Po chwili klamka opadla, drzwi sie otworzyly i do pokoju wszedl wysoki, dostojny pokojowy. Claude-Louis Arnaux byl tylko dwa lata starszy od Damiena, mial malego synka, zas jego zona sluzyla jako gospodyni.

– Przyjechal general Moreau. Czeka na dole w gabinecie.

Moreau. Chryste. Przeciez nie moze pozwolic, zeby general zobaczyl go w takim stanie.

– Powiedz mu, ze jestem chory. I ze przepraszam, ale nie jestem stosownie ubrany, by przyjmowac go¬sci. Powiedz, ze przyjde do niego dzis po poludniu.

Claude najwyrazniej odczul ulge. Damien wie¬dzial, ze przyjaciel bardzo sie o niego martwi.

– Dobrze. Kaze przygotowac kapiel i czyste ubranie..

Damien skinal glowa, jak zawsze wdzieczny za niezmienna lojalnosc przyjaciela. Wygramolil sie z fotela i stanal przed wygaslym kominkiem. Przez kilka dni w ogole nie opuszczal pokoju. Mial hrudne wlosy, nie ogolona twarz, pomiete i popla¬mione ubranie. Kopnal pusta butelke po koniaku. Rozbite szklo zachrzescilo mu pod obcasem.

– Nom de Dieu – wymamrotal. Spojrzal w ozdob¬ne lustro i az syknal, wciagajac gleboko powietrze. Wygladal strasznie.

I tak samo sie czul.

Smierdzial stechla brandy,jezyk mial wyschnie¬ly i sztywny jak skorzany pasek, glowe rozsadzal mu pulsujacy bol. Zapragnal wcisnac sie do tej bu¬lelki, z ktora nie rozstawal sie przez ostatnie czte¬ry dni, lecz alkohol wcale nie pomagal. Zreszta nie mogl ukrywac sie przed samym soba w nieskon¬czonosc.

Aleksa nie zyla – nigdy sobie tego nie wyba¬czy. I w glebi duszy nigdy nie zabije w sobie rozpa¬czy. Na zewnatrz jego roztargnienie wkrotce zosta¬nie zauwazone, podobnie jak glebia jego uczucia, a na to nie mogl sobie pozwolic.

Claude-Louis wrocil. Byl jednym z cidevants, by¬lych czlonkow arystokracji, emigrantem, ktory nie¬dawno wrocil do ojczyzny. Gdyby nie doszlo do re¬wolucji, gdyby Ludwik wciaz siedzial na tronie, Claude w dalszym ciagu bylby hrabia. A tymcza¬sem pelnil role sluzacego… a przynajmniej takie sprawial wrazenie.

– Ciesze sie, ze wrocil pan pomiedzy zywych – powiedzial Claude.

Damien pomyslal, ze to pobozne zyczenie.

– Bylem glupcem. Zadna kobieta nie jest warta takiego zalu. – Zza plecow sluzacego wylonili sie kolejni, niosac balie z parujaca goraca woda. Clau¬de- Louis zaczekal, az wyszli, i zamknal za nim i drzwi.

– Skonczmy to udawanie. Znamy sie o wiele za dlugo na takie gierki, n'est ce pas?

Damien westchnal.

– Slusznie, mon amio Nie mialem zamiaru od¬grywac komedii. – Przeczesal dlonia falujace czar¬ne wlosy. – Czasami sam juz nie wiem, gdzie kon¬czy sie gra, a zaczyna realne zycie.

– No wlasnie, przyjacielu. To chyba jest prawda dla kazdego z nas.

Damien zrzucil ubranie i zanurzyl sie w miedzia¬nej wannie, z rozkosza plawiac sie w cieplej, oczyszczajacej kapieli. Odpoczywal z glowa oparta o krawedz i zamknietymi oczami. Przez moment zobaczyl Alekse, ktora odpowiedziala usmiechem na cos, co powiedzial. Podziwiala jego piekne pta¬ki, w jej twarzy \Yidzial szczescie. Zobaczyl, jak z blyszczacymi oczami rozmawiala z jego matka, broniac go, gdy tymczasem powinna bronic siebie.

I wtedy" ujrzal, jak biegnie ku niemu po plazy.

Widzial przerazenie, skruche i ogromny smutek. Caly swiat emocji ukazany na twarzy pelnej niepo¬koju – niepokoju o niego. Ten widok tak bardzo chwycil Damiena za serce, ze momentalnie wybu¬dzil go z letargu. Drzaca reka siegnal po bialy mu¬slinowy recznik, ktory Claude-Louis natychmiast mu podal.

– Jestes slaby. Dlugo nic nie jadles. Szef kuchni przygotuje cos do jedzenia. Z pelniejszym brzu¬chem od razu poczujesz sie lepiej.

