Nie. Niepodobna bylo w tych warunkach zesrodkowac uwagi. Oczy tego czlowieka mialy jakis wplyw magnetyczny. Dobraniecki prawie z gniewem odwrocil sie do niego i zdziwil sie: znachor siedzial z opuszczona glowa. Przed nim na balustradzie lezaly bezwladnie jego wielkie rece.

I nagle w umysle profesora zrodzilo sie niedorzeczne przypuszczenie:

— Musialem juz kiedys widziec tego czlowieka.

Pamiec zaczela pracowac. Profesor wierzyl w swoja pamiec. Nigdy go jeszcze nie zawiodla. I teraz, po dluzszej chwili, doszedl do przeswiadczenia, ze przez moment zludzilo go jakies nieistotne podobienstwo. Zapewne do jakiegos przelotnego pacjenta sprzed lat... Zreszta nie mial czasu zastanawiac sie nad tym dluzej, bo wlasnie wstal mecenas Korczynski i jego metaliczny baryton zabrzmial elektryzujaco:

— Wysoki Sadzie! Slepe fatum tylko i nieporozumienie zrzadzily, ze ten oto czlowiek znalazl sie w tej sali i przed tym trybunalem. Nie tu jego miejsce, i nie ten areopag jest wlasciwy dla oceny jego czynow. Antoni Kosiba powinien w tej chwili znajdowac sie w auli naszego Uniwersytetu, powinien stac w obliczu senatu akademickiego i nie na wyrok powinien czekac, lecz na wreczenie mu dyplomu doktora honoris causa Wydzialu Medycznego!

— O, nie, panowie sedziowie, nie ponosi mnie fantazja! Nie szukam oratorskich efektow. I bynajmniej nie siegam do niepodobienstw. Jezeli zas niepodobienstwem byloby dzisiaj nagrodzenie znachora doktoratem, to jedynie z tej racji, ze nasze ustawodawstwo popelnilo tu przeoczenie. Ze rozna miare do rownie odpowiedzialnych zastosowalo zawodow. Wysoki Sadzie! Nie mozemy zgodzic sie, by zycie ludzkie zostalo powierzone lekarzowi, ktorego wiedzy i umiejetnosci nie gwarantuje ukonczona medycyna. Ale powierzamy je bez wahania inzynierowi, budujacemu maszyny czy mosty. A przeciez tytul inzyniera i wszystkie zwiazane z nim prawa moze otrzymac kazdy, chociazby nie przechodzil studiow w politechnice, jezeli wykaze swoja praca, ze posiada dosc wiedzy i dosc umiejetnosci dla swego zawodu. Czyz mam tu wymienic ogolnie znane nazwiska tych uczonych, ktorzy w politechnikach polskich obdzielaja tysiace sluchaczy swa wiedza, a sami nawet swiadectwem szkolki powszechnej poszczycic sie nie moga?

— Niestety, prawodawca nie zastosowal tych mozliwosci dla zawodu lekarskiego. Gdyby tak bylo, stenogram dzisiejszej rozprawy wystarczylby Antoniemu Kosibie do uzyskania doktoratu. Jakiez lepsze, jakiez wymowniejsze mozna by zebrac dowody jego wiedzy i jego umiejetnosci niz te, ktore zgromadzil przewod sadowy, niz zeznania tych swiadkow, ktorzy wlasciwie zjawili sie nie jako swiadkowie, lecz jako dowody rzeczowe, jako zywe dokumenty lekarskich umiejetnosci oskarzonego.

— Zjawili sie tu jako Lazarze, ktorym powiedzial: — Wstancie!... i przyszli dac swiadectwo prawdzie, przyszli, by palcem wskazac na swego dobroczynce i zawolac: — Ten ci jest! Bylismy kalecy, a on nam chodzic pozwolil, bylismy chorzy, a on nas uzdrowil, bylismy nad grobem, a on nam zyc kazal!

— Lecz pan prokurator widzi w tym grzech i wine, ze Antoni Kosiba, nie posiadajac dyplomu, osmielal sie ratowac bliznich. Czy jezeliby skoczyl do wody dla ratowania tonacych, musialby rowniez posiadac swiadectwo ukonczenia szkoly plywackiej?...

— Nie jestem demagogiem i bynajmniej nie staje tu w obronie znachorstwa. Ale tym ostrzej protestowac musze przeciw uzytemu przez oskarzenie sposobikowi. Mianowicie zestawiono tu pozornie przypadkowe dwie prawdy: pierwsza, ze Antoni Kosiba jest znachorem, i druga, ze znachorzy sa szarlatanami, operujacymi calym arsenalem trikow i sztuczek, zaklec, zamowien, odczyniania urokow i innej blagi. Za pozwoleniem! W tym zestawieniu tkwi perfidia, gdyz jak nam wiadomo z przewodu sadowego, oskarzony nigdy, ani w jednym wypadku nie poslugiwal sie bluffem.

