Rozdzial 18

Damien stal we wnece przy oknie. Obserwowal drzwi biblioteki, az zobaczyl, ze Aleksa otworzyla je i uciekla korytarzem. Troche sie uspokoil, gdy poszla schodami na gore do ich pokoi, z dala od plotkarskich jezykow i wscibskich oczu.

Czul sie dosc dziwnie, troche wytracony z row¬nowagi tym, co sie stalo. Rzadko tracil opanowa¬nie, lecz przy Aleksie zdarzylo mu sie to juz nie po raz pierwszy. Dzisiaj takze stracil glowe – gdy spostrzegl, ze gdzies sie ulotnila. A potem, gdy ja odnalazl…

Jules St. Owen mial szczescie, ze uszedl z zy¬ciem!

Z glebokim westchnieniem wyszedl na taras.

Nic jej nie laczylo z Sto Owenem – przynajmniej nie byl jej kochankiem. Wiedzial to w chwili, gdy ja pocalowal, a pelne przekonanie uzyskal, kiedy skonczyli sie kochac.

Zreszta nigdy nie dala mu podstaw do podej¬rzen, ze jest niewierna. To, co sie stalo, nastapilo wylacznie z jego winy.

Jezu. Rozmyslajac o godnym potepienia poste¬powaniu, uderzyl piescia w szorstka, kamienna sciane. Powinien byl jej ufac, jednak jemu nigdy nie przychodzilo to z latwoscia. Ojciec wierzyl matce, a ona naduzywala jego zaufania. Damien wierzyl jej, a ona go zostawila. Chcial zaufac bab¬ce, po tym jak odeslano go do niej do Francji.

Lecz Rachael i Simone byly matka i corka. Mat¬ka podobna do corki, jak czesto sobie powtarzal. Traktowala go bardziej jak sluzacego niz jak wnu¬ka, wyciagajac nan rozge, gdy tylko cos jej sie nie podobalo, wciaz niezadowolona z jego postepkow. Zaczal nia pogardzac. Gdyby nie Fieldhurst, byc moze nawet odmowilby powrotu.

Damien wyjal cygaro, wlozyl je miedzy zeby i na¬chylil sie nad jedna z pochodni oswietlajacych sciezke do ogrodu, po czym zaciagnal sie mocno. Fieldhurst okazal sie jego wybawieniem, pomyslal, wypuszczajac cienka smuge dymu w kierunku czy¬stego, nocnego nieba. Wspomnial ich pierwsze spotkanie w jego pietnaste urodziny, w noc bardzo podobna do tej. Miejscem spotkania bylo Whitley, wiejska posiadlosc jego ojczyma w poblizu Hamp¬stead Heath.

Fieldhurst okazal sie znajomym lorda Townsen¬da. Major byl niezlomnym, powaznym czlowie¬kiem, wychowanym w duchu brytyjskiej tradycji. Ze swoja bezkomprornjsowoscia i determinacje) przypominal Damienowi ojca. Od samego poczat¬ku bardzo go polubil.

O dziwo, Fieldhurst wydawal sie odwzajemnia" te sympatie. Nastepnego dnia poszli razem na po lowanie i kazdy ustrzelil ladna, gruba kuropatwy. Anthony Fieldhurst, wowczas w randze majora, podsunal mu idee dostarczania informacji. Z po czatku nic skomplikowanego, po prostu mial mice oczy szeroko otwarte w czasie pobytu we Francji, a potem zameldowac o wszelkich zaslyszanych in¬teresujacych faktach.

To bylo w 1794 roku, kiedy pod ostrzem giloty¬ny zgineli Robespierre i St. Just. Swoje glowy stra¬cili rowniez Danton i Desmoulins. Stracono setki osob, a babka Damiena nalegala, zeby brali udzial w wielu krwawych egzekucjach. Kiedy zobaczyl pierwsza z nich, uciekl i schowal sie w krzakach. Babka wysmiala go i nazwala tchorzem. Po tym wydarzeniu byl juz przygotowany i spokojniej ogla¬dal kolejne sciecia, chociaz za kazdym razem od¬czuwal obrzydzenie. Nigdy tez nie mogl ich zapo¬mniec.

Byl to jeden z glownych motywow, jakimi sie kierowal, przyjmujac na siebie zobowiazanie wo¬bec Fieldhursta, gdy skonczyl dwadziescia jeden lat. Wtedy Napoleon maszerowal przez Syrie, w tym samym roku pokonal Turkow pod Abu Kir w Egipcie.

