Rozdzial 17
Damien wysiadl z powozu przed palacem gene¬rala Moreau w St. Germain-en-Laye.
Zaprojektowany dla ksiecia de Torcy i zbudowa¬ny na polnocny zachod od Paryza palac mial trzy pietra, cale rzedy wysokich, zakonczonych lukowa¬to okien, kazde z malym balkonikiem z kutego ze¬laza, obok palacu staly dwa pawilony z kolumna¬mi, po jednym z kazdej strony. Ze stromego dachu sterczalo kilkadziesiat ceglanych kominow, zas szerokie trawniki zapraszaly gosci do wysokich, rzezbionych drzwi glownego wejscia.
– Jest piekny – powiedziala Aleksa, gdy Damien chwycil ja w talii, pomagajac wysiasc. – Ciekawe, ktory arystokrata stracil glowe, zeby palac mogl sie stac wlasnoscia generala.
Alekso… – rzucil ostrzegawczo, patrzac na jej zacisniete w ironicznym usmiechu usta.
– Przepraszam. Przeciez jestesmy tu goscmi, prawda? Juz prawie zapomnialam. – Wciaz sie usmiechala, podobnie jak przez ostatnie trzy dni. Aleksa zachowywala sie chlodno i z rezerwa od tam¬tego wieczoru, kiedy wybrali sie do teatru z Lafo¬nem, a bylo to wynikiem gwaltownej klotni z Ga
briella. Tak wiec Aleksa wciaz wymawiala sie bolem glowy, ignorujac jego awanse, i ogolnie trzymala sie od niego na odleglosc wyciagnietego ramienia.
Z poczatku ustepowal jej, gdyz uznal, ze miala powody. Gabriella zachowala sie okropnie, otwar¬cie podeszla do niego w holu teatru Francaise i po¬calowala go prosto w usta w obecnosci stojacego obok Lafona.
Niestety, Aleksa rowniez to zauwazyla. Byla wsciekla, za co nie mogl jej winic. Probowal wyja¬snic, lecz nie chciala sluchac, ignorujac go przez reszte wieczoru. W domu znowu sie poklocili. Aleksa zazadala, zeby powiedzial tamtej kobiecie, gdzie jest jej miejsce, po czym zostawila go w sy¬pialni i od tamtej pory spala sama w przyleglym pokoju.
Nienawisc Aleksy do Gabrielli wcale go nie dzi¬wila, lecz zaczal podejrzewac, ze przyczyna takiego zachowania zony tkwi glebiej. Wyczul napiecie, ktorego wczesniej miedzy nimi nie bylo, jakas ten¬dencje do unikania go. Zaczal przypuszczac, ze nie chodzi tylko o Gabrielle, ze w uczuciach Aleksy do niego nastapila jakas zmiana.
A moze stalo sie to za sprawa Sto Owena, bylego kapitana, a obecnie zamoznego kupca, ktorego Aleksa poznala na balu w hotelu de Ville? Damien widzial, jak z nim tanczyla, lecz wtedy nie zwrocil na to wiekszej uwagi. Potem znowu spotkala sie z nim w teatrze Fran‹;aise i wtedy zajal miejsce tuz obok niej.
Bezwiednie objal mocniej Alekse, prowadzac ja szerokimi schodami do palacu. Tamten jasnowlo¬sy mezczyzna byl wystarczajaco przystojny, zeby zawrocic w glowie kazdej kobiecie, a bylo jasne, ze Jules Sto Owen wyraznie interesowal sie Aleksa.
Teraz patrzyl, jak kolyszac biodrami, mijala lo¬kajow w zlocisto-szkarlatnych liberiach. Popolu¬dniowe slonce tanczylo niczym ogien na jej ciem¬nokasztanowych wlosach. Byla piekna, niezwykle pociagajaca. Zanim wzieli slub, polowa mezczyzn w Londynie rzucala sie do jej stop, a wsrod nich je¬go brat, Peter.
Moze tesknila za tymi zalotami? Moze on do¬piero mial poznac kobiete, ktora zainteresuje sie nim na dluzej. Moze juz sie nim zmeczyla albo – podobnie jak jego matka i Aleksa, ktora kiedys scharakteryzowala mu Melissa, a on uwierzyl, ze wlasnie taka jest – karmila sie atencja ze strony in¬nych mezczyzn. Moze potrzebowala uwielbienia, zeby utwierdzac sie w przekonaniu, ze jest piek¬na i czarujaca?
