– To by bylo dobre – zgodzil sie.

Jesli to sie uda – pomyslal – Kreml zrobi wszystko, zeby sprawe zatuszowac. Jesli mimo to wyjdzie ona na jaw, jej wplyw na nastroje spoleczne, zwlaszcza na Ukrainie, bedzie wprost szokujacy.

– To mogloby wywolac nawet wielkie powstanie – powiedzial glosno.

Lazariew przytaknal bez namyslu. Nie musial sie zastanawiac – przeciez zastanawiali sie nad tym tyle razy i od tak dawna. Teraz pojawila sie szansa przejscia do czynow.

– Jakiego sprzetu byscie potrzebowali?

Lazariew wymienil niezbedne rzeczy. Drake powiedzial, ze wszystko to mozna dostac na Zachodzie.

– Ale – dodal – jak to dostarczyc tutaj?

– Odessa – rzucil lakonicznie Miszkin. – Pracowalem tam kiedys w porcie. To kompletnie skorumpowana banda. Kwitnie czarny rynek. Marynarze z kazdego zachodniego statku przywoza miejscowym handlarzom skorzane kurtki, plaszcze zamszowe, dzinsy. Tam moglibysmy sie spotkac. To takze Ukraina, nie potrzebujemy paszportow na podroz.

Zanim sie rozstali, plan byl dograny w szczegolach. Drake zdobedzie sprzet i przywiezie go statkiem do Odessy. Odpowiednio wczesniej listem, wyslanym z ZSRR, zawiadomi Miszkina i Lazariewa o dacie swojego przyjazdu. Bedzie tam jakis niewinny tekst. W Odessie spotkaja sie w kawiarni, ktora Miszkin zna z czasow, kiedy – jeszcze jako nieletni – byl dokerem w porcie.

– O dwoch sprawach musimy pamietac – powiedzial przed rozstaniem Drake. – Po wykonaniu akcji trzeba jeszcze rozglosic ja na caly swiat. Bez tego akcja traci sens. I musicie to zrobic osobiscie. Tylko wy bedziecie znac szczegoly, ktore przekonaja wszystkich, ze to prawda. A to znaczy takze, ze najpierw musicie uciec stad na Zachod.

– Jasne – mruknal Lazariew. – Obaj jestesmy “otkazniki”. Probowalismy, tak jak przedtem nasi ojcowie, wyjechac legalnie do Izraela, ale nasze wnioski odrzucono. No to wyjedziemy bez pytania o pozwolenie. Zreszta po takiej akcji nie mamy tu juz na co czekac. Tylko w Izraelu bedziemy bezpieczni. A jak juz tam bedziemy, opowiemy swiatu, co zrobilismy, i skompromitujemy tych bydlakow z Kremla i KGB.

– Druga sprawa wynika z pierwszej – wrocil do przerwanego watku Drake. – Po zakonczeniu akcji musicie mnie zawiadomic, zaszyfrowanym listem lub kartka. Gdyby cos nie wyszlo z wasza ucieczka, bede sam probowal puscic te nowine w swiat.

Doszli do wniosku, ze odpowiednia bedzie jakas niewinna pocztowka, wyslana ze Lwowa na poste restante w Londynie. Uzgodniwszy ostatnie szczegoly pozegnali sie; Drake powrocil do swojej grupy wycieczkowej.

Dwa dni pozniej byl juz w Londynie. Pierwsza rzecza, jaka tam zrobil, bylo kupno mozliwie najgrubszego katalogu lekkiej broni. Druga byl telegram do przyjaciela mieszkajacego w Kanadzie, jednego z najlepszych na tajemnej liscie, jaka Drake od lat prowadzil. Zawierala ona nazwiska emigrantow, podobnie jak on sklonnych wprowadzic w czyn swoja nienawisc do wspolnego wroga. Trzecia sprawa bylo zdobycie odpowiednich funduszy; nalezalo zrealizowac dawno juz ulozony plan napadu na bank.

