Kapitan Thanos tez tak uwazal. Jego narod honorowal te zasade od niepamietnych czasow. Jeszcze raz spojrzal na fotografie. Nie wiedzial – i nigdy nie mial sie dowiedziec – ze dziewczyna jest Angielka, ze pozowala do zdjecia w studio w poblizu dworca King's Cross, a schody z “Potiomkina” w tle to powiekszony detal z reklamowki, jaka mozna dostac w londynskim biurze Inturistu.
– Wiec jak chce pan ja stamtad wyciagnac?
– W przyszlym miesiacu, po zakonczeniu sezonu turystycznego, statek pasazerski “Litwa” zabiera z Odessy na wycieczke do portow Morza Srodziemnego duza grupe z Komsomolu, tej ich organizacji mlodziezowej.
Thanos przytaknal; dobrze znal “Litwe”.
– Poniewaz robilem duzo szumu w sprawie Larysy, mnie juz tam nie wpuszcza. Ona tez nie dostalaby sie na wycieczke normalna droga. Ale w miejscowym oddziale Ministerstwa Spraw Wewnetrznych jest pewien urzednik, ktory lubi dobrze pozyc. On wpisze ja na te wycieczke z nienagannym dossier, a ja bede juz na nia czekal w Wenecji. Rzecz w tym, ze ten urzednik chce dostac dziesiec tysiecy dolarow. Mam te pieniadze, ale musze je jakos dostarczyc Larysie.
To wyjasnienie zadowolilo kapitana Thanosa. Wiedzial, ze korupcja urzednikow z wybrzezy Ukrainy, Krymu, Gruzji jest powszechna. Urzednik, ktory “zalatwia” komus nowe papiery za dewizowa lapowke, to rzecz calkiem tam zwyczajna. Po godzinie Anglik i Grek dobili targu: za nastepne 5000 dolarow Thanos zabierze Drake'a na poklad jako kontraktowego marynarza na ten jeden rejs.
– Wyplywamy trzydziestego – powtorzyl kapitan – a w Odessie powinnismy byc dziewiatego lub dziesiatego. Niech pan bedzie na nabrzezu, przy ktorym stoi “Sanadria”, trzydziestego o szostej wieczor. Wejdzie pan, jak tylko opusci poklad agent armatora… i musi pan zdazyc przed tymi z kontroli paszportowej.
Cztery godziny pozniej Drake dzwonil z Pireusu do swego mieszkania w Londynie, przekazujac Krimowi date, ktora musieli znac Miszkin i Lazariew.
Odpowiedz Maksyma Rudina na propozycje prezydenta Matthewsa przyszla juz 20 wrzesnia. Byl to takze prywatny, osobisty list. Rudin zgadzal sie w nim na tajne spotkanie Lawrence'a i Rykowa w Irlandii, dwudziestego czwartego. Matthews podal list przez biurko swojemu sekretarzowi stanu.
– Nie traci czasu – zauwazyl.
– Bo tez nie ma czasu do stracenia – odparl Lawrence. – Wszystko jest juz przygotowane. Dwaj nasi ludzie sa juz w Dublinie, nadzoruja cala organizacje spotkania. A jutro nasz ambasador w Irlandii spotka sie z ich ambasadorem, by ustalic ostateczne szczegoly.
Azamat Krim mial nowy problem: jak wyslac do Miszkina z terytorium Zwiazku Radzieckiego list lub kartke, napisana po rosyjsku i opatrzona rosyjskimi znaczkami – bez czekania na swoja wize w konsulacie ZSRR w Londynie, co moglo potrwac nawet cztery tygodnie. Z pomoca Drake'a rozwiazal jednak ten problem stosunkowo latwo.
Glowny port lotniczy Moskwy, Szeremietiewo, byl przed 1980 rokiem maly, brudny i nedzny. Ale na Igrzyska Olimpijskie postanowiono zbudowac nowy, wielki kompleks obslugi pasazerow. Tym wlasnie dworcem zainteresowal sie w swoim czasie Andrew Drake.
