Plac wybrukowany byl plytkami z matowego szkla. Z takich samych plytek zbudowane byly wielopietrowe domy, zwezajace sie ku gorze i zakonczone obrotowymi wiezami. Do wiez umocowane byly wklesle tarcze, ktore pochlanialy promienie sloneczne i wytwarzaly cieplo, niezbedne nie tylko do ogrzewania mieszkan, ale rowniez do ogrzewania powietrza na zewnatrz.

Dzieki mechanizmowi tarcz slonecznych oraz systemowi elektrycznych chlodnic Patentonczycy umieli utrzymywac temperature swych miast na jednakowym poziomie o kazdej porze roku. Bylo to wazne chociazby z tego wzgledu, ze Patentonczycy posiadali niezmiernie duze nosy, wiec przy lada powiewie dostawali kataru i kichali tak glosno, jakby grali na trabach.

Plac przecinala szeroka ulica, ktorej liczne odgalezienia i przecznice widoczne byly z daleka. Ponad placem wisialy roje swidrowcow, przyczepionych do balkonow domow jak baloniki. Mieszkancy miasta wylegli na balkony, trzymajac przy ustach male kauczukowe glosniki. Zebrani na placu Patentonczycy przystrojeni byli w uroczyste, spiczaste kaptury, zakonczone malenkimi antenami w ksztalcie guzika. Jeden z nich, wyrozniajacy sie szczegolnie duzym nosem, zblizyl sie w drobnych podskokach do Pana Kleksa, pochylil sie nisko i zwyczajem patentonskim pocalowal go w ucho. Byla to oznaka wielkiej czci, na ktora pan Kleks odpowiedzial w podobny sposob, ale musial przy tym podskoczyc wysoko w gore, gdyz Patentonczyk przewyzszal go wzrostem o dobre cztery glowy.

Powitanie z pozostalymi Bajdotami bylo mniej ceremonialne i ograniczalo sie do wzajemnego pociagania za uszy. Pietrkowi ogromnie podobal sie ten zwyczaj, gdyz po raz pierwszy w zyciu mogl targac za uszy innych, tak jak to z nim dotychczas robili marynarze, bynajmniej nie po to, aby mu pokazac szacunek.

Po zakonczeniu powitan, podczas ktorych zgromadzony tlum odegral na nosach Marsza Wynalazcow, Patentonczyk przylozyl do ust siatke ze szklanego drutu, wielkosci kieszonkowego zegarka, i rozpoczal prze-mowienie. Siatka ta stanowila niezwykly wynalazek. Przetwarzala ona mowe patentonska na kazdy inny jezyk, stosownie do nastawienia znajdujacej sie w srodku wskazowki. W ten sposob przemowienie wygloszone po patentonsku Bajdoci uslyszeli w jezyku bajdockim.

– Dostojny gosciu! – powiedzial mowca zwracajac sie do pana Kleksa. – Dzielni podroznicy! Na wstepie pragne nadmienic, ze piastuje w Patentonii godnosc Arcymechanika, ktora u nas odpowiada godnosci Wielkiego Bajarza w waszym kraju. Przed trzema laty, gdy Urzad Patentowy stwierdzil, ze dokonalem najwiekszej ilosci wynalazkow, przejalem wladze z rak mojego poprzednika, Patentoniusza XXVIII, i sprawuje rzady pod przybranym imieniem Patentonisza XXIX. Gdy ktorys z moich ziomkow przescignie mnie w ilosci wynalazkow, jemu przekaze wladze jako memu nastepcy. Takie prawo panuje w naszym kraju.

Po tych slowach zebrani na placu Patentonczycy zawolali chorem:

– Ella mella Patentoniusz adarella! – co mialo oznaczac po patentonsku: „Niech zyje Patentoniusz XXIX!”

Mowca zas ciagnal dalej:

– Dumny jestem, ze moge powitac w naszym kraju uczonego tej miary, co pan Ambrozy Kleks, ktoremu mam do zawdzieczenia pomysly wielu naszych wynalazkow. Pomysly te nie mogly byc wprowadzone w zycie w ojczyznie pana Kleksa wskutek braku odpowiednich materialow i urzadzen technicznych, ale ich opisy i plany, swiadczace o geniuszu tego uczonego, dotarly do nas i pozwolily nam zrealizowac wiele donioslych wynalazkow ku pozytkowi naszego kraju.