* * *

Kierowca, ktory na koncu Prospektu Kutuzowa, na peryferiach Moskwy skreci w prawo w szose Rublowska, dojedzie po jakichs dwudziestu kilometrach do osady Uspienskoje, polozonej w samym sercu regionu niedzielnego wypoczynku. W rozleglych lasach otaczajacych Uspienskoje kryja sie tez willowe osiedla Zukowka i Usowo, z letnimi rezydencjami radzieckiej elity. Tuz za mostem Uspienskim na rzece Moskwie rozciaga sie piaszczysta plaza, na ktorej latem opalaja sie mniej od tamtych zasluzeni, ale raczej zamozni (maja samochody) mieszkancy Moskwy. Przyjezdzaja tu takze zachodni dyplomaci, i jest to jedno z niewielu miejsc, gdzie czlowiek z Zachodu moze nawiazac blizsze kontakty ze zwyklymi moskiewskimi rodzinami. Nawet rutynowa inwigilacja zachodnich dyplomatow, prowadzona wciaz przez KGB, tutaj jakby slabnie w skwarze letnich niedziel.

Adam Munro przyjechal tu wczesnym niedzielnym popoludniem 11 lipca 1982, w licznym towarzystwie pracownikow ambasady brytyjskiej.

Byly w tej grupie malzenstwa, byly tez osoby samotne, przewaznie mlodsze od niego. Dochodzila trzecia, gdy cale towarzystwo porzucilo wsrod drzew swoje reczniki i piknikowe kosze i zbieglo z niskiej skarpy przez piaszczysta plaze, by troche poplywac. Kiedy po powrocie Munro siegnal po swoj recznik, cos z niego wypadlo. Schylil sie i podniosl bialy kartonik wielkosci polowy pocztowki. Na jednej stronie wypisane bylo na maszynie, po rosyjsku: “Trzy kilometry na polnoc od tego miejsca jest w lesie opuszczona cerkiewka. Czekam tam na ciebie za pol godziny. Prosze – to bardzo pilne”.

Zachowal na twarzy konwencjonalny usmiech, kiedy jedna z sekretarek ambasady zblizyla sie, proszac o papierosa. Kiedy podawal jej ogien, jego umysl pracowal goraczkowo, ale systematycznie. Czy to jakis dysydent pragnie przekazac mu nielegalna bibule? Moze byc z tego masa klopotow. A moze jakas grupa religijna szuka azylu w jego ambasadzie? Cos takiego zdarzylo sie Amerykanom w 1978 i tez wywolalo nieslychane problemy. A jesli to ordynarna pulapka, zastawiona przez KGB, aby rozszyfrowac agenta SIS w ambasadzie? To tez mozliwe. Przeciez zaden prawdziwy radca handlowy nie przyjalby podobnego zaproszenia – wsunietego w recznik przez kogos, kto z pewnoscia sledzil go i obserwowal z otaczajacych zarosli. A jednak jak na KGB bylo to zbyt prymitywne. Raczej podsuneliby mu rzekomego zdrajce gdzies w miescie, zapewniwszy sobie mozliwosc sfotografowania z ukrycia momentu przekazania towaru. Kim zatem byl tajemniczy autor listu?

Ubral sie szybko, wciaz niezdecydowany.

W koncu wciagnal buty i powzial decyzje. Jesli to pulapka, to nie dostal zadnej kartki i po prostu spaceruje sobie po lesie. Ku rozczarowaniu sekretarki zostawil ja sama. Po kilkudziesieciu krokach zatrzymal sie i podpalil kartonik zapalniczka, a popiol zagrzebal w grubej sciolce igliwia.

Kierujac sie polozeniem slonca i wskazaniami zegarka, pomaszerowal ku polnocy. Po dziesieciu minutach, wspiawszy sie na niewielki pagorek, dostrzegl przed soba, po drugiej stronie doliny, podobna do cebuli kopule cerkwi, oddalona mniej wiecej o mile. Natychmiast ruszyl miedzy drzewami w tamta strone.

W lasach otaczajacych Moskwe sa dziesiatki takich cerkiewek, niegdys miejsc kultu dla mieszkancow okolicznych wiosek, dzis przewaznie zaniedbanych, zabitych deskami, opuszczonych. Ta, do ktorej sie teraz zblizal, stala na duzej srodlesnej polanie. Zatrzymal sie na skraju i obserwowal sasiedztwo cerkwi. Nie dostrzegl jednak nikogo. Ostroznie wysunal sie na otwarta przestrzen. Dopiero kiedy znalazl sie o kilka krokow od opieczetowanych drzwi frontowych, zauwazyl postac stojaca w glebokim cieniu lukow sklepienia. Zastygl w bezruchu – i przez dlugie minuty patrzyli na siebie w milczeniu. Coz zreszta mozna bylo powiedziec? Bezwiednie wyszeptal tylko jej imie:

– Walentyna…

Wysunela sie z cienia i odpowiedziala w ten sam sposob:

– Adam…

Dwadziescia jeden lat – pomyslal ze zdumieniem. A wiec przekroczyla juz czterdziestke. Ale wygladala najwyzej na trzydziesci, nadal kruczowlosa, piekna i niezwykle smutna.

