Posypaly sie dalsze informacje: o mozliwych fatalnych nastepstwach skazenia naftowego, o niklych szansach uratowania uwiezionej zalogi. Przedstawiciele SIS przyznali, ze nie maja dotychczas dostatecznych danych, by stwierdzic, do jakiego ugrupowania naleza terrorysci ani jakiej sa narodowosci. Wtedy odezwal sie czlowiek z MIS – zastepca kierownika sekcji C-4, zajmujacej sie wylacznie tymi ugrupowaniami, ktore zagrazaly Wielkiej Brytanii. Zwrocil uwage na dziwny charakter przedstawionych w poludnie zadan.

– Tamci dwaj, Lazariew i Miszkin, sa Zydami. Porywaczami samolotu, ktorzy uciekli z ZSRR, zastrzelili przy tym dowodce. Musimy przyjac, ze ci, ktorzy chca ich uwolnic, to ich wspolnicy lub co najmniej sympatycy. To wskazywaloby na ludzi tej samej narodowosci, a wiec na Zydow. Z organizacji, ktore mozna by podejrzewac o te akcje, w gre wchodzi jedynie JDL… Liga Obrony Zydow. Ale oni, jak dotad, ograniczali sie do manifestacji i rzucania ulotek. Od czasow Irgunu i bandy Sterna w naszych kartotekach nie ma zadnych organizacji zydowskich, poslugujacych sie bombami dla uwolnienia swych przyjaciol.

– Nie daj Boze, zeby znowu zaczeli – mruknal Sir Julian, ktory pamietal te czasy, i zapytal: – Jesli nie oni, to kto?

Czlowiek z C-4 wzruszyl ramionami.

– Nie wiem tego – przyznal. – Z tych, ktorych mamy w kartotekach, nikt ostatnio nie zniknal. Takze to, co kapitan Larsen powiedzial przez radio, nie daje zadnych wskazowek. Rano sadzilem, ze to moga byc Arabowie albo Irlandczycy. Ale zadna z tych nacji nie nadstawialaby karku za dwoch uwiezionych Zydow. To na razie kompletnie biala plama.

Uczestnikom zebrania pokazano jeszcze fotografie, zrobione godzine wczesniej przez zaloge Nimroda, na niektorych widac bylo zamaskowanych wartownikow.

– MAT 49 – stwierdzil natychmiast pulkownik Holmes, gdy dotarlo don zdjecie czlowieka na kominie, sciskajacego w dloniach automat. – To bron produkcji francuskiej.

– A wiec jednak cos wiemy – ucieszyl sie Sir Julian. – Czyzby to byli Francuzi?

– Niekoniecznie – odparl Holmes. -=- Mozna to kupic wszedzie na czarnym rynku. A czarny rynek w Paryzu slynie z duzego wyboru karabinow maszynowych.

O trzeciej trzydziesci Sir Julian Flannery zawiesil obrady. Uzgodniono, ze Nimrod bedzie krazyl nad “Freya” az do odwolania. Wiceadmiral, zastepca szefa sztabu, skieruje do wspolpracy z samolotem zwiadowczym jeden okret wojenny. Zajmie on pozycje piec mil na zachod od “Freyi”. W ten sposob bedzie mogl sie przydac rowniez w przypadku, gdyby terrorysci chcieli umknac pod oslona ciemnosci. Nimrod spostrzeze to oczywiscie i przekaze wiadomosc na okret; ten latwo dogoni uciekajacy kuter. Na razie jednak kuter stal spokojnie, przycumowany u boku “Freyi”.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych bedzie natychmiast informowac Jednorozca o postanowieniach RFN i Izraela.

– Jak sie zdaje, panowie – podsumowal dyskusje Sir Julian – rzad Jej Krolewskiej Mosci nie moze w tej sprawie wiele zdzialac. Decyzje podejma premier Izraela i kanclerz Niemiec Zachodnich. Osobiscie nie sadze, by byla inna niz zgoda na odlot tych dwu lotrow do Izraela. Trzeba po prostu poddac sie temu szantazowi – jakkolwiek obrzydliwa wydaje nam sie sama idea szantazu.

Wkrotce wszyscy opuscili sale obrad. Pozostal w niej tylko pulkownik Holmes. Usiadl z powrotem przy stole i z zaduma popatrzyl na model tankowca British Petroleum.