Damien nie odezwal sie. Na sama mysl o posil¬ku zoladek wyraznie zaprotestowal: Jednak posta¬nowil, ze sie zmusi. Mial do wykonania pewne zadanie i chociaz wszystko poszlo inaczej, niz to so¬hie zaplanowal, znajdzie sposob, aby uratowac sy¬t uacje. Praca pomoze ukoic bol, poniewaz miala scisle okreslony cel. Teraz uczepi sie tego celu tak mocno, jak nigdy dotad.

U czepi sie, chociaz doskonale wie, ze bez wzgle¬du na powodzenie misji cena, ktora zaplacil, byla zbyt wielka, zeby mogl ja zniesc.

* * *

– A wiec, ma belle, jak sie czujesz?

Aleksa przygladala sie krzykliwie ubranej kobie¬cie, ktora siedziala w fotelu obitym wyblaklym perkalem.

Niemal jak nowo narodzona dzieki pani, madame Dumaine. – Pily kawe z porcelanowych fili¬zanek, niepasujacych do tego obskurnego, urza¬dzonego bez odrobiny smaku pokoju.

Mysle, ze za kilka dni bedziesz gotowa wyjsc w swiat. Wszyscy padna, kiedy cie zobacza Aleksa pobladla.

Madame, wiem, jaka byla pani dla mnie dobra, wiem, ze zawdzieczam pani zycie, ale bardzo pro¬sze, niech mnie pani wypusci.

Walkowalysmy ten temat chyba z tuzin razy, moja droga. Zaplacilam za ciebie fortune Spedzi¬lam przy twoim lozku wiele godzin, karmilam cie, pielegnowalam i chronilam. Ten dlug musisz splacic.

Juz mowilam, ze jestem bardzo bogata. Jesli bezpiecznie wroce do Anglii…

– Ba, do Anglii! Zostaniesz tutaj!

– Ale z pewnoscia

Przeszlosc jest juz zamknieta, moja golabeczko. Im predzej przyjmiesz to do wiadomosci, tym bedziesz szczesliwsza. Teraz nalezysz do mnie. I be¬dziesz robic to, co ci kaze. – Miala nieprzejednana mine, usta zacisniete w ponurym grymasie. Byla twarda kobieta, musiala taka byc. Resztki delikat¬nosci, jaka kiedykolwiek miala, wypalily sie w jej przeszlym zyciu. A jednak…

Teraz odezwala sie znacznie lagodniej, niemal przymilnie.

– Zaufaj mi, ma belle. Tutaj nie bedzie ci zle. Be¬da mezczyzni, i to calkiem sporo mezczyzn. Ale przeciez jestes bystra. Szybko sie nauczysz, jak sprawiac im przyjemnosc. To zycie wcale nie jest az takie straszne, zobaczysz.

Na sama mysl Aleksa wzdrygnela sie, czujac, jak krew zamarza jej w zylach.

– Madame, bardzo prosze, czy naprawde nie ma nic, co pania przekona? – Probowala, na Boga, spedzila wiele godzin, ze lzami w oczach blagajac ja o rozsadek. Chciala uciec, ale przekonala sie, ze okna sa zablokowane od zewnatrz, zas za jej drzwiami stoi na warcie wielki brodaty Murzyn.

– Juz cicho, moja slicznotko. Nie czas juz na dal¬sze rozmowy. Zgodz sie, a byc moze nadejdzie dzien, w ktorym twoj dlug zostanie splacony. A kiedy to nastapi – usmiechnela sie – wtedy twoje cialo bedzie juz tylko moje.

Aleksa nie odezwala sie, czujac wzdluz kregoslu¬pa zimny dreszcz przerazenia. Patrzyla, jak starsza, tega kobieta idzie przez pokoj i znika za drzwiami. Slyszala, jak Murzyn mowi cos do niej cichym, su¬gestywnym glosem, po czym oboje sie rozesmiali.

Sparalizowal ja strach. Co teraz z nia bedzie?

Kiedy odwiedzi ja pierwszy mezczyzna? Jak bedzie wygladal? Jakie wrazenie wywrze na niej dotyk je¬go rak?

Jakze ona to zniesie?

Pomyslala o Darnienie, czujac ogromna teskno¬te. Zastanawiala sie, gdzie on teraz jest, czy w ogo¬le zyje. Pograzala sie w coraz glebszej rozpaczy.

Z nienawiscia przypomniala sobie pulkownika Bewicke'a. To przez jego zdradzieckie dzialania znalazla sie w tym polozeniu. Czlowiek, ktoremu zaufala, czlowiek, ktory mial jej pomoc, w co naiw¬nie uwierzyla.

Lecz skoro nie pomogl jej wtedy, nie pomoze i teraz.

Tak naprawde to nie ma juz nikogo, kto moglby pomoc.

Nawet sarna sobie nie mogla pomoc.