W tym miejscu Arcymechanik sklonil sie nisko, jeszcze raz ucalowal pana Kleksa w ucho i mowil dalej:

– Pozwol, dostojny gosciu, ze wymienie tu wynalazki, ktore tobie mamy do zawdzieczenia. A wiec na pierwszym miejscu – pompka powiekszajaca. Dzieki niej moglismy powiekszyc nasz wzrost naturalny o jedna trzecia. Wynalazek ten chcialbym tu zademonstrowac.

Mowiac to Patentonczyk wyjal z kieszeni peleryny pompke przypominajaca zwykla oliwiarke, przylozyl jej koniec do ucha pana Kleksa i kilkakrotnie nacisnal denko. W tej samej chwili pan Kleks zaczal rosnac na oczach wszystkich i po uplywie kilku sekund dorownywal juz wzrostem Patentonczykom. Bylo to naprawde zdumiewajace. Bajdoci spogladali z zazdroscia na pana Kleksa, ktory stal sie niemal wielkoludem. Otoczyli zaraz Arcymechanika i nadstawiali natretnie uszy, domagajac sie na migi tego samego zabiegu. Tylko slepy sternik stal na uboczu, bo nie bardzo wiedzial o co chodzi.

Arcymechanik zorientowal sie, ze sternik jest slepy, i zrecznym ruchem ponad glowami marynarzy wlozyl mu na nos binokle o pryzmatycznych, opalizujacych szklach. Trudno opisac radosc sternika, ktory nagle zaczal widziec i z najwyzszym podziwem rozgladal sie dokola. Jeszcze wieksze zdumienie go ogarnelo, gdy Patentonczyk przylozyl mu do ucha pompke i dokonal operacji powiekszajacej. Szczescie jego nie mialo wprost granic.

Natomiast pozostalych Bajdotow Arcymechanik lagodnie, lecz stanowczo odsunal reka, po czym znowu podniosl siatke do ust i kontynuowal przerwane przemowienie:

– Nastepnym wynalazkiem opartym na pomysle pana Kleksa jest kluczyk otwierajacy wszystkie zamki, dalej pudelko do przechowywania plomykow swiec, samograjace mosty, automaty przeciwkatarowe i wiele, wiele innych. Nie moglismy tylko zmontowac wytworni pigulek na porost wlosow, gdyz nie posiadamy odpowiednich witaminowych barwnikow. Nasz przemysl chemiczny nie nadaza, niestety za rozwojem techniki, ta zas nie posiada juz dla nas zadnych tajemnic.

– Pigulki na porost wlosow? Alez prosze bardzo! – zawolal pan Kleks i wyciagnal z kieszeni srebrne puzderko, z ktorym nigdy sie nie rozstawal.

– Prosze bardzo! Mam ich duzy zapas.

Mowiac to, otworzyl puzderko i poczestowal pigulkami najblizej stojacych Patentonczykow. Po chwili puzderko bylo puste. Tym zas, ktorzy zdazyli skorzystac z poczestunku pana Kleksa, od razu posypaly sie spod kapturow bujne kedziory. Nastepnie kapela odegrala na nosach kantate skomponowana na czesc pana Kleksa.

Ale przemowienie Patentonczyka nie bylo jeszcze widocznie skonczone, gdyz dal znak, aby wszyscy sie uciszyli, po czym ciagnal dalej:

– W naszym kraju nie znajdziecie rozrywek ani zabaw, jako ze caly czas poswiecamy pracy. Ujrzycie za to wiele ciekawych rzeczy, a niektore z nich bedziecie nawet mogli zabrac ze soba do ojczystej Bajdocji. Jestescie naszymi goscmi, ale goscina wasza nie moze trwac dluzej niz jedna dobe, gdyz nie wolno nam odrywac sie od naszych warsztatow. Takie jest prawo tego kraju.

„Nie chca, aby ich podpatrywac” – pomyslal Pietrek.

Skoro tylko Arcymechanik skonczyl przemowienie; wszyscy jego podwladni przylozyli siatki do ust i zawolali chorem:

– Niech zyje Patentoniusz XXIX! Niech zyje Ambrozy Kleks!

Po czym jeszcze raz odegrali na nosach powitalna kantate. Gdy ucichly ostatnie tony piesni, glos zabral pan Kleks i w krotkich slowach podziekowal za serdeczne przyjecie. Mowil po bajdocku, ale Patentonczycy przylozyli do uszu kauczukowe glosniki, ktore od razu tlumaczyly prze-mowienie na jezyk patentonski.