Damien caly czas udawal lojalnosc wobec Fran¬cji, budujac siec kontaktow w Paryzu, co nie oka¬zalo sie trudnym zadaniem, skoro drugi maz Simo¬ne osiagnal wysoka pozycje w rzadzie.

W tym samym roku Damien zawarl umowe z ge¬neralem Moreau, zgodnie z ktora mial dostarczac Francuzom brytyjskie tajemnice.

Z ta roznica, ze sekrety, ktore im sprzedawal, pochodzily bezposrednio od ministra obrony i by¬Iy tak preparowane, aby ich wprowadzic w blad. Fieldhurst, wtedy juz pulkownik, William Pitt mlodszy oraz krol Jerzy byli jedynymi osobami, ktore znaly cala prawde. Teraz Pitt juz nie zyl, krol zas rzadko miewal przeblyski swiadomosci. Samot¬nym kontaktem Damiena pozostal wiec general Fieldhurst.

Oparl sie o sciane na tarasie, spogladajac w kie¬runku ogrodu. Niemalze widzial oczami duszy zblizajaca sie z naprzeciwka Alekse, w ktorej kasz¬tanowych wlosach odbijalo sie swiatlo latarni, a piekne zielone oczy lsnily cudownym blaskiem.

Nie powinien byl jej poslubiac – juz chyba po raz tysieczny nasuwal sie mu ten sam wniosek. Lecz za nic nie chcialby stracic ani jednego z dni, ktore spedzili razem. Gdyby nie niebezpieczenstwo, na ktore mimowolnie ja narazil, nigdy nie pozwo¬lilby jej odejsc.

* * *

Damien nie wrocil do ich pokoi, z czego Aleksa byla zadowolona. Jednak przewracala sie z boku na bok i wiercila, lamiac sobie glowe, dokad poszedl.

I z kim moze teraz przebywac.

Nie byla tak naiwna, zeby nie zauwazyc goracych spojrzen, jakie rzucaly mu niektore kobiety. Lec po tym, jak sie kochali w bibliotece, po ich intym¬nym zblizeniu nie potrzebowalby przeciez innej kobiety. Na samo wspomnienie poczula mile cie¬plo, chociaz calkowitej pewnosci jednak nie miala.

Rano chodzila w te i z powrotem po sypialni, by w koncu zatrzymac sie przed wysokim oknem z je¬dwabnymi zaslonami i popatrzyc na rozciagajace sie wokol palacu laki. Nie zobaczy sie z Damienem az do wieczora, gdyz tak jak wiekszosc mezczyzn wyruszyl na polowanie. Moze i dobrze. Dzieki te¬mu miala troche czasu, zeby zapanowac nad emo¬cjami, spojrzec na sprawy z odpowiedniej perspek¬tywy i zastanowic sie, co powinna zrobic.

Poza tym nadarzala sie sposobnosc, aby zwie¬dzic palac i spedzic troche wiecej czasu z goscmi.

Kto wie, jakie tajemnice mogly wyplynac w rozmo¬wach?

Dzien minal znacznie szybciej, niz myslala. Inne kobiety byly przyjazne, chociaz zachowywaly pew¬na rezerwe, jednak zona generala zaakceptowala ja w pelni. Jesli pominac niepewnosc zwiazana z tym, co sie wydarzylo pomiedzy nia i Damienem, cale popoludnie minelo przyjemnie. Na godzine przed zachodem slonca Aleksa odkryla cos interesujacego.

W zachodnim skrzydle, ktore zajmowala rodzi¬na gospodarzy, zlokalizowa~a generalski gabinet. Drzwi bylo otwarte, lecz nie smiala wejsc do srod¬ka, gdyz wokol krecilo sie duzo ludzi. Zobaczyla jednak ogromne biurko, na ktorym lezaly rozne papiery sprawiajace wrazenie oficjalnych doku¬mentow. Jednak bardziej interesujace bylo samo biurko, poniewaz juz kiedys widziala identyczne – w gabinecie Rayne'a w Stoneleigh. Kiedys, gdy byla mala dziewczynka, ojciec pokazal jej tajny schowek w meblu. Powiedzial wtedy, ze podob¬nych biurek jest niewiele. Wszystkie wyszly z pra¬cowni Farriera, jednego z najznamienitszych pro¬ducentow mebli we Francji.

Tak, pamietala je doskonale – a to w gabinecie Moreau wygladalo identycznie. W tajnej skrytce Rayne przechowywal swoje najwazniejsze doku¬menty.

