– Moze byc na surowo – zgodzil sie Pete. – W chrupiacej buleczce posmarowanej maselkiem, miedzy plastrem sera i platem wedzonej szyneczki z tluszczykiem…
– Milcz, prowokatorze! – warknal Jupiter.
– Podobno sa przyprawy o zapachu wedzonej szynki – powiedzial Bob, popukujac w klawisze komputera. – Posypuje sie nimi szpinak…
– Czy mozemy zmienic temat? – zaproponowal Jupe ze slodycza w glosie. – Pomowmy na przyklad o stosunku masy muskulow do ilorazu inteligencji.
Pete juz chcial sie odniesc do propozycji Jupe'a, ale nie zdazyl, bo rozdzwonil sie telefon.
– Czy to agencja “Trzej Detektywi”? – odezwal sie w sluchawce kobiecy glos. – Tu Sybil Morgan. Chcialabym sie umowic na spotkanie w poufnej i bardzo waznej sprawie.
– Jestesmy do uslug, pani Morgan – odpowiedzial Jupe. – Rozumiem, ze mowie z zona kandydata na…
– Tak – przerwal mu kobiecy glos. – Jutro, dziesiata rano, w naszej rezydencji. Beverly Hills, Cabbatt Road 2816.
– Bedziemy punktualnie – przyrzekl Jupiter.
– Wolalabym rozmowe w cztery oczy. I w calkowitej dyskrecji.
– W porzadku, pani Morgan. Postaram sie nie spoznic.
Odlozyl sluchawke. Pete i Bob patrzyli na niego pytajaco.
– Czego moze chciec od nas zona przyszlego senatora? – zapytal Pete, nie kryjac zdziwienia.
– Cena popularnosci – odparl Jupe tonem przepraszajacym, wedle wymogow z lekka falszywej skromnosci. – Jesli problem, to “Trzej Detektywi”. A problemy nie omijaja nawet rodzin popularnych politykow.
– Choc pozuja na idealy – dorzucil Bob Andrews.
Drzwi otworzyl ciemnoskory sluzacy o siwych, krotko przycietych wlosach. Jupe podal mu wizytowke:
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
Pierwszy Detektyw…. Jupiter Jones
Drugi Detektyw… Pete Crenshaw
Dokumentacja… Bob Andrews
Sluzacy rzucil na nia okiem i powiedzial, ze pani Morgan juz czeka. Przez duzy marmurowy hali zaprowadzil Jupe'a do saloniku umeblowanego na bialo, z kremowym puszystym dywanem od sciany do sciany i kominkiem z kutego zelaza oprawionym w brunatny piaskowiec.
Z kanapy podniosla sie szczupla szatynka w garsonce z ciemnoszarego jerseyu i podala Jupe'owi reke.
– Sybil Morgan. Duzo o was slyszalam od naszego przyjaciela, prokuratora Nortona. Jest pelen uznania dla Trzech Detektywow.
Miala lagodny glos i sympatyczna twarz, z lekka porysowana zmarszczkami wokol bardzo niebieskich oczu.
– Dziekuje – powiedzial Jupe.
Pani Morgan milczala. Jakby zbierala mysli i probowala ulozyc je w przekonujacy ciag slow.
Wskazala Jupiterowi fotel oddzielony od kanapy inkrustowanym stolikiem z wazonem fioletowych roz.
– Za piec dni sa wybory – odezwala sie w koncu. – Moj maz kandyduje do senatu. Jest prawym czlowiekiem o nieskazitelnej reputacji. – Jupe przytaknal ruchem glowy: Martin Morgan faktycznie cieszyl sie powszechnym szacunkiem. – Boje sie o niego – uslyszal. – Grozi mu publiczna kompromitacja, na ktora nie zasluzyl.
Jupe czekal. Oczy Sybil Morgan zaszklily sie, ale zapanowala nad soba.
– Nasz syn, Victor, ma jakies powiazania z gangiem Ognistych Demonow – powiedziala po pauzie. – jezeli wyjdzie to na jaw, moj maz bedzie skonczony.
Ogniste Demony: banda zmotoryzowanych skinheadow, ktorymi od dawna interesuje sie policja. Bohaterowie wielu rozrob i awantur, sprawcy rozbojow. O Nocy Ognistych Demonow slyszalo cale Los Angeles: podpici i rozwydrzeni, rozpedzili kondukt zalobny podczas pogrzebu ciemnoskorego pastora, pobili uczestnikow, a o zmierzchu zdewastowali cmentarz. Nocny pogrom zakonczyl sie zdemolowaniem sklepow w murzynskiej dzielnicy i podpaleniem lokalnego kosciola. Byli sprytni, nie zostawili dowodow, ktore przekonalyby sad. Aresztowano ich i wypuszczono na wolnosc. Sa postrachem przedmiesc zamieszkanych przez Murzynow i Latynosow.
– Panstwa syn nalezy do gangu? – zapytal Jupe.
