– Wiem juz, kim chce zostac – oswiadczyl stanowczo. – Bede kapitanem zeglugi wielkiej.

Miesiac pozniej wstapil do marynarki handlowej.

Samolot dotknal ziemi, potem dokolowal do miejsca postoju przed malym, schludnym budynkiem dworcowym. Za budynkiem, nad stawem pelnym gesi, byl parking. Tutaj czekala Liza, z szesnastoletnia corka Kristina i czternastoletnim synem Kurtem. Oboje trajkotali jak sroki przez cala droge z wyspy: najpierw promem przez ciesnine, pozniej przez miasto, az do ich domu na zacisznym przedmiesciu Bogneset. Dom byl komfortowy, stylizowany nieco na amerykanskie rancho.

Jak dobrze jest w domu! Mozna wybrac sie z Kurtem na ryby na Borgund Fjord – tak jak kiedys jego samego zabieral na polow ojciec. Mozna urzadzic sobie piknik, chyba ostatni juz w tym sezonie, na wlasnym malym jachcie albo na zielonych, kopulastych wysepkach, rozsianych po calej ciesninie. Mial przed soba trzy tygodnie urlopu; potem Japonia, a w lutym obejmie dowodztwo najwiekszego statku, jaki kiedykolwiek widzial swiat. Dluga przeszedl droge od tamtej drewnianej chaty na Buholmen – lecz Alesund wciaz bylo dlan domem. Dla tego potomka wikingow nie moglo byc drugiego podobnego miejsca na ziemi.

Pod wieczor 23 wrzesnia odrzutowiec typu Grummam Gulfstream, ze znakami pewnej dobrze znanej kompanii handlowej, wystartowal z bazy lotniczej Andrews i skierowal sie na wschod, nad Atlantyk. Zbiorniki pelne byly paliwa, lot bowiem mial sie zakonczyc dopiero na irlandzkim lotnisku Shannon. Kontrole ruchu powietrznego poinformowano, ze jest to prywatny lot czarterowy. Po wyladowaniu w Shannon samolot doprowadzono natychmiast na skraj lotniska, w mrok, daleko od budynkow miedzynarodowego portu lotniczego. Tutaj otoczylo go piec czarnych limuzyn z ciemnymi szybami. Sekretarza stanu Davida Lawrence'a i jego wspolpracownikow powitali ambasador USA i szef kancelarii, po czym piec czarnych limuzyn szybko opuscilo teren lotniska przez boczna brame w ogrodzeniu. Pojechaly przez spiace wsie na polnocny zachod, w strone hrabstwa Meath.

Tej samej nocy dwusilnikowy Tupolew-134 Aeroflotu, po uzupelnieniu paliwa na wschodnioberlinskim lotnisku Schonefeld, polecial nad Niemcami, Holandia i Wielka Brytania w strone Irlandii. W oficjalnych meldunkach okreslano go jako samolot specjalny Aeroflotu, wiozacy do Dublina delegacje handlowa. Tak wlasnie brytyjska kontrola ruchu powietrznego zameldowala go swym irlandzkim kolegom, zaledwie minal brzegi Walii. W Irlandii przejela go kontrola wojskowa; dwie godziny przed switem wyladowal w bazie Irlandzkiego Korpusu Lotniczego w Baldonnel pod Dublinem. Tutaj Tupolew zatrzymal sie miedzy dwoma hangarami, tak ze niewidoczny byl z glownego budynku lotniska. Na powitanie gosci przyjechal ambasador ZSRR, irlandzki minister spraw zagranicznych i szesc czarnych limuzyn. Minister Rykow i jego swita wsiedli do samochodow, zaciagneli wewnetrzne zaluzje i opuscili baze lotnicza.

Na wysokim brzegu rzeki Boyne, w pieknej okolicy nie opodal targowego miasta Siane, wznosi sie zamek Siane, stara siedziba rodowa Conynghamow, hrabiow Mount Charles. Pare dni wczesniej rzad irlandzki zwrocil sie do mlodego dziedzica z poufna propozycja: czy nie zechcialby wraz z urocza hrabina spedzic tygodnia na koszt panstwa w luksusowym hotelu na zachodzie kraju, a swoj zamek wypozyczyc w tym czasie rzadowi. Hrabia zgodzil sie. Dzialajaca w zamku restauracja opatrzona zostala tabliczka: “Zamkniete z powodu remontu”, personel dostal tygodniowy urlop, a zamkiem zawladneli dostawcy rzadowi oraz policjanci w cywilu, dyskretnie porozstawiani wokol murow. Kiedy nad ranem dwie kawalkady limuzyn wjechaly na dziedziniec, glowna brame zamknieto na glucho. I jesli nawet okoliczni mieszkancy cos spostrzegli – okazali dostatecznie duzo dyskrecji, by nie wspominac o tym ani slowem.