Zacisnal zeby. Da jej troche czasu, sprobuje do¬trzec do prawdy, lecz bez wzgledu na przyczyne jej dystansu, byla jego zona i taka pozostanie. Po raz pierwszy rozumial obsesje, jaka ojciec mial na punkcie matki. Chcial ja zatrzymac bez wzgle¬du na cene. Byla to niepokojaca mysl, od ktorej poczul sie jeszcze bardziej niepewnie.
Lecz najgorsze, wywolujace straszliwa furie, nie¬dajace spokoju, skrecajace zoladek w supel bylo podejrzenie, ze jego zona moze sobie szukac towa¬rzystwa innego mezczyzny.
Jej plan przynosil efekty, choc nie bylo to latwe.
Damien spochmurnial, obserwowal ja niespokoj¬nym wzrokiem, zly, ze sie poklocili, i niepewny po¬wodu nieporozumienia. Oczywiscie zachowywal sie grzecznie, a w obecnosci gospodarzy przyjecia byl wrecz czarujacy. Jednak gdy znalezli sie w swo¬ich eleganckich pokojach, urzadzonych z rozma¬chem w barwach kosci sloniowej i zlota, z baroko¬wymi malowidlami na sufitach, rozezlony Damien zaczal chodzic tam i z powrotem, zadajac od zony wyjasnien, o co jej chodzi.
– Juz ci mowilam, o co mi chodzi. O ciebie i te… te kobiete! Coraz bardziej dochodze do przekona¬nia, ze nadal jestescie kochankami. I wcale bym sie nie zdziwila, gdybys zaprosil ja tutaj!
Odegranie tej komedii nie bylo zbyt trudne, gdyz wystarczylo, zeby sobie przypomniala, jak sie czula, gdy ona go calowala. W polaczeniu z ostat¬nim stekiem klamstw, jakimi ja uraczyl, stanowilo to wystarczajaca pozywke, by ja rozjuszyc i dobrze ukryc prowadzona gre.
Przeczesal palcami wlosy.
– Mowilem ci, ze Gabriella nie jest juz moja kochanka Dlaczego tak trudno ci w to uwierzyc?
– Jeszcze sie pytasz po tym, co zrobila w teatrze?
– Myslalem, ze to rozumiesz…
– No wiec nie rozumiem i nie mam ochoty wiecej o tym rozmawiac.
– Dobrze! – powiedzial, lecz wydawal sie jeszcze bardziej zdezorientowany i gwaltownie wyszedl z pokoju, trzaskajac za soba'drzwiami.
Aleksa usiadla ciezko na lozku. Byl tak wzbu¬rzony, jakby jej uczucia rzeczywiscie mialy jakies znaczenie. Jakby… a niech to! Nie ma mowy! Juz nie bedzie udawala dla niego glupiej. Miala nakre¬slony plan i zamierzala go zrealizowac.
Kilka godzin pozniej uslyszala go w sasiednim po¬koju. Wiedziala, ze ubieral sie na wieczor. Ona sa¬ma byla gotowa juz od kilku godzin. Wybrala szafi¬rowa suknie z podniesiona talia, zas splecione w gruby warkocz wlosy byly upiete na czubku glowy. Do pomocy wezwala jedna ze sluzacych pani domu, zas teraz czekala, az maz zapuka do jej drzwi.
Zapukal po chwili, chociaz nie bawil sie w dobre maniery, i nie czekajac na zaproszenie, bezceremo¬nialnie wszedl do srodka. Ubrany byl formalnie w czarny frak z aksamitnym kolnierzem, srebrna ka¬mizelke i obcisle spodnie z czarnej satyny. Bialy ko¬ronkowy fular pod szyja podkreslal jego sniada cere, oczy nigdy jeszcze nie wydawaly sie tak bardzo nie¬bieskie ani tez tak bardzo wyglodniale, co stwierdzi¬la, gdy obrzucil ja przeciaglym.spojrzeniem.
– Pieknie wygladasz. – Jego czarne wlosy mialy niemalze granatowy polysk, twarz zas byla tak zmyslowa, ze Aleksa oblala sie goracym rumien¬cem.
Nie poddala sie jednak wrazeniu, jakie na niej wywolal.