– Nie sadze. Ale maja cos na Victora, szukaja go. Groza, ze to ujawnia w przeddzien wyborow, jesli nie dojdzie z nimi do porozumienia. – Pani Morgan pochylila sie nad stolikiem w strone Jupe'a. – Blagam, pomozcie.
– Co moglibysmy zrobic? – zapytal troche bezradnie Jupiter.
Zdawal sobie sprawe, ze ujawnienie powiazan Victora z Ognistymi Demonami oznaczaloby kleske wyborcza jego ojca. Uwazal to za bolesnie niesprawiedliwe, ale tak to juz jest w polityce: ojciec placi za syna. Wyborcow nie obchodza detale. Hanba, jak puchar przechodni, spada na Bogu ducha winnego.
– Maz o niczym nie wie – powiedziala cicho Sybil Morgan. – Ja dowiedzialam sie przypadkowo. Victor jest przerazony, Ogniste Demony sa zdolne do najgorszej podlosci. Nasz syn powinien zniknac. Musi pozostac w ukryciu az do wyborow. Ci bandyci nie moga go znalezc. Zadaja od niego stu tysiecy dolarow, obiecal, ze je dostana, nalezy przeciagac sprawe.
– Nie jestem pewien, czy przeciaganie takiej sprawy to najlepszy pomysl – odezwal sie Jupe, skubiac dolna warge.
– W tej chwili nie mam lepszego pomyslu – powiedziala pani Morgan. – Moj brat, John Walters, uwaza, ze Victor powinien na pewien czas zniknac.
– Prezes “Stock Industries” jest pani bratem? – zapytal Jupe. – Czytalem w gazetach, ze pan Morgan zamierza wypowiedziec mu wojne o Blekitna Doline.
Sybil Morgan dziwnie sie zmieszala. Czyzby trzymala z bratem przeciwko wlasnemu malzonkowi? Cos tu nie gralo. Przy okazji warto bedzie przyjrzec sie panu Waltersowi – pomyslal Jupe.
– Chce, zebyscie ukryli Victora az do wyborow – uslyszal. – Idzie mi o meza. Pozniej poszukamy rozwiazania calego problemu.
– Mysle, ze tego mozemy sie podjac – powiedzial Jupe. – Pod warunkiem, ze nikt nie bedzie wiedzial, gdzie przebywa Victor. Nawet pani.
– Zgoda – uslyszal. – Mam do was zaufanie.
Wyszla z saloniku. Po paru minutach wrocila z synem. Pryszczaty miesniak o kwadratowej szczece nawet nie podal Jupiterowi reki. Patrzyl na Jupitera z aroganckim usmieszkiem.
– To ma byc ten slynny detektyw? – zwrocil sie do matki.
Jupe patrzyl przed siebie, ponad glowa Victora.
– Zrobisz wszystko, co ci kaze – powiedziala surowo pani Morgan. – Juz dosyc narozrabiales. Pamietaj, ze chodzi o ojca.
– W porzadku – mruknal Victor. – Piec dni wytrzymam. Dokad mnie zabieracie? – zwrocil sie do Jupe'a.
Jupiter zignorowal pytanie. Sybil Morgan zapewnila, ze pokryje wszelkie koszty, i zaproponowala, ze odda Jupe'owi do dyspozycji swoj samochod.
– Woz by sie przydal – powiedzial Jupe. – Ale panstwa auto moze byc rozpoznane.
– W garazu stoi sportowa honda mojego kuzyna. Jack studiuje we Francji, zostawil ja u nas na przechowanie. Nie byla uzywana od roku.
Jupe juz wiedzial, gdzie ukryje Victora. Nad jeziorem, w lasach, na polnoc od Rocky Beach jest domek mysliwski nalezacy do redaktora Andrewsa. Ojciec Boba jezdzi tam rzadko, nawet nie bedzie musial wiedziec, ze ktos tam przebywa.
Kiedy sluzacy wyprowadzal z garazu zakurzona honde, Jupe przez komorke polaczyl sie z Bobem. Ustalili, ze Bob bedzie czekal na nich w domku mysliwskim za dwie godziny.
Victor wyszedl z domu tylnym wyjsciem. Mial ze soba spory plecak.
– Spadamy stad – mruknal do Jupitera.
– Moment – Jupe przytrzymal go za lokiec. – Wziales ze soba telefon komorkowy?
– A bo co?
– Wziales?
– Mhm.
– Daj mi – Jupe wyciagnal reke. – Zadnych kontaktow.
Victor chcial cos warknac, ale sie powstrzymal. Po chwili wahania wyjal z plecaka aparat i oddal Jupe'owi. Jupe zaniosl go pani Morgan. Kiedy wracal, zastapila mu droge jasnowlosa dziewczyna w szortach.
– Dokad jedziesz z moim bratem? – spytala.
– Na przejazdzke – odparl Jupe, patrzac z podziwem na jej dlugie, opalone na braz, smukle nogi.
– Moge z wami?
Jupe nie zdazyl odmowic.
– Angelo, prosze do mnie! – rozlegl sie glos pani Morgan.