W urzadzonej w georgianskim stylu rodzinnej jadalni, z marmurowym osiemnastowiecznym kominkiem projektu braci Adamow, dwaj politycy spotkali sie na sniadaniu, ktore mialo dlugo potrwac.

– Ciesze sie, ze znow pana widze, Dmitrij – rzekl Lawrence, wyciagajac reke na powitanie.

Rykow uscisnal ja serdecznie. Rozejrzal sie wokol: po antycznych srebrach, podarowanych Conynghamom przez Jerzego IV, po ich portretach na scianach.

– A wiec tak zyjecie, wy dekadenci, burzuje i kapitalisci. Lawrence zaniosl sie smiechem.

– Szkoda, ze to nieprawda, Dmitrij, niestety!

O jedenastej zarty sie skonczyly. Dwaj politycy zasiedli do negocjacji w okraglej gotyckiej bibliotece.

– Panie ministrze spraw zagranicznych – odezwal sie pierwszy Lawrence – wydaje mi sie, ze obie strony maja swoje problemy. Nasz dotyczy trwajacego wciaz wyscigu zbrojen miedzy naszymi panstwami. Wyscigu, ktorego, jak sie zdaje, nie mozna powstrzymac ani nawet zahamowac. Ta sytuacja gleboko nas martwi. Wasze zmartwienia dotycza, jak sadze, najblizszych zbiorow zboz w ZSRR. Otoz mam nadzieje, ze znajdziemy tu we dwojke jakis sposob, aby te problemy zlagodzic.

– Ja rowniez mam taka nadzieje, panie sekretarzu stanu – odpowiedzial ostroznie Rykow. – Co pan proponuje?

Jest tylko jedno polaczenie lotnicze miedzy Atenami i Stambulem: wtorkowy samolot Sabeny startujacy z atenskiego lotniska Hellenikon o 14°° i ladujacy w Stambule o 1645 miejscowego czasu. We wtorek 28 wrzesnia znalazl sie na jego pokladzie Myroslaw Kamynski. Jego zadaniem bylo dostarczenie Drake'owi kozuchow i zamszowych kurtek na handel w Odessie.

Tego samego popoludnia w Owalnym Gabinecie Bialego Domu sekretarz stanu Lawrence konczyl swoj raport dla doraznego komitetu Rady Bezpieczenstwa Narodowego.

– Panie prezydencie, panowie! Mysle, ze mamy to, o co nam chodzilo. Pod warunkiem oczywiscie, ze Rudin nadal panuje nad Politbiurem i zapewni sobie ich poparcie. Wysunelismy propozycje, aby obie strony wyslaly po dwa zespoly negocjatorow na nowa konferencje w sprawie ograniczenia broni strategicznej. Jako miejsce rozmow proponujemy znowu Irlandie. Rzad irlandzki wyrazil juz na to zgode. Obiecal tez zapewnic odpowiednie sale konferencyjne, hotele i aprowizacje, gdy tylko obie strony zatwierdza ten projekt.

Jedna nasza delegacja – kontynuowal Lawrence – spotka sie z odpowiednia delegacja radziecka, by dyskutowac w szerokim zakresie redukcje zbrojen. Chodzi o naprawde szeroki zakres. Wymoglem na Rykowie zapewnienie, ze rozmowy obejma strategiczna bron termonuklearna, okrety podwodne, nadzor miedzynarodowy, taktyczna bron jadrowa, bron konwencjonalna, ogolna liczbe zolnierzy i redukcje sil na linii Zelaznej Kurtyny.

Po sali przeszedl szmer podziwu, a zarazem niedowierzania. Zadna. z dotychczasowych konferencji w sprawie zbrojen nie obejmowala tak szerokiego zakresu zagadnien. Jesli we wszystkich tych dziedzinach udaloby sie uzyskac znaczacy postep i odprezenie – bylby to w sumie wielki traktat pokojowy.

