– Rzeczywiscie, bardzo proste

– rzekla z przekasem w glosie. -Gdy chcesz zarznac kurcze, lapiesz je, skrecajac mu szyje, z ta roznica, ze kurcze nie uwaza, ze to bardzo proste. Teraz kladziesz mi noz na gardle i sadzisz, ze nie ma nic prostszego, ale ja jestem zupelnie innego zdania.

– Nie, obywatelko, ofiarowuje ci jedynie sposob wyratowania brata, ktorego kochasz, ze skutkow jego szalenstwa.

Twarz Malgorzaty zlagodniala, oczy jej zaszly lzami i szepnela jakby do siebie:

– Jedyna istota na swiecie, ktora mnie prawdziwie kochala -do konca. Ale co mam robic, Chauvelin? – rzekla z bezgraniczna rozpacza w glosie.

– W moim obecnym polozeniu jest to przeciez niemozliwe.

– Nie, obywatelko – odrzekl oschle, nie zwracajac uwagi na ten okrzyk dzieciecego bolu, ktory bylby w stanie wzruszyc kamienne serce. – Jako lady Blakeney nikt cie nie bedzie podejrzewal, i z twoja pomoca dzis w nocy uda mi sie moze przejrzec, kto jest "Szkarlatnym Kwiatem". Idziesz na dzisiejszy bal, sluchaj wiec i patrz pilnie dokola. Daj mi znac, gdy dojdzie do ciebie jakis szept lub slowo. Mozesz zapamietac kazdego, z kim rozmawial sir Andrew lub lord Antony. "Szkarlatny Kwiat" bedzie na balu lorda Grenville'a dzis wieczorem, powiedz mi, kim on jest, a ja ci dam slowo w imieniu Francji, ze twemu bratu nic zlego sie nie stanie.

Chauvelin oparl jej ostrze noza na gardle. Malgorzata zrozumiala, ze sie wplatala w siec, z ktorej nie bylo wyzwolenia. Ofiarowano jej nagrode bezcenna i wiedziala, ze czlowiek ten dotrzyma obietnicy.

Nie ulegalo watpliwosci, ze Armand juz byl uwazany za podejrzanoego przez trybunal bezpieczenstwa publicznego, ze tenze trybunal nie pozwoli mu wyjechac z Francji i skaze go bez milosierdzia, jezeli ona, lady Blakeney, odmowi Chauvelinowi posluszenstwa.

Chciala sie upewnic i wyciagnela reke do tego czlowieka, ktorego lekala sie teraz i nienawidzila.

– Jezeli obiecam ci pomoc w tej sprawie, czy oddasz mi list brata? – zaryzykowala.

– Jezeli dopomozesz mi skutecznie, dzisiaj w nocy, obywatelko – odparl z ironicznym usmiechem – to oddam ci list… jutro.

– Czy mi nie ufasz?

– Ufam ci calkowicie, kochana lady, ale zycie St. Justa jest w rekach jego ojczyzny i tylko od ciebie zalezy jego okupienie.

– Moze mi sie przeciez nie udac pomimo calej mojej dobrej woli – blagala.

– To byloby naprawde okropne -odpowiedzial zimno. – Okropne dla ciebie i… St. Justa.

Malgorzata zadrzala. Zrozumiala, ze nie mogla spodziewac sie litosci, ze czlowiek ten trzymal ukochane zycie w swych rekach. Znala go zbyt dobrze, aby nie wiedziec, ze w razie nieudanej proby postapi z cala bezwzglednoscia.

Mimo goraca panujacego w sali przeszyl ja zimny dreszcz. Porywajace tony muzyki dochodzily do niej jakby z wielkidej odleglosci. Otulila ramiona koronkowym szalem i siedziala milczaca, zapatrzona w scene i jakby pograzona w zlowrogim snie.

Mysli jej odbiegly na chwile od ukochanej istoty, bedacej w niebezpieczenstwie, a zwrocily sie do tego drugiego czlowieka, ktory mial tez prawo do jej zaufania i milosci. Byla opuszczona, drzala o zycie Armanda, pragnela pomocy i rady od kogos, kto wiedzialby, jak pomoc i pocieszyc. Sir Percy Blakeney kochal ja niegdys, byl jej mezem, czemuz wiec miala cierpiec samotnie w tej ciezkiej rozterce? Nie byl wprawdzie inteligentny, ale mial tyle meskiej sily… Gdyby zaczeli dzialac wspolnie, mogliby obrocic wniwecz plany chytrego dyplomaty i wyrwac z jego rak zakladnika, nie narazajac zycia szlachetnego wodza odwaznej garstki bohaterow. Sir Percy znal St. Justa, mial dla niego duzo przyjazni, i Malgorzata byla pewna, ze maz zechce jej dopomoc.

Chauvelin nie zwracal juz na nia uwagi. Postawil jej bezwzgledne ultimatum, a rozstrzygniecie zalezalo od niej. Zdawalo sie, ze uwaznie slucha melodii "Orfeusza", gdy w takt kolysal swa spiczasta glowe, podobna do glowy lasicy.

Ciche pukanie do drzwi wyrwalo Malgorzate z zadumy. Byl to sir Percy Blakeney. Wszedl jak zawsze w doskonalym humorze, z usmiechem na pol niesmialym, na pol ironicznym, i rzekl glosem powolnym, ktory bardziej niz kiedykolwiek rozdraznil jego zone:

– Twoj powoz juz czeka, kochanie. Zdaje mi sie, ze idziesz na ten nudny bal… Ach, przepraszam, monsieur Chauvelin… nie zauwazylem panskiej obecnosci.

