Rozdzial 23
Damien lezal na lozku w malej izbie z widokiem na Sekwane na poddaszu zajazdu Les Deux Pois¬son w Hawrze. Po drugiej stronie brukowanej uli¬cy kolysaly sie maszty zaglowcow poruszane lekka popoludniowa bryza, a ich takielunek dzwonil ni¬czym mosiezne kuranty w slonym, naplywajacym od strony morza powietrzu.
Uwielbial ten zapach. Przypominal mu zamek Falon i budzil nadzieje, ze przy odrobinie szczescia niedlugo tam sie znajda.
Juz nie mogl doczekac sie powrotu. Jeszcze ni¬gdy tak bardzo nie pragnal stanac na angielskiej ziemi. Lecz nigdy tez nie mial zony, ktora kochal, ani swietlanej przyszlosci przed soba.
Aleksa stala przy oknie, wygladajac na zewnatrz.
Sciagniete ramiona wciaz wyrazaly gnebiacy ja nie¬pokoj, ktorego nie mogla sie pozbyc od chwili, gdy przyszla po niego do tunelu. Miala na sobie tylko halke, rozczesane jedwabiste wlosy siegaly niemal linii bioder. Kiedy spal, wykapala sie, a teraz z le¬kiem spogladala na ulice, czy nie nadchodza zol¬nierze, aby przeszukac zajazd.
– Aleksa, kochanie, chodz do mnie – powiedzial
Damien cicho. Obserwowal ja juz od pewnego cza¬su, nie mogl oderwac wzroku od jej unoszacych sie i opadajacych piersi i kuszacego ruchu bioder pod cienka warstwa materialu.
Odwrocila sie i usmiechnela. – Myslalam, ze spisz.
– Obudzilem sie juz jakis czas temu. – Takze sie usmiechnal. – Sycilem sie twoim widokiem. Chcialbym, zebys sie nie martwila tak bardzo. – Wodzil wzrokiem po jej slicznej twarzy, kiedy do niego podeszla. Zauwazyl delikatne fioletowe smugi pod oczami, cienkie linie na czole. – Joseph jest bardzo przezorny. Trzyma warte na zewnatrz przed wejsciem.
Czlowiek St. Owena zabral ich droga na polnoc od Paryza, jego umiejetnosci i spryt pozwolily im bezpiecznie dotrzec az tutaj.
– Zawiadomi nas w razie jakichs klopotow. Damien mial nadzieje, ze jego slowa uspokoja Alekse W rzeczywistosci sam bal sie za nich obo¬je bez przerwy od trzech dni, czyli przez cala wy¬czerpujaca podroz. Nie wyszla im ona na dobre, a teraz, gdy tylko zapadna ciemnosci i jesli szcze¬scie sie od nich nie odwroci, udadza sie z Hawru do malej wioski Etretat, gdzie ma czekac niewiel¬ka lodz zaglowa.
Aleksa stanela obok lozka.
– Jak sie czujesz?
Bolaly go glowa i zebra, od czubka glowy po po¬deszwy stop byl pokryty fioletowymi sincami. Jed¬nak wystarczylo jedno spojrzenie w jej duze zielo¬ne oczy, na wydatne rozowe usta, czubki piersi wy¬raznie widoczne pod cienkim materialem, aby jego cialo zareagowalo pozadaniem.
Usmiechnal sie do niej cieplo.
– W tym momencie czuje sie bardzo osamotnio¬ny. – Przesunal palcem po gladkiej, jasnej skorze wewnetrznej strony jej ramienia. – Chodz do mnie. – Pod posciela byl zupelnie nagi, jego nabrzmiala meskosc wyraznie odznaczala sie na koldrze.
– Nie jestem spiaca.
– Ani ja – usmiechnal sie lobuzersko.
Otworzyla szeroko oczy.
– Chyba nie chcesz… – Zarumienila sie. – Na Boga, Damien, przeciez jestes ranny. Twoje zebra na pewno nie wytrzymaja takiego… wysilku. – Czerwone policzki zapiekly ja jeszcze bardziej. Odwrocila wzrok.
Zasmial sie cicho.
– Z pewnoscia to nie bedzie latwe. Moze wystar¬cza same pocalunki.