– Oficjalnie te rozmowy stanowilyby jedyny temat konferencji: bedziemy o nich informowac, wydawac systematyczne komunikaty dla prasy – kontynuowal sekretarz stanu. – Jednoczesnie w cieniu tych obrad bedzie odbywac sie druga konferencja: eksperci techniczni obu stron omowia sprzedaz ZSRR na warunkach finansowych jeszcze nie uzgodnionych, ale przypuszczalnie ponizej cen swiatowych… do piecdziesieciu pieciu milionow ton ziarna, a takze nowych technologii przemyslu spozywczego, komputerow i urzadzen wydobywczych ropy naftowej. W kazdej fazie rozmow utrzymywany bedzie po kazdej stronie staly kontakt miedzy negocjatorami z pierwszego i drugiego zespolu. W ten sposob za kazcie ustepstwo w dziedzinie zbrojen Rosjanie natychmiast dostana cukierka.

– Kiedy to ma sie zaczac? – spytal Poklewski.

– Tu ciekawostka – usmiechnal sie Lawrence. – Zwykle Rosjanie lubia dzialac powoli. Tym razem wyglada, jakby sie bardzo spieszyli. Chca zaczac juz za dwa tygodnie.

– Na litosc boska, za dwa tygodnie m y nie bedziemy jeszcze gotowi do rozmow! – zaprotestowal sekretarz obrony, ktorego resort mial tu oczywiscie najwiecej roboty.

– Musimy byc gotowi – powiedzial z naciskiem Matthews. – Nigdy juz nie bedzie drugiej takiej szansy. Zreszta mamy przeciez gotowy i doswiadczony zespol na rozmowy SALT. Ci ludzie czekaja od wielu miesiecy. Gorzej z resortami rolnictwa, handlu i techniki. Musimy zmontowac z nich zespol, ktory omowi te druga, handlowo-techniczna strone. Panowie, prosze sie tym zajac jak najszybciej.

Nie tak przedstawil sytuacje Maksym Rudin, kiedy nastepnego dnia otwieral posiedzenie Biura Politycznego.

– Polkneli przynete – powiedzial cicho, ale pewnym siebie glosem. – Teraz, ilekroc zrobia jakies ustepstwo w sprawie zboza lub technologii, my odpowiemy mozliwie najmniejszym ustepstwem w drugiej sali konferencyjnej. W ten sposob, towarzysze, bedziemy mieli zboze, nakarmimy nasz narod i unikniemy kleski glodu… a wszystko minimalnym kosztem. Poza tym, Amerykanie nigdy nie potrafili przechytrzyc Rosjan w negocjacjach.

Ogolny szmer aprobaty przerwala interwencja Wiszniajewa.

– Jakie to beda ustepstwa? – wystrzelil. – O ile lat cofna zwycieski pochod marksizmu-leninizmu w swiecie?

– Na pierwsze pytanie – odparl Rykow – nie mozemy znac odpowiedzi, dopoki nie zaczniemy negocjacji. Co do drugiego, odpowiedz brzmi: z pewnoscia nie tak daleko, jak cofnelaby nas katastrofa powszechnego glodu.

– Dwie rzeczy powinnismy sobie wyjasnic – powiedzial Rudin – zanim zdecydujemy, czy przystapic do rozmow, czy nie. Po pierwsze, w kazdej fazie rozmow Biuro bedzie dokladnie informowane o ich przebiegu. Jesli wiec w jakims momencie cena okaze sie za wysoka, nasza rada bedzie miala prawo zerwania rozmow, a wtedy i ja przychyle sie do projektu towarzysza Wiszniajewa, do planu wojny na wiosne. Po drugie, zadne ustepstwo, jakie poczynimy w celu zapewnienia sobie pszenicy, nie musi pozostawac w mocy po zakonczeniu dostaw.

Wokol stolu daly sie slyszec zlosliwe chichoty. Taka wlasnie polityke czlonkowie Politbiura cenili najbardziej; dowiedli tego na przyklad obracajac w farse stary helsinski uklad o bezpieczenstwie i wspolpracy w Europie.

– Zgoda – rzekl Wiszniajew – ale sadze, ze dyskusje nad szczegolowymi wytycznymi co do mozliwych ustepstw dla naszych delegacji powinnismy odlozyc na pozniej.