– A jesli jednak zadecyduja inaczej?… – powiedzial do siebie.

I starannie zmierzyl odleglosc od linii wodnej do najnizszego, rufowego relingu.

Maly odrzutowiec ze szwedzkimi znakami rozpoznawczymi lecial na wysokosci 15000 stop. Nad Wyspami Fryzyjskimi pilot szykowal sie juz do ladowania na lotnisku Schiedam, gdy cos przyszlo mu do glowy. Odwrocil sie w strone drobnej kobiety, ktora byla jedyna jego pasazerka. Nie doslyszala, co mowil, odpiela wiec pas i przeszla do przodu.

– Pytalem, czy chce pani zobaczyc “Freye”? – powtorzyl pilot. Kobieta energicznie przytaknela.

Samolot skrecil nad morze. Piec minut pozniej pilot lagodnie pochylil maszyne na prawe skrzydlo. Liza Larsen przycisnela twarz do malego okraglego okienka. Daleko w dole, niczym wielka szara sardynka przyszpilona do blekitnej powierzchni morza, stala na kotwicy “Freya”. Nie bylo wokol niej zadnych statkow, zadnych lodzi. Przezywala swoja niewole w samotnosci.

Wiosenne powietrze bylo wyjatkowo czyste, totez nawet z tej wysokosci Liza mogla rozroznic niektore szczegoly konstrukcji. Jej wzrok zatrzymal sie na prawej stronie nadbudowki; tam – wiedziala to przeciez – byl teraz jej maz, z lufa karabinu przed nosem i z dynamitem pod stopami. Nie wiedziala, czy czlowiek, ktory to wyrezyserowal, jest szalencem czy wyrachowanym zbirem. Z pewnoscia byl fanatykiem. Dwie ciezkie lzy potoczyly sie po jej policzkach.

– Boze, spraw, aby Thor wyszedl z tego caly – szepnela. Okragla szybka z pleksiglasu pokryla sie mgielka jej oddechu.

Samolot ponownie skrecil i zaczal powoli znizac sie w kierunku Schiedam. Z odleglosci paru mil obserwowaly go radary Nimroda.

– Kto to byl? – spytal operator radaru bez wyraznego adresu.

– Kto byl gdzie? – zareagowal kontroler sonaru, ktory na swoich monitorach nie widzial ostatnio nic szczegolnego.

– Maly dyrektorski odrzutowiec przelecial przed chwila nad “Freya” w strone Rotterdamu – wyjasnil radarowiec.

– Moze to wlasciciel doglada swojego majatku – zazartowal ktos z zalogi Nimroda.

Dwaj wartownicy na “Freyi” obserwowali przez szparki swoich masek, jak malenka metalowa igla oddala sie ku wybrzezom Holandii. Nie doniesli o tym swojemu dowodcy; samolot musial leciec znacznie wyzej niz 10 tysiecy stop.

Posiedzenie Gabinetu RFN zaczelo sie tuz po trzeciej, w Urzedzie Kanclerskim, pod przewodnictwem kanclerza Dietricha Buscha. Jak to bylo w jego zwyczaju, bez zadnych wstepow zabral sie do rzeczy.

– Jedno musi byc jasne: to nie jest powtorka Mogadishu. Tam byl niemiecki samolot z niemiecka zaloga i glownie z Niemcami na pokladzie, a wladze lotniska zgodzily sie na nasza interwencje. Tutaj statek jest szwedzki, kapitan – Norweg, a wody miedzynarodowe. Marynarze sa obywatelami pieciu krajow, w tym Stanow. Ladunek jest wlasnoscia amerykanska, ubezpieczyla go brytyjska firma, a zniszczenie statku przyniesie wielkie szkody pieciu krajom nadbrzeznym… takze nam. To tyle na razie. Teraz pan minister spraw zagranicznych.

Hagowitz powiadomil swych kolegow, ze otrzymal juz z Finlandii, Norwegii, Szwecji, Danii, Holandii, Belgii, Francji i Wielkiej Brytanii uprzejme noty z ostroznie formulowanym pytaniem: jakiego rodzaju decyzji mozna oczekiwac od Rzadu Federalnego?

– I trudno sie dziwic. W koncu to my trzymamy Miszkina i Lazariewa. Pytania sa sformulowane delikatnie i nie wyczuwam w nich na razie szczegolnej presji na nasze decyzje, ale nie mam watpliwosci, ze gdybysmy odmowili wyslania tych dwoch do Izraela, wzbudziloby to wszedzie gleboki niepokoj.