Urzadzenia nowego portu lotniczego, obslugujacego caly ruch lotow dalekodystansowych, sa istotnie na najwyzszym poziomie. Liczne tabliczki pamiatkowe slawia osiagniecia radzieckiej techniki uzytej przy budowie tego lotniska. Znamienne jednak, ze nie ma na nich ani slowa o tym, jak to Moskwa musiala cala budowe powierzyc pewnej firmie zachodnio-niemieckiej, poniewaz miejscowe przedsiebiorstwa nie potrafily zapewnic odpowiedniej jakosci ani zagwarantowac terminu ukonczenia. Niemcy dostali hojna zaplate w twardej walucie, ale kontrakt przewidywal srogie kary umowne w razie nieukonczenia budowy przed rozpoczeciem Olimpiady 1980. Totez Niemcy uzyli tylko dwu produktow “sowieckiej techniki” – piasku i wody. Wszystko inne transportowano z RFN, by miec pewnosc, ze materialy beda wlasciwe, a ich dostawy terminowe.
W wielkiej poczekalni tranzytowej i w salach obslugi podroznych zainstalowano skrzynki pocztowe – dla tych turystow, ktorzy chcieliby wyslac z Moskwy widokowki do krewnych i znajomych, a zapomnieli lub nie zdazyli zrobic tego wczesniej. KGB bada doslownie kazdy przekraczajacy granice list, kartke, depesze, rozmowe telefoniczna. Jakkolwiek wielka jest to praca, wykonywana jest sumiennie. Ale nowe sale odlotu na Szeremietiewie obslugiwaly zarowno loty zagraniczne, jak dlugodystansowe loty w granicach ZSRR.
Rosyjska widokowke zdobyl Krim w biurze Aeroflotu w Londynie, znaczki zas odpowiedniej wartosci kupil calkiem oficjalnie w osrodku filatelistycznym Stanleya Gibbonsa. Na kartce, ktorej obrazek przedstawial naddzwiekowy samolot pasazerski Tupolew-144, napisane bylo – po rosyjsku, cyrylica: “Wlasnie lece do Chabarowska z wycieczka zorganizowana przez POP z naszej fabryki. Z emocji niemal calkiem zapomnialem o Tobie, a przeciez dziesiatego twoje urodziny. Zycze wszystkiego najlepszego. Twoj kuzyn Iwan”.
Chabarowsk lezy we wschodniej Syberii, blisko Morza Japonskiego. Ludzie lecacy do Chabarowska rzeczywiscie przechodziliby przez ten sam pawilon, co pasazerowie Aeroflotu odlatujacy do Japonii. List zaadresowany byl do Dawida Miszkina, mieszkanca Lwowa.
Azamat Krim wsiadl w Londynie do samolotu Aeroflotu i polecial nim do Moskwy. Stad, innym samolotem, dotarl na lotnisko Narita w Tokio. Mial w kieszeni bilet “open”, bez okreslonej daty powrotu. W poczekalni tranzytowej w Moskwie spedzil dwie godziny i zanim wystartowal do Tokio, wrzucil swoja kartke do skrzynki pocztowej. W Tokio przesiadl sie do samolotu japonskiego i wrocil do Londynu.
Kartka zostala oczywiscie zbadana przez placowke pocztowa KGB w moskiewskim porcie lotniczym; uznano jednak, ze to jakis Rosjanin napisal do ukrainskiego kuzyna, a ze obaj mieszkaja i pracuja w granicach ZSRR – wyslano ja do adresata. Trzy dni pozniej dotarla do Lwowa.
Kiedy zmeczony i skolowany ciaglymi zmianami czasu Tatar wracal do Londynu z Japonii, niewielki odrzutowiec krajowej norweskiej linii Braethens-SAFE zatoczyl ciasny luk nad rybackim miastem Alesund i podszedl do ladowania na lotnisku miejskim, usytuowanym na plaskiej wyspie po drugiej stronie zatoki. Przez okienko kabiny pasazerskiej Thor Larsen spogladal w dol ze wzruszeniem, jakie ogarnialo go zawsze, ilekroc wracal do tego miasta, w ktorym sie wychowal i ktore zawsze bedzie dlan rodzinnym domem.
Przyszedl na swiat w 1935 roku, w chacie rybackiej w starej dzielnicy Buholmen, dawno juz zburzonej pod budowe nowej autostrady. Przed wojna Buholmen bylo dzielnica rybakow, labiryntem drewnianych domkow – szarych, niebieskich i brunatnozoltych. Podworze za domem jego ojca, jak wszystkie przy tej uliczce, opadalo regularnie od tylnej werandy az do brzegu ciesniny. Tutaj tkwily w wodzie chwiejne pomosty, do ktorych samodzielni rybacy, tacy jak jego ojciec, cumowali swoje male kutry, gdy wracali z polowu. Zapachami jego dziecinstwa byla smola, zywica, farba, sol i ryby.