Wyciagnal dwa dlugie, biale palce ku Chauvelinowi, ktory powstal, gdy sir Percy wszedl do lozy.

– Czy wychodzisz, moja droga?

– Cicho! cicho! – odezwaly sie z roznych stron gniewne glosy.

– A to bezczelnosc! -zawyrokowal sir Percy z dobrodusznym usmiechem.

Malgorzata westchnela. Jedyna jej nadzieja pierzchla bezpowrotnie. Otulila sie plaszczem i nie spojrzawszy na meza, przyjela jego ramie.

– Jestem gotowa – rzekla krotko.

Przy drzwiach lozy obrocila sie i spojrzala prosto w oczy Chauvelinowi, ktory trzymajac swoj kapelusz pod pacha, usmiechal sie osobliwie, zamierzajac towarzyszyc tej dziwnie dobranej parze.

– Do widzenia, Chauvelin, spotkamy sie za chwile na balu u lorda Grenville'a – rzucila wesolo, a chytry Francuz wyczytal w jej oczach cos, co mu widocznie sprawilo wielka radosc, gdyz zazyl tabaki, strzepnal pyl z koronkowego zabotu i zatarl kosciste rece z widocznym zadowoleniem.

Rozdzial XI. Bal u lorda Grenville'a

Wspanialy bal wydany przez lorda Grenville'a, sekretarza spraw zagranicznych, nalezal do najswietniejszych przyjec sezonu. Chociaz jesienne zabawy dopiero sie rozpoczynaly, wszyscy, ktorzy nalezeli do najwytworniejszego towarzystwa, starali sie na czas zjechac do Londynu, by wziac udzial w tej uroczystosci i wystapic jak najokazalej.

Jego krolewska wysokosc ksiaze Walii obiecal przybyc prosto z opery, a lord Grenville sam zjawil sie na 2 akty "Orfeusza", zanim wrocil do domu, by przyjmowac gosci. O dziesiatej, co bylo na owe czasy bardzo pozna godzina, wielkie apartamenty palacu spraw zagranicznych, zdobne przepysznymi kwiatami i egzotycznymi palmami, zapelnily sie goscmi. Jedna sale przeznaczono na tance. Delikatne tony menueta wtorowaly smiechom i wesolym rozmowom licznie zgromadzonego wykwintnego towarzystwa.

W mniejszym salonie, naprzeciw klatki schodowej, dostojny gospodarz oczekiwal zaproszonych gosci. Wybitne osobistosci, piekne panie, znani dygnitarze, ze wszystkich krajow Europy witali go wyszukanym uklonem, jakiego wymagala przesadna moda XVIII wieku, a nastepnie rozchodzili sie po salach tanca lub gry.

W poblizu lorda Grenville'a, Chauvelin, wsparty o kolumne, w eleganckim czarnym stroju, robil skrupulatny przeglad wchodzacych gosci. Zauwazyl, ze sir Percy i lady Blakeney jeszcze sie nie zjawili i jego blade, przenikliwe oczy zwracaly sie zywo ku drzwiom, bacznie przygladajac sie nadchodzacym nowym gosciom.

Byl nieco osamotniony. Jako posel rewolucyjnego rzadu francuskiego nie mogl liczyc na wielka popularnosc w Anglii, w chwili, gdy wiesci o straszliwych rzeziach wrzesniowych i o panowaniu terroru i anarchii zaczely obiegac kraj. Koledzy jego w sferach oficjalnych przyjeli go uprzejmie, Pitt uscisnal mu dlon, lord Grenville przyjal go kilkakrotnie na prywatnych audiencjach, ale towarzystwo londynskie ignorowalo go zupelnie. Kobiety obracaly sie plecami na jego widok, mezczyzni, ktorzy nie piastowali oficjalnych urzedow, nie witali sie z nim nigdy.

Ale Chauvelin nie przejmowal sie bynajmniej takim stanem rzeczy, zaliczajac owe publiczne zniewagi do kategorii zwyklych nieprzyjemnosci kariery dyplomatycznej. Slepo i fanatycznie oddany sprawie rewolucji, pogardzal wszelkimi roznicami spolecznymi i kochal namietnie ojczyzne. Te trzy czynniki uczynily go najzupelniej obojetnym na sposob, w jaki go przyjmowano w tej zamglonej, lojalnej i zacofanej Anglii. Ponadto Chauvelin mial przeswiadczenie, ze wszyscy bez wyjatku arystokraci francuscy byli zacieklymi wrogami Francji i dlatego pragnal ich zaglady. Nalezal do ludzi, ktorzy pierwsi za panowania terroru wyglosili okrutne zyczenie, "by arystokracja mogla posiadac jedna tylko glowe, by ja mozna bylo sciac za jednym zamachem". Uwazal, ze kazdy szlachcic, ktory zdolal uciec z Francji, byl zdobycza nieslusznie wydarta gilotynie, ze szkoda ogolu. Nie watpil, ze po przekroczeniu granicy emigranci czynili co mogli, aby wywolac oburzenie cudzoziemcow na ich wlasna ojczyzne. Niezliczone spiski knuto w Anglii, Belgii i Holandii, aby zmusic jakies wielkie mocarstwo do wyslania wojsk przeciwko zbuntowanemu Paryzowi, uwolnic Ludwika XVI i powywieszac wszystkich krwawych przywodcow tej potwornej republiki.