– Ciesze sie, ze aprobujesz moj wyglad – odpar¬la nieco zgryzliwie. Boze, dlaczego on musi gapic sie na nia w taki sposob, dlaczego pozera ja wzro¬kiem, patrzy z taka tesknota, pozadaniem i czyms jeszcze, czego nie umiala nazwac?
– Mialem nadzieje, ze do tej pory wroci ci rozsa¬dek – rzekl z wyraznym rozczarowaniem w glosie. – Ale widze, ze tak nie jest.
Milczala, bo trudno jej bylo wymyslic stosowna odpowiedz, gdy jej serce bilo tak szybko.
Przeciagnal po jej policzku dlugim, sniadym pal¬cem.
– Gdybym naprawde uwierzyl, ze bylas zazdro¬sna, zapewne bardzo by mi to pochlebialo. Mogl¬bym to nawet uznac za oznake, ze budza sie w to¬bie jakies uczucia wobec mnie. Niestety, nie wie¬rze, ze chodzi tu o zazdrosc… prawda, Alekso? – Spogladal na nia badawczo, starajac sie odszukac prawde Lecz ona rownie starannie ja ukrywala.
– Nie mam pojecia, o czym mowisz, ale wiem, ze jestesmy juz nieprzyzwoicie spoznieni. To chyba w najgorszym tonie kazac gospodarzom tak dlugo czekac.
Na jego obliczu pojawila sie zlosc. Rysy twarzy stwardnialy, oczy wyrazaly jakis ogien plonacy gdzies bardzo gleboko. Przez chwile nic nie mowil, potem sztywno podal jej ramie, ktore przyjela. Razem ze¬szli po szerokich marmurowych schodach. Starala sie nie zwracac uwagi na zzerajaca go wscieklosc, na napiecie, ktore wyczuwala w kazdym jego ruchu. J ak dlugo jeszcze bedzie w stanie go unikac i spokoj¬nie realizowac swoj plan? Moze dzien albo dwa. Da¬mien nie nalezal do mezczyzn, ktoremu latwo moz¬na bylo na dluzsza mete pokrzyzowac szyki.
Aleksa pomyslala, ze jesli wkrotce nie opusci Francji, on zazada, by wrocila do jego loza. Na te mysl poczula skurcz w zoladku, jednak byl to od¬ruch znamionujacy pozadanie, nie zas odraze. Sa¬mo wspomnienie milosnego aktu wywolywalo u niej mimowolne podniecenie. W zakamarkach jej umyslu tanczyly obrazy jego gladkiej, sniadej skory i meskich, smuklych miesni.
Kiedy szedl, z kazdym krokiem czula ruch mu¬skulow jego przedramienia. Wyobrazala sobie, ze dotyka jego podluznego, twardego torsu, ktory po¬chyla sie nad nia. Oczami duszy widziala, jak roz¬chyla jej nogi i zanurza sie w jej wnetrzu.
Z gardla Aleksy wyrwal sie zduszony jek. Dami en spojrzal na nia dziwnie. Jej nogi zrobily sie jak z waty, nie mogla opanowac drzenia.
– Co sie dzieje, cherie? Chyba nie obawiasz sie generala?
– Oczywiscie, ze nie. – Nie generala sie boje, lecz ciebie. I siebie tez.
– A wiec czas rozpoczac wieczor.
Kiwnela glowa, a Damien poprowadzil ja do glownego salonu. Byl ogromny, wysoko skle¬piony, mial zlocone, wylozone lustrami sciany, wszedzie staly zlote swieczniki. Parkiet byl ulozo¬ny w mozaike. Z salonu usunieto wszystkie niepo¬trzebne meble z wyjatkiem obitych zlotym broka¬tem sof i krzesel z wysokimi oparciami, ktore staly w rzedzie wzdluz sciany. Po obu stronach salonu znajdowaly sie wielkie, marmurowe kominki.
– A wiec, majorze, w koncu pan i panska piek¬na zona zdecydowaliscie sie do nas dolaczyc.
– Przyszlibysmy wczesniej – odparl Damien z zu¬chwalym usmiechem – lecz, niestety, przebywajac sam na sam z taka kobieta, czlowiek zawsze traci poczucie czasu.
Moreau zasmial sie gardlowo. Aleksa natych¬miast rozpoznala w nim czlowieka, ktorego wi¬dziala wtedy w gabinecie meza.