W tamtym okresie przesiadywal czesto na ojcowej przystani, obserwujac wielkie statki sunace wolno do portu w Storneskaia, i marzyl o tych wszystkich miejscach, ktore z pewnoscia odwiedzaly, gdzies tam daleko na zachodzie, za oceanem. Majac siedem lat umial juz prowadzic mala zaglowke; odplywal na kilkaset mil od brzegow Buholmen, na gladkie wody fiordu, w ktorych przegladal sie z drugiego brzegu wyniosly masyw starej gory Sula.
– Bedzie z niego marynarz – mowil ojciec, obserwujac jego wyczyny z pomostu. – Nie zaden rybak, ktory kreci sie w kolko przy brzegu, ale prawdziwy marynarz.
Mial zaledwie piec lat, kiedy do Alesund przyszli Niemcy: wielkie chlopy w grubych szarych plaszczach, tratujace wszystko swymi ciezkimi buciorami. Ale dopiero dwa lata pozniej poznal blizej wojne. Kiedys latem, w czasie wakacji szkolnych, ojciec zabral go na polow. Kuter ojca, wraz z cala flotylla rybacka z miasteczka pod straza niemieckiej lodzi torpedowej, wyplynal daleko w morze. W nocy Thora obudzil jakis ruch na pokladzie. Hen na zachodzie migotaly jakies swiatelka; byly to szczyty masztow podobnej flotylli rybackiej – ale z “nieprzyjacielskich” teraz brytyjskich Orkadow. Obok ich kutra kolysala sie na falach mala lodz wioslowa, a na pokladzie zaloga goraczkowo przerzucala skrzynki na sledzie. Przed oczyma zdumionego dziecka spod sterty skrzynek wylonil sie nagle mlody mezczyzna. Byl blady i wyczerpany. Tamci pomogli mu przejsc do lodki, ktora po chwili zniknela w ciemnosciach, kierujac sie w strone flotylli z Orkadow. Jeszcze jeden radiooperator z norweskiego ruchu oporu wyruszyl ta droga na przeszkolenie do Anglii. Ojciec surowo zazadal od Thora obietnicy, ze nikomu nie powie, co widzial. Jakis tydzien pozniej, pod wieczor, w Alesund zaterkotaly karabiny maszynowe; nazajutrz matka kazala mu sie modlic szczegolnie goraco za dusze poleglego nauczyciela.
Nie mial jeszcze pietnastu lat – a rosl wtedy tak szybko, ze matka nie mogla nastarczyc ubran – kiedy i on stal sie fanatykiem radia; w ciagu dwu lat sam zbudowal sobie nadajnik. Ojciec patrzyl na ten aparat z najwyzszym podziwem, bo to juz przekraczalo jego wyobraznie. Tuz po Bozym Narodzeniu 1951 szesnastoletni Thor zlapal w swoim radiu sygnal SOS ze statku plynacego z burza gdzies na srodku Atlantyku. Statek nazywal sie “Flying Enterprise”; na duzej fali jego ladunek przesunal sie, i statek mial teraz niebezpieczny przechyl. Przez szesnascie dni swiat i norweski chlopak obserwowali z zapartym tchem, jak kapitan Kurt Carlsen, Amerykanin dunskiego pochodzenia, odmawia opuszczenia tonacego statku i prowadzi go przez sztormy na wschod, ku poludniowej Anglii. Siedzac calymi godzinami na swoim stryszku, ze sluchawkami na uszach, Thor Larsen patrzyl przez waski dymnik na ocean szalejacy za ujsciem fiordu i cala sila woli staral sie dopomoc staremu frachtowcowi w bezpiecznym dobiciu do portu. Ale statek zatonal w koncu, 10 stycznia 1952, zaledwie piecdziesiat siedem mil od portu w Falmouth. Larsen sledzil do konca jego agonie, potem z rozmow miedzy asekurujacymi statek holownikami dowiedzial sie jeszcze o uratowaniu niezlomnego kapitana. Zdjal sluchawki, odlozyl je i zszedl na dol; rodzice siedzieli przy stole.