— W swietle tegoz przewodu upadl tez z kretesem zarzut, wedlug ktorego Kosiba dzialal z checi zysku. A skoro w jego dzialalnosci akt oskarzenia upatruje przestepstwo, jedyny zas motyw tego przestepstwa rozwiewa sie niczym mgla, jedynym motywem do naszego uzytku moze byc tylko mania. Tak, Wysoki Sadzie! Ten czlowiek jest maniakiem. Opanowala go mania pomagania cierpiacym, pomagania za darmo, ba, wiecej! bo za cene utraty wlasnej wolnosci, za cene pietna zbrodniarza, za cene twardej pryczy wieziennej i hanbiacego miejsca na tej lawie.

— Nie bede tu dluzej zatrzymywal sie nad kwestia, czy Antoni Kosiba byl dobrym lekarzem. Wyreczyli mnie swiadkowie, wyreczyl przede wszystkim luminarz naszej chirurgii, ktorego opinia starczy za najcenniejszy atestat. Nie bede tez wyzyskiwal latwej moznosci podkreslenia, ze doktor medycyny Pawlicki nie mial, jak sam zeznal, ani jednego wypadku, by zglosil sie don o ratunek pacjent tego znachora, ze natomiast ten znachor uratowal od kalectwa w jednym wypadku i od smierci w drugim dwie osoby, od ktorych doktor Pawlicki odszedl bezradny.

— Chce mowic, panowie sedziowie, o najwiekszej winie Antoniego Kosiby, chce mowic o tym, co oskarzenie na pierwszy wysunelo plan; chce mowic o anty sanitarnych warunkach, jakie panowaly w tej izbie, w ktorej dokonywal on operacji. Otoz bylem w tej izbie i musze przyznac panu prokuratorowi, ze swiadkowie, ktorych powolal, z duzym umiarkowaniem scharakteryzowali antyhigieniczne warunki, ktore tam panuja. Zapomniano dodac, iz w oknach sa szczeliny, skad zawiewa wiatr, ze w wypaczonej podlodze sa szpary, skad ciagnie wilgoc, ze pulap zacieka, ze piec dymi, ze w izbie nie tylko nie brakowalo brudu, pajeczyn i kurzu, lecz gniezdzily sie tam rowniez karaluchy!... Widzialem tez i narzedzia, przy ktorych pomocy Kosiba robil operacje. Jest to stare, zuzyte i zardzewiale zelastwo, poszczerbione i pokrzywione, powiazane drutem i sznurkami. W takiej to izbie i takimi narzedziami Kosiba operowal ludzi.

— Lecz, na mily Bog... przecie zaden z operowanych nie umarl? Przecie zaden nawet zakazenia nie dostal!

— Widze tu na sali kilkunastu wybitnych i doswiadczonych lekarzy i zapytuje ich: Zasluga to Kosiby czy jego wina?!... Zapytuje ich: Czy sam fakt, iz tylu niebezpiecznych operacji dokonal ktos w tak straszliwych warunkach, swiadczy przeciw niemu czy za nim?!... Czy za to, wlasnie za to ma dostac cztery sciany wiezienne, czy wart jest sali operacyjnej z porcelany i szkla?!...

Przez sale przeszedl glosny szmer, gdy zas ucichlo, mecenas Korczynski mowil dalej:

— I jeszcze jeden zarzut ciazy na tym oto starcu, na ktorego zyciu nie bylo dotad zadnej plamy, na czlowieku, ktoremu bez wahania ufala nawet podejrzliwa policja: popelnil kradziez. Tak. Skusil go polysk precyzyjnych, lsniacych narzedzi chirurgicznych i ukradl je. Najpierw wprawdzie probowal wyprosic pozyczenie tych narzedzi, a spotkawszy sie z kategoryczna odmowa — ukradl. Lecz po coz to uczynil?... Co tego uczciwego czlowieka pchnelo do przestepstwa?... W jakiej sytuacji i z jakich pobudek siegnal po cudza wlasnosc?...

— Oto w izbie w tej wlasnie chwili konala na stole mloda dziewczyna, rozkwitajace zycie pograzalo sie w otchlan smierci, a on. Antoni Kosiba, wiedzial, czul, rozumial, ze bez tych lsniacych narzedzi nie zdola przyjsc ze skuteczna pomoca. Zapytuje: jak mial postapic Antoni Kosiba?...

Adwokat powiodl rozplomienionym spojrzeniem po sali.

— Jak mial postapic?! — zawolal. — Jak postapilby kazdy z nas na jego miejscu?!... Jedna znajduje tylko na to odpowiedz: — Kazdy z nas zrobilby to samo, co Antoni Kosiba, kazdy z nas ukradlby te narzedzia! Kazdemu z nas sumienie wskazaloby, ze to jest jego obowiazkiem, obowiazkiem moralnym!

Uderzyl piescia w stol i wzburzony umilkl na chwile.

— W dawnej Austrii — ciagnal — istnial pewien szczegolniejszy order wojskowy. Dawany byl za czyn dziwny, za nieusluchanie rozkazu, za zlamanie dyscypliny, za bunt przeciw karnosci. Byl to jeden z najwyzszych i najrzadziej rozdawanych orderow, lecz stanowil odznaczenie najchlubniejsze. Gdyby sady polskie rozporzadzaly prawem rozdawania nie tylko kar, lecz i nagrod, taki wlasnie order za zlamanie prawa powinien by zawisnac na piersi Antoniego Kosiby, gdy bedzie wychodzil z tej sali.