Wahala sie tylko chwile. Pochylila sie, pocalo¬wala go delikatnie w usta, z jej swiezo umytych wlosow rozchodzil sie rozany aromat. Chwycil ja za szyje i przyciagnal ku sobie, wyciskajac na jej wargach znacznie mniej delikatny pocalunek. Przeciagnal jezykiem po dolnej wardze Aleksy, draznil kaciki ust, az otworzyla je dla niego, a wte¬dy zaczal smakowac cala jej slodycz. Nie uszedl je¬go uwadze cichy jek, jaki z siebie wydala.
– Mysle, kochana, ze czujesz sie rownie samot¬na jak ja. – Ujal jej twarz w dlonie i jeszcze glebiej wniknal kolejnym pocalunkiem, tym razem wcia¬gajac jej jezyk, jego rece tymczasem powedrowaly ku piersiom Aleksy. Ujal je, zaczal draznic sutki, az obudzily sie i zesztywnialy, poczul jej drzenie, wreszcie obnizyl glowe i wzial jeden z nich w usta.
– Damien… – Wsunela palce w jego wlosy, wy¬prezyla plecy, aby mial jej jak najwiecej.
Halka zwilgotniala od jego pieszczot, stala sie przezroczysta i jeszcze bardziej kuszaca, kiedy przy¬kleila sie do jej ponetnych ksztaltow. Podjal wiec swoje zabiegi z jeszcze wieksza gorliwoscia, a nim siegnal po brzeg halki i sciagnal ja przez glowe, Aleksa juz wila sie na lozku ogarnieta namietnoscia.
Na widok jej nagich piersi z malymi rozowymi aureolkami z jego gardla wydobyl sie zduszony po¬mruk. Siegnal po jedna z nich i wzial do ust, powo¬dujac drzenie jej calego ciala.
– Nie mozemy… tego zrobic. – Odsunela sie nieco. – Twoje obite zebra…
– Moze cos wymysle. – Nachylil sie, obwiodl je¬zykiem jej sutek i delikatnie ugryzl czubek. – Gdy¬bym zostal na miejscu, a ty weszlabys na mnie… – Sciagnal posciel, odslaniajac swoja erekcje. Usly¬szal, jak Aleksa gwaltownie nabiera powietrza.
– A jesli… cos ci zrobie?
– Zaryzykuje
Spojrzala na niego z gory, na jego mocne cialo, muskularne barki, owlosiona piers, plaski brzuch i waskie biodra.
– Mam lepszy pomysl – powiedziala.
Uniosla sie nieco, po czym pochylila i pocalowa¬la w usta – jednak nie lagodnie, jak sie spodziewal, lecz mocno i ogniscie, od czego poczul jeszcze wieksze podniecenie. Potem przeniosla pocalunki na jego szczeke, szyje, ramiona i piers. Przez chwi¬le zatrzymala sie na miedzianej barwy sutkach, sy¬cac sie ich szorstkim, twardym dotykiem na swoim jezyku, wreszcie minela pepek, ktory po drodze tez musnela ustami, i caly czas schodzila coraz nizej.
– Aleksa, co ty, na litosc boska…? – Jednak nie musial pytac, gdyz wlasnie wtedy objela dlonia je¬go fallusa, przesuwajac jezykiem po calej dlugosci.
Uslyszala cichy charkot rozkoszy, gdy zaczela go piescic. Dlugie uda Damiena napiely sie, dajac jej dreszcz dodatkowej emocji. Od tamtej nocy w bi¬bliotece zastanawiala sie, czy moglaby zrobic mu to, co on jej wtedy zrobil. Tego wieczoru chciala dac mu te przyjemnosc.
W ciaz grozilo im niebezpieczenstwo, o czym oboje doskonale wiedzieli. Gdyby cos mialo sie wydarzyc, gdyby – nie daj Boze – zostali ujeci lub nawet mieli zginac, chciala zapamietac te ostatnie chwile, zabrac je ze soba do konca zyciowej drogi, a nawet jeszcze dalej.
Lizala go powoli, w koncu otworzyla usta i wzie¬la go tak gleboko, jak tylko mogla, drazniac jezy¬kiem goraca, napieta skore. Miala wrazenie, ze do¬tyka twardej stali przyobleczonej w satyne, pizmo¬wy meski smak spowodowal, ze zrobila sie mokra miedzy nogami.
– Slodki Jezu – wyszeptal schrypnietym, nierow¬nym glosem. – Juz nie moge… nie dam rady… Aleksa, juz dluzej nie wytrzymam.
