W saloniku zapadlo glebokie, smiertelne milczenie. Ze wspanialej sali balowej dochodzily slodkie dzwieki gawota, szelest bogatych sukien, rozmowy i smiechy wesolych gosci; jaki dziwny kontrast miedzy uczuciami Malgorzaty a swiatem zewnetrznym. Andrew milczal. I nagle ow szosty zmysl objawil sie u Malgorzaty. Nie mogla widziec, gdy oczy miala zamkniete, nie mogla slyszec, gdy halas sali balowej zagluszal szelest papieru, a mimo to wiedziala, jakby widziala i slyszala, ze sir Andrew podniosl bilecik do plomienia swiecznika.
W chwili, gdy zaczal plonac, Malgorzata otworzyla oczy, wyciagnela reke i delikatnymi palcami wyrwala papier z rak mlodzienca. Zdmuchawszy plomien, spokojnie przylozyla go do nozdrzy.
– Jakze ci jestem wdzieczna, panie – rzekla wesolo. – Na pewno twoja babka zdradzila ci sekret, ze won palacego sie papieru jest znakomitym srodkiem przeciw omdleniu…
Westchnela z ulga, trzymajac mocno w swych palcach, okrytych bogactwem pierscieni, ow cenny talizman.
Sir Andrew patrzyl na nia z oslupieniem, nie pojmujac zupelnie, co sie wlasciwie stalo. Nie wiedzial, ze od tego skrawka papieru, ktory trzymala w swych delikatnych dloniach, zalezalo moze zycie jednego z jego towarzyszy.
Malgorzata parsknela wesolym smiechem.
– Czemu tak patrzysz na mnie? – zapytala rozbawiona. -Zareczam ci, ze czuje sie zupelnie dobrze. Twoj srodek jest niezrownany. Taki mily chlod panuje w tym pokoju -dodala z rownym spokojem – a dzwieki gawota, dochodzace z balowej sali, dzialaja na mnie kojaco.
Szczebiotala wesolo, gdy tymczasem sir Andrew w paroksyzmie strachu lamal sobie glowe, w jaki sposob wyrwac dokument z rak tej kobiety.
Bezladne mysli rozsadzaly mu czaszke. Zbyt dobrze pamietal, ze Malgorzata jest Francuzka i dreczyla go mysl o okropnej historii margrabiego St. Cyr, w ktora w Anglii nie chciano wierzyc ze wzgledu na sir Percy'ego i na jego zone.
– A wiec? Czemu mi sie tak przygladasz? – zapytala, usmiechajac sie wesolo. – Jestes bardzo niegrzeczny i widze, ze moja obecnosc bardziej cie przeraza niz cieszy. Przychodzi mi na mysl, ze chciales spalic ten papier nie z powodu mego zdrowia. Glowe daje, ze to bezlitosny bilecik od pani twego serca, ktory usilowales zniszczyc. Przyznaj sie – dodala figlarnie, podnoszac wysoko dokument. – Czy zawiera on ostateczne zerwanie, czy blagalna prosbe o zgode?
– Czymkolwiek jest, lady Blakeney – rzekl sir Andrew, wracajac powoli do panowania nad soba – bilecik ten bezsprzecznie nalezy do mnie i… – nie zastanawiajac sie, czy jego postepowanie nie bedzie grubianstwem wobec kobiety, siegnal odwaznie po papier; ale ruchy pieknej Francuzki pod wplywem podniecenia okazaly sie zwinniejsze i pewniejsze. Byla wysoka i silna, cofnela sie nagle w tyl, tracajac maly marmurowy stolik, przeciazony masywnym, srebrnym swiecznikiem, ktory runal z halasem na posadzke.
Krzyknela ