To bylo wiele lat temu. Mimo surowosci zycia Fotse, Chapel odnalazl w Afryce to, czego szukal. Wszystko bylo nowe. Wszystko bylo kojaco nieznane. Tubylcy powitali go tlumnie pod rozlozystym drzewem rosnacym w srodku wioski. W niczym nie przypominali wykladowcow zaludniajacych pokoj nauczycielski, studentow wypelniajacych sale wykladowe, bywalcow herbatek, parafian czy publicznosci teatralnej. Ich ziemia rozciagala sie az po horyzont. Czerwonawa i obca. Po powrocie do Oksfordu na semestr jesienny czul sie odswiezony. A raczej Oksford nabral swiezosci. Efekt oczyszczenia trwal kilka lat. Kiedy Chapelowi znow sie pogorszylo, wrocil do badan w terenie. I tak ustalil sie pewien rytm, ktory tylko raz zaklocila wojna. Co kilka lat profesor spedzal wakacje na ziemi Fotse, sporzadzajac notatki i unikajac picia niegotowanej wody, ktora z uporem maniaka mu oferowano, mimo jego tlumaczen, ze moze sie od niej rozchorowac.

Podczas czwartej wizyty doznal olsnienia, ktore przynioslo mu slawe oraz opinie jednego z najwybitniejszych afrykanistow jego pokolenia. Chodzilo o wode. Sprawa urosla do rangi absurdu. Gdziekolwiek sie zjawial, Fotse pedzili do niego z tykwami i przekrzykujac sie, namawiali, by wzial, wypil, zaspokoil pragnienie. Przy pierwszej wizycie profesor uznal to za przejaw tradycyjnej goscinnosci. Odmowil wtedy uprzejmie, co kosztowalo go wiele trudu. Stopniowo odkrywal, ze plyn w podsuwanych mu tykwach i pucharach byl jeszcze brudniejszy niz woda, ktorej uzywali Fotse. Tak jakby wiesniacy specjalnie ja zanieczyszczali. Na jakis czas popadl w paranoje. Dopiero za czwartym razem, gdy podsunieto mu dzban z zielonkawo-brunatnym szlamem z niezidentyfikowana substancja plywajaca na powierzchni, zapytal przez tlumacza o powod takiego zachowania.

Odpowiedz brzmiala: „Gofo”.

Dlugie godziny trwalo przepytywanie, zanim do profesora dotarlo znaczenie tego slowa. Stopniowo, tydzien po tygodniu poznawal prawde. Okazuje sie, ze kiedy przyjechal po raz pierwszy i jego obecnosc zostala zaakceptowana, plemie bardzo nisko ocenilo szanse jego przezycia. Starszyzna Fotse uznala, ze choroba, goraco albo atak lamparta zabija bialego czlowieka w ciagu kilku tygodni. Co do tego panowala calkowita zgoda, tym bardziej ze w przeszlosci zawsze takie bylo zakonczenie. Na tej podstawie i w obliczu faktu, ze przybysz najwyrazniej nie nalezy do zadnego klanu i z nikim nie lacza go zadne wiezi (przybyl bez koz, bez kobiet i synow, na czele kolumny tragarzy Hausa), Fotse oszacowali wartosc jego ubran i reszty dobytku, po czym przeliczyli wszystko na symboliczne ilosci koz, zon i prosa. W oczekiwaniu na rychla smierc goscia Fotse rozdzielili Fo miedzy znaczniejszych czlonkow starszyzny plemiennej i czym predzej przystapili do zakladow Gofo.

Doznali rozczarowania, kiedy Chapel wyjechal zywy. Gofo (jak to zawsze z Gofo bywa) rozroslo sie w mase przyrzeczen, ktore objely znaczna czesc ich ziemi i mienia. W gre wchodzily ogromne bogactwa, a ze na dodatek doszlo do zatargu miedzy przywodcami dwoch konkurujacych klanow, ktorzy inaczej oszacowali wartosc butow z cholewami nalezacych do Chapela, sprawa nabrala politycznego wydzwieku. I poki profesor pozostawal przy zyciu, nie dawala sie rozwiazac. Kiedy wrocil po dwoch latach, Fotse zgotowali mu entuzjastyczne przyjecie. Nie byl to wcale (jak twierdzi profesor w popularnych wspomnieniach Pare miesiecy w chacie bez kanalizacji, napisanych po dwoch pierwszych podrozach) spontaniczny wybuch radosci wywolanej powrotem wielkiego wodza, lecz ulga, ze sporne transakcje, ktore staly sie jatrzaca rana w spolecznosci Fotse, wreszcie maja szanse na ostateczne rozstrzygniecie. I znow Fotse doznali rozczarowania. Przez kilka kolejnych lat napiecie miedzy klanami z poludnia i polnocy narastalo. Doszlo do rozlamow, a tym samym wzrosla liczba potencjalnych beneficjantow. W rezultacie (co ujawnil zaklopotany informator) prawie kazdy na ziemi Fotse nabyl prawo do niewielkiej, jednorazowej korzysci materialnej po smierci Chapela. Na tym nie koniec. Transakcje wiazane dotyczace pastwisk nad rzeka w poludniowej czesci krainy Fotse dodatkowo skomplikowaly sprawe. Wyczekiwana z utesknieniem masowa dystrybucja dobr mogla dojsc do skutku pod warunkiem, ze Chapel umrze na jedna z licznych lokalnych chorob przenoszacych sie przez wode (zawilosci transakcji pastwiskowej dotyczyly oszacowania liczby koz padlych od takich chorob f powiazania jej z kontrowersyjna wartoscia butow. Za punkt odniesienia przyjeto rozmiary kawalka skory potrzebnej do zrobienia takich butow, co wyrazilo sie jedna szesnasta krowy).

Odkrycie, ze wszyscy usiluja zarazic go bilharcjoza z powodu butow z cholewami, podzialalo deprymujaco. Profesor nie byl pewien, czy dobrze zrozumial. Wiekszosc niuansow Gofo jakos mu umknela. Przez jakis czas dreczyla go mysl, ze zostanie zamordowany. Spal z rewolwerem pod poduszka. Zastanawial sie, czy nie wyjechac, ale tlumacz odradzil. Przekonal profesora, ze nikt nie zywi do niego urazy. W gruncie rzeczy jest wsrod Fotse popularnym czlowiekiem, a pragnienie, by zmarl powalony goraczka, to wylacznie sprawa transakcji miedzy nimi i nie ma najmniejszego wplywu na wzajemne stosunki. Tlumacz przypomnial mu, ze dla Fotse zabicie go byloby czynem niehonorowym. To uspokoilo profesora. Troche.

Choc morderstwo nie wchodzilo w rachube, tlumacz przyznal, ze czestowanie brudna woda uznano za dopuszczalna forme naciagania regul. Nikt tak naprawde nie spodziewal sie smierci profesora. Przez lata nieswiadomie pochlonal w jedzeniu mnostwo zanieczyszczonej wody, a nic mu nie bylo. Chodzily sluchy, ze pewni spekulanci z Klanu Jaszczurek robia swietne interesy na zakladach, ze profesor przezyje dlugie lata w doskonalym zdrowiu. Wystarczy pilnie baczyc na rozne znaki. Ofiarowanie mu na obiad siekanych organow rozrodczych samca wielblada oznacza pozytywna zmiane. Gdzie kiedys byla woda, wkrotce beda gruczoly, ktore dadza mu sile prokreacji. Profesor Chapel, flegmatyk z natury, rozumial zasade oddzielania interesow od emocji. Przetrwal wiec burze i wrocil do Oksfordu pod koniec lata, by przemyslec swoje odkrycie.

Najbardziej uderzylo go nie samo Gofo, ktore uwazal za strate czasu, lecz fakt, ze Fotse byli swiadomi przenoszenia chorob przez wode. W rezultacie powstala Magia i medycyna u Fotse, praca zaliczana do klasycznych dziel wczesnej antropologii. Do czasu kolejnej podrozy profesor byl juz akademicka legenda, komplementowana przez kolegow po fachu, otaczana przez studentow i uhonorowana Medalem Pargettera za Zaslugi nad Badaniem Ludow Prymitywnych.

Nieco upiekszony obraz wspanialej kariery zawsze zbiega sie w czasie z ostatnim fragmentem wykladu o organizacji zycia spolecznego Fotse i przypomina profesorowi, ze pora konczyc. Konczy tym samym co zawsze akcentem (podniosly ton, kilka smialych gestow zapozyczonych od Europejczykow z poludnia). Otrzymuje uprzejme, ale entuzjastyczne oklaski, co wsrod antropologow uchodzi za przejaw najwyzszego zachwytu. Potem, jak zwykle, otacza go wianuszek zapalencow zadnych odpowiedzi na szczegolowe pytania. Corka sciska go i pragnie przedstawic jednego z kolegow. Kolega, o ktorego chodzi, ma calkiem niezla prezencje. Przynajmniej nie wyglada na Zyda i nie uzywa rozu jak wiekszosc wysoce nieodpowiednich dla Astarte okazow, ktore ona bez przerwy ciaga za soba.

