkan mowili sobie po imieniu. Teraz jednak, choc specjalna linia telefoniczna wykluczala jakikolwiek podsluch, zachowywali formy oficjalne – chocby dlatego, ze rozmowa byla nagrywana dla celow dokumentacji.
Matthews krotko i zwiezle powtorzyl to, co w imieniu Maksyma Rudina przekazal mu ambasador ZSRR w Waszyngtonie. Joan Carpenter nie wierzyla wlasnym uszom.
– Na litosc boska, dlaczego?
– Tez chcialbym to wiedziec, droga pani – dobiegl z drugiej strony Atlantyku charakterystyczny, przeciagajacy samogloski, glos poludniowca. – Nie mamy zadnego wyjasnienia. Mamy za to dwa problemy. Po pierwsze, ambasador Kirow ostrzegl mnie, ze jesli tresc zadania Rudina dostanie sie do wiadomosci publicznej., skutki – chodzi o Traktat Dublinski – beda takie same, jak gdybysmy zadania nie spelnili. Sadze, ze moge liczyc na pani dyskrecje?
– To oczywiste – odparla. – A drugi problem?
– Probowalem porozumiec sie przez goraca linie z panem Rudinem. Niestety, jest nieosiagalny. Wyciagnelismy stad wniosek, ze ma on u siebie na Kremlu klopoty, o ktorych nie moze mowic. Wszystko to stawia mnie w nieslychanie trudnej sytuacji. Na razie wiem tylko jedno… i jestem w tej kwestii calkowicie zdecydowany: nie moge dopuscic do zerwania traktatu. Zbyt wielka ma on wartosc dla calego Zachodu. Musze bezwzglednie walczyc o jego podpisanie. Nie pozwole, zeby zawalil sie z powodu dwoch wiezniow w Berlinie. To absurdalne, zeby garstka terrorystow okupujacych tankowiec wywolala wojne swiatowa – a niewatpliwie taki bylby skutek.
– Calkowicie sie z panem zgadzam. Czego jednak oczekuje pan ode mnie? Chyba nie rozmow z kanclerzem Buschem? Sadze, ze ma pan na niego wiekszy wplyw niz ja.
– Nie o to chodzi, droga pani. Chcialbym wiedziec dwie rzeczy. Mamy tu oczywiscie pewne wyobrazenie o skutkach, jakie wywolalaby w Europie katastrofa “Freyi”, sadze jednak, ze pani wie juz na ten temat znacznie wiecej. Otoz chcialbym znac wszystkie wyobrazalne nastepstwa i mozliwe rozwiazania… w razie, gdyby terrorysci posuneli sie do najgorszego.
– Istotnie – odpowiedziala pani Carpenter – nasi ludzie przez caly dzien szczegolowo analizowali wszystkie te sprawy. Nie bralismy tylko pod uwage zdobywania statku sila. Teraz bedziemy chyba musieli rozwazyc i to. Oczywiscie wydam natychmiast polecenie, aby najdalej w ciagu godziny przekazano panu wszystkie niezbedne informacje w tej kwestii. Co dalej?
– To trudna sprawa i nie bardzo wiem, czy moge pania o to prosic – zastrzegl sie dyplomatycznie Matthews. – Otoz sadzimy, ze musi istniec jakies racjonalne wytlumaczenie decyzji Rudina, a poki go nie znamy, bladzimy w ciemnosciach. Potrzebuje choc odrobiny swiatla, zeby wyjsc z impasu. To znaczy, musze znac powod postepowania Rudina. Tylko w ten sposob moge szukac jakiegos trzeciego wyjscia. Mowiac krotko… chcialbym, aby wasi ludzie uaktywnili jeszcze raz “Slowika”. Moze on wyjasni nam, o co tu chodzi?
Joan Carpenter zawahala sie. Nigdy dotad nie ingerowala w konkretne dzialania Firmy Sir Nigela Irvine'a. W odroznieniu od niektorych swoich poprzednikow starala sie nie wtykac nosa w prace sluzb wywiadowczych po to jedynie, by zaspokoic wlasna ciekawosc. Od momentu objecia urzedu podwoila budzety obu sluzb – SIS i MI5, a na stanowiska dyrektorow wyznaczyla ambitnych profesjonalistow, ktorzy odplacili jej niezlomna lojalnoscia. Wiedziala, ze ci ludzie jej nie zawioda. I rzeczywiscie, nigdy nie zawiedli.
– Zrobie, co bede mogla – rzekla po dluzszym namysle. – Ale tu chodzi o cos, co znajduje sie w samym sercu Kremla, a czas nagli. Mimo wszystko sprobujemy. Tyle moge panu obiecac.
Odlozyla sluchawke i siegnela po inna: zawiadomila meza, zeby nie czekal na nia z kolacja; pozostanie w biurze przez cala noc. Z kuchni zamowila duzy dzbanek kawy. Potem zadzwonila do domu Sir Juliana Flannery'ego. Powiedziala mu tylko, ze pojawily sie nowe komplikacje, i poprosila, by jak najszybciej wrocil do Urzedu Premiera. Ta rozmowa odbyla sie ze zwyklego telefonu, przez siec publiczna. Nastepna, i na razie ostatnia, wymagala uzycia linii supertajnej i superspecjalnej. Na drugim koncu zglosil sie oficer dyzurny kwatery glownej Secret Intelligence Service. Premier kazala mu natychmiast skontaktowac sie z Sir Nigelem – gdziekolwiek sie znajduje – i wezwac go na Downing Street 10. Skracajac sobie oczekiwanie, wlaczyla telewizor; byla dziesiata, wlasnie zaczynal sie przeglad wiadomosci BBC. Noc zapowiadala sie dluga i ciezka.
Wnetrze baru przypominalo wagon kolejowy. Otyly Jahn z trudem wsliznal sie do “przedzialu” i usiadl naprzeciw Rosjanina. Ten patrzyl nan chlodno, bez sladu emocji. Jahn, spocony ze strachu, nigdy by sie nie domyslil, ze Rosjanin walczy w tej chwili o wlasne zycie; ani jeden muskul nie drgnal w jego twarzy. Sluchal cierpliwie wyjasnien Jahna o specjalnym rezimie wprowadzonym w wiezieniu po czternastej. A przeciez mial sie czego bac: w rzeczywistosci nie mial wcale dyplomatycznego paszportu i ukrywal sie – jako gosc swoich enerdowskich kolegow – w ich melinie znajdujacej sie w Berlinie Zachodnim.