– Jesli raz ustapimy przed szantazem terrorystow, to juz nigdy z tym nie skonczymy – nie mogl sie powstrzymac od uwagi minister obrony.

– To nie takie proste – kontynuowal Hagowitz. – Pare lat temu ustapilismy w sprawie Petera Lorentza i, istotnie, zaplacilismy za to drogo. Terrorysci, ktorych uwolnilismy przy tej okazji, wrocili do swego procederu. No wiec w Mogadishu uzylismy sily i wygralismy. Ale potem, w sprawie Schleiera, znow nie chcielismy ustapic… i mamy trupa na sumieniu. W koncu jednak to wszystko byly sprawy czysto niemieckie. Tu jest inaczej. Wchodzi w gre zycie obywateli innych panstw, a i majatek nie jest niemiecki. Poza tym ci porywacze z Berlina to przeciez nie to samo, co zorganizowani niemieccy terrorysci. To po prostu dwaj Zydzi, ktorzy chcieli uciec z Rosji, a nie mieli innego sposobu. Notabene, stawia to nas w diabelnie klopotliwej sytuacji.

– Czy nie bierze sie pod uwage mozliwosci, ze to tylko blef, sprytna gra na naszym strachu… ze oni nie sa w stanie zniszczyc,,Freyi” i wymordowac zalogi? – spytal ktos z sali.

– Na to nie mozemy liczyc – odpowiedzial minister spraw wewnetrznych. – Zdjecia, ktore dostalismy od Brytyjczykow, wyraznie pokazuja dobrze uzbrojonych, zamaskowanych ludzi na pokladzie. Wyslalem je od razu do dowodcy GSG-9, zeby obejrzal i powiedzial, co o nich sadzi. Obawiam sie jednak, ze zaatakowanie statku, chronionego ze wszystkich stron radarami i sonarami, przekracza mozliwosci tej grupy. Tu potrzebni by byli ludzie-zaby.

Kryptonim GSG-9 oznaczal specjalna brygade antyterrorystyczna, nalezaca formalnie do sluzb ochrony pogranicza, a zlozona z wyjatkowo twardych zabijakow; to oni szturmowali uprowadzony samolot niemiecki w Mogadishu piec lat temu.

Dyskusja ciagnela sie dobra godzine. Czy spelnic zadania terrorystow i w ten sposob uniknac ofiar, narazajac sie jednak na nieuniknione protesty ze strony Moskwy? Czy raczej odmowic i uznac to wszystko za blef? Czy tez moze rozwazyc wspolnie z Brytyjczykami mozliwosc odbicia “Freyi”? W koncu zaczela brac gore kompromisowa taktyka gry na zwloke i ostroznego probowania, jak daleko siega determinacja porywaczy. O czwartej pietnascie rozleglo sie ciche pukanie do drzwi. Kanclerz Busch skrzywil sie: nie lubil, by mu przerywano w tak waznych momentach.

– Herein! – krzyknal. Wszedl jeden z sekretarzy i nachylil sie nad uchem kanclerza. Szef rzadu federalnego gwaltownie zbladl.

– Du lieber Gott! – jeknal.

Kiedy awionetka, rozpoznana pozniej jako prywatna Cessna wypozyczona z lotniska w Le Touquet na polnocnym wybrzezu Francji, zaczela zblizac sie do rejonu zakazanego, dostrzegly ja niemal rownoczesnie radary trzech osrodkow kontroli: Heathrow, Brukseli i Amsterdamu. Samolot lecial w kierunku polnocnym, a ze wskazan radarow wynikalo, ze wysokosc lotu nie przekracza 5000 stop. Eter rozjazgotal sie gniewnymi wezwaniami.

– Nie zidentyfikowana awionetka na pozycji… zglos sie! Podaj swoj znak i natychmiast zawracaj. Wchodzisz w obszar zamkniety dla ruchu!

Probowano francuskiego i angielskiego, potem holenderskiego. Bez skutku. Albo pilot wylaczyl swoje radio, albo byl na niewlasciwym kanale. Naziemni kontrolerzy lotow nerwowo przebiegali wszystkie zakresy fal. Takze krazacy w gorze Nimrod mial juz awionetke na swoim radarze i probowal nawiazac z nia kontakt radiowy.