Przysiedli na plycie grobowca i cicho rozmawiali o dawnych czasach. Dowiedzial sie, ze w kilka miesiecy po rozstaniu wrocila do Moskwy i nadal pracowala jako stenotypistka w instytucjach partyjnych. Majac dwadziescia trzy lata wyszla za mlodego, dobrze zapowiadajacego sie oficera Armii Czerwonej. Siedem lat pozniej przyszlo na swiat dziecko i zyli szczesliwie we troje. Kariera jej meza rozwijala sie swietnie, mial bowiem wujka na wysokim stanowisku w armii – a miejscowy nepotyzm nie rozni sie specjalnie od innych. Synek ma teraz dziesiec lat.

Piec lat temu jej maz, mimo mlodego wieku juz w randze pulkownika, zginal w katastrofie smiglowca, w locie zwiadowczym nad graniczna rzeka Ussuri, gdzie obserwowal ruchy wojsk chinskich. Aby jakos zagluszyc bol, wrocila do pracy. Wuj uzyl swoich wplywow, chcial zapewnic jej dobra prace, na wysokim szczeblu, dajaca takie przywileje, jak specjalne sklepy zywnosciowe, specjalne restauracje, lepsze mieszkanie, prywatny samochod – slowem wszystko, co przysluguje wysokim funkcjonariuszom aparatu partyjnego. W koncu, dwa lata temu, po przejsciu specjalnej procedury weryfikacyjnej, zostala wlaczona do malego zespolu stenografow i maszynistek, stanowiacego odrebna komorke uslugowa sekretariatu generalnego KC, zwana sekretariatem Biura Politycznego.

Munro prawie oniemial z wrazenia. Byla wiec az tak wysoko, tak diabelnie wysoko; nalezala do grona najbardziej zaufanych.

– Jak nazywa sie wuj twojego meza?

– Kierenski – wyszeptala tak cicho, ze ledwie doslyszal.

– Marszalek Kierenski? – spytal z niedowierzaniem. Skinela glowa. Munro musial wziac gleboki oddech. Kierenski, ten ultrajastrzab!

Spojrzal znowu na nia i nagle dostrzegl, ze jej oczy sa wilgotne. Trzepotala gwaltownie rzesami, powstrzymujac lzy. W naglym, nie kontrolowanym odruchu objal ja ramieniem, a ona przytulila sie bez oporu. Poczul zapach jej wlosow, ten sam slodki zapach, ktory dwadziescia lat temu zarazem go rozczulal i podniecal.

– Co ci jest? – spytal lagodnie.

– Och, Adamie, jestem taka nieszczesliwa…

– Nieszczesliwa? Dlaczego, na litosc boska? Masz przeciez wszystko, co mozna miec w tym kraju.

Pokrecila powoli glowa, potem odsunela sie od niego. Zaczela unikac jego wzroku, wpatrzona w las otaczajacy polane.

– Widzisz, ja przez cale zycie, od malego dziecka, wierzylam w to wszystko. Naprawde wierzylam. Nawet w czasach, kiedy bylismy razem, wierzylam, ze socjalizm jest najlepszy i najsprawiedliwszy. Nawet w najtrudniejszych latach, w latach nedzy, kiedy Zachod oplywal w dobra, a my nie mielismy nic, wierzylam w slusznosc komunistycznego idealu, ktory Rosja kiedys osiagnie i podaruje swiatu. To ideal swiata wolnego od faszyzmu, od pogoni za pieniadzem, od wyzysku, od wojny. Tego mnie uczyli i naprawde w to wierzylam. To bylo mi drozsze niz ty, niz nasza milosc, niz moj maz i dziecko. I co najmniej rownie drogie jak ten kraj, jak Rosja, ktora jest czescia mojej duszy.