Mimo to nie przestawala, caly czas pieszczac go ustami i jezykiem. Chciala, zeby doszedl, chciala dac mu rozkosz pozbawiona bolu, chciala mu po¬kazac, jak bardzo go kocha, w sposob, ktorego szybko nie zapomni. Lecz gdy kleczac, pochylala sie nad nim, poruszyl sie lekko, ulozywszy sie pod nia, przesunal i rozchylil jej uda, opierajac glowe wyzej na poduszce.
– W to mozna grac we dwoje – powiedzial cicho, zanim powiodl jezykiem po jej udzie i zaczal calowac.
Co on wyprawia? Zrozumiala jego intencje, gdy chwycil jej biodra i objal ustami pulsujacy, roz¬ogniony koralik. Rozpalony z nieoczekiwana sila nowy plomien wyrwal z jej ust cichy okrzyk. Pograzyla sie w nieznanym dotad erotycznym doznaniu. ~tarala sie pieszczota doprowadzic go do rozkoszy, zignorowac bezwstydne rzeczy, jakie z nia robil, poskromic zar ogarniajacy jej cialo, lecz gdy jego goracy jezyk zaczal ja piescic tak bosko, gdy wsu¬niete do srodka palce niepowstrzymanie gladzily ja w takim samym rytmie jak jego usta, rozgrza¬na do bialosci krew zaszumiala jej w glowie.
Plomienie ognia przeniknely na wskros cale jej cialo, napinajac cale wnetrze, uklucia naj slodszej rozkoszy pojawily sie z sila eksplozji, ktora roze¬rwala Alekse na tysiac drobnych czesci.
– Damien! – Wygiela plecy, poddajac sie blogie¬mu doznaniu, skurczom niewymownej przyjemno¬sci, jaka otulila cale jej cialo, migoczacym czerwo¬nym i zlotym iskrom, ktore pojawily sie nie wiado¬mo skad, slodyczy splywajacej na wszystkie kon¬czyny. Kiedy to minelo, poczula sie zmeczona, drzaca, ledwie mogla sie ruszyc. W koncu zsunela sie z niego, lecz nie odeszla.
Pocalowala go miekko w usta.
– Nie wyszlo to dokladnie tak, jak zaplanowa¬lam. – Kolejny czuly pocalunek, okraszony usmie¬chem. – Teraz twoja kolej.
– Ale…
– Obiecaj mi, ze sie nie p,oruszysz. Nie chce urazic ci zeber.
Spojrzal na nia niebieskimi oczami.
– Moja naj drozsza, to jest o wiele latwiejsze, niz sie wydaje.
Jeszcze raz go pocalowala, a on odpowiedzial tym samym, po raz kolejny doprowadzajac jej cia¬lo do drzenia. Opanowala sie jednak, przyklekla ponad jego biodrami i z delikatna determinacja ostroznie usiadla na jego nabrzmialym czlonku.
Damien syknal, nabierajac powietrza, ale nie po¬ruszyl sie.
Powoli uniosla sie, wysuwajac go z siebie, i znowu usiadla. Kleczac, powtarzala te ruchy i czula, jak jego cialo sztywnieje, zaczyna drzec. W jego oczach plonela dzika zadza, gdy na nia patrzyl. Po¬czula ogromny przyplyw milosci, rowny gwaltow¬noscia ogarniajacemu ja znowu pozadaniu.
Pochyliwszy sie do przodu, zwiekszyla tempo.
Aleksa…, kochana… – wyszeptal. Zacisnal ze¬by, zamknal oczy, spinajac cale cialo. W pewnym momencie wyprezyl sie do gory i jeknal porazony przeszywajacym bolem zeber.
Aleksa zamarla.
– Nie przestawaj!
Ale jestes ranny. Wiedzialam, ze nie powinnismy…
Teraz cierpie znacznie gorzej i to nie z powodu peknietych zeber.
Zasmiala sie cicho i wznowila rytmiczne ruchy.
Wyginala plecy, zeby wchodzil w nia jak najglebiej, wypinala piersi i drzala, gdy sciskal i piescil je w dloniach.
Tym razem prawie dotrzymal obietnicy i nie ruszal sie. Dopiero pod sam koniec chwycil ja za biodra, wbijajac sie w nia coraz mocniej i mocniej. Napiete muskuly na piersi pokrywala mu cienka warstwa potu, gdy wchodzil w nia raz po raz.