– Tatusiu – zaczyna Astarte serdecznie – to Jonathan Bridgeman. Jest bardzo, ale to bardzo zainteresowany twoja praca.

– Naprawde? – pyta mlody czlowiek, ktory jak wiekszosc kolegow Astarte okazuje sie nieco roztargniony. – Tak, naturalnie. Jestem zainteresowany.

Chapel wyciaga reke. Wymienia z Bridgemanem mocny uscisk. W przyplywie dobrodusznosci zaprasza corke i jej przyjaciela na lunch.

Jonathan nie pamieta, zeby kiedykolwiek byl tak szczesliwy. Star i ojciec rozmawiaja, a raczej mowia jedno do drugiego. Ich mysli biegna oddzielnymi, choc zadziwiajaco podobnymi torami. Restauracja obraca sie wokol ich konwersacji. Pozostale stolilci zataczaja kregi niczym pomniejsze satelity w planetarium. Rozmowa jest pelna imion i nazw. Nazwy miast; imiona ludzi, ktorych spotkala Astarte, i tytuly ksiazek, ktore przeczytal jej ojciec; mozaika porazajaca rozmiarem i zlozonoscia. Tyle zrobili, tyle zobaczyli, tyle wiedza. Tyle maja do powiedzenia przy stole.

Kelner pedzi do stolika z bulkami i kompletem sztuccow. Odsylaja go z powrotem bez przerywania potoku slow. Jonathan czuje, ze znalazl sie w sanktuarium, w ktorym wszystko jest jasne i proste, a jego mieszkancy zyja z dala od reszty sasiadow. Z Chapelami wszystko wydaje sie proste. Chcesz liste win? Jest lista win. Chcesz przyjecie? Jest przyjecie. Chcesz jechac do Francji? Przed toba otwiera sie sciezka, na ktorej wszystko odbywa sie automatycznie.

Jonathan stwierdza, ze antropologia jest najwyzszym przejawem cywilizacji. Wyklad profesora Chapela, latwosc porownywania zwyczajow Fotse ze zwyczajami Trobriandczykow, Indian Hopi, Inuitow i plemion z gor Karen w Birmie reprezentuje kres dlugiej podrozy, trudnej drogi ku niebotycznym wysokosciom, z ktorych mozna wreszcie obserwowac swiat i zamieszkujacych go ludzi. Wtedy ma sie do dyspozycji cala ziemie. Czy jest cos lepszego niz spogladanie z wysokosci na pierwotne doliny? Czy jest lepsze swiadectwo wlasnej pozycji w swiecie, dotarcia do konca wlasnej podrozy?

Sluchajac Chapelow, nasladuje ich pozy, rozkoszuje sie ich swoboda. Slyszy swoj angielski glos, proszacy Star o podanie sosu chrzanowego, i z niejakim zdziwieniem sledzi ruch jej palcow zaciskajacych sie na niewielkiej miseczce i unoszacych ja ku niemu.

Lunch konczy sie zdecydowanie za szybko. Zostaja puste talerze, filizanki po kawie i zuzyte serwetki. Jonathan zegna sie z profesorem ceremonialnym „do widzenia”. „Do widzenia” skierowane do Star trwa dluzej i trudniej je powiedziec. Star caluje go w policzek i obiecuje odezwac sie za dzien-dwa. Jonathan wraca do Barabbas College niczym zwycieski ksiaze. Swietuje sukces, spijajac Levine’a w barku. Wieczorem obsluga prosi, zeby wyszli. Inaczej zaplaca grzywne.

Nazajutrz rano skacowany Jonathan czeka na kolejny odcinek swojego nowego zycia. Ale Star nie dzwoni. Nastepnego dnia tez nie. Nie dzwoni do konca tygodnia. Wreszcie Jonathan idzie do jej college’u, gdzie dowiaduje sie, ze panny Chapel juz tu nie ma. Postanowila przerwac studia i zalozyc w Londynie firme projektujaca wnetrza.