A co mogl tam ukrywac general?

Warto byloby sprawdzic, pomyslala, szykujac sie do kolacji i wystawnego balu zaplanowanego na wieczor. Damien w koncu wrocil i teraz prze¬bieral sie w swoim pokoju. Niewiele sie odzywal, wydawal sie dziwnie przygaszony. Moze wcale nie hyl zadowolony z tego, co sie wydarzylo, lecz maz, ktory rzadko dzielil sie swoimi myslami, pozosta¬wial jej duze pole do domyslow.

Uslyszala, jak wchodzil, zanim jeszcze go zobaczy¬la. Gdy skierowala glowe w strone drzwi, stal juz ubrany w znakomicie skrojony szary frak. Nieprzy¬zwoicie obcisle czarne spodnie przywodzily jej na mysl jego meskie atrybuty, a to z kolei wywolalo fale goraca, ktora rozeszla sie po calym ciele Aleksy.

– Gotowa? – spytal, patrzac na nia z aprobata. – Slicznie wygladasz… ale przeciez tak jest zawsze.

Podeszla, przyjmujac jego nadstawione ramie.

– Dziekuje

– Jesli chodzi o wczorajszy wieczor – powiedzial nagle, zupelnie ja zaskakujac – to… przepraszam. W ogole chcialem cie przeprosic za wiele rzeczy. Nie powinienem byl stracic kontroli nad soba.

Podniosla wzrok na jego twarz, z biciem serca obserwujac twarde rysy.

– Wiec dlaczego straciles?

Milczal chwile.

– Bylem zazdrosny. – Staral sie byc nonszalancki, lecz jego szyja poczerwieniala, nadajac ciemniejszy odcien skorze nad fularem. Jeszcze nigdy nie wi¬dziala go w takim stanie. – Sto Owen to przystojny chlopak, a ty najwyrazniej wpadlas mu w oko.

Mimowolnie odczula. przyjemnosc, ze jednak mu zalezy na niej.

– Wtedy powiedzialam ci prawde. Jules St. Owen nic dla mnie nie znaczy.

– A ja? – Spojrzal na nia niebieskimi oczami. – Co ja znacze dla ciebie?

Nerwowo oblizala wargi. Tak naprawde znaczy I wszystko i nic. Bo nie mogla sobie pozwolic, zeby dac mu swoje uczucia. Lecz sama mysl o tym byla¬by juz klamstwem.

– Jestes moim mezem.

Skinal glowa, wciaz z kamienna twarza, chociaz przez moment dojrzala na niej lekkie rozczarowanie.

– Czas, abysmy dolaczyli do reszty towarzystwa – powiedzial.

– Tak, oczywiscie. – Boze, czego on od niej oczekiwal?

Wszystko jedno, i tak nie mogl tego od niej otrzymac.

Zjedli kolacje, usmiechajac sie i prowadzac zdawkowe rozmowy, niemal uprzedzajaco uprzej¬mi. Jak to mozliwe, ze umial tak wiele powiedziec oczami, a tak malo uzywajac slow? Jak to mozliwe, ze spojrzenie Damiena mowilo jedno, zas jego uczynki cos zupelnie innego?

Miala wielka ochote uciec od stolu do swojego pokoju. Chcialaby strzelic palcami i znalezc sie z powrotem w Anglii, klasnac w dlonie i wrocic do czasow, zanim go poznala, zanim umarl Peter, zanim nastaly miesiace okropnych wyrzutow su¬mienia – gdy byla niewinna, beztroska, niefrasobli¬wa dziewczyna o rozmarzonych oczach.

Powiedziala sobie, ze to tylko zmeczenie. Tak dlugo tkwi w tych intrygach, ze sama stracila roze¬znanie, w ktora strone pojsc dalej. Jednak dobrze wiedziala, co ma robic.

Wreszcie po kilku godzinach nadarzyla sie ide¬alna sposobnosc. Damien byl zajety rozmowa z ge¬neralem i grupka mezczyzn, podczas gdy Aleksa prowadzila niezobowiazujaca konwersacje z pa¬niami. Po chwili udalo jej sie wymknac. Unioslszy lekko spodnice, obeszla salon i skierowala sie do zachodniego skrzydla. Nie bylo tam nikogo procz kilku nadgorliwych sluzacych krecacych sie tu i tam, lecz korytarz przed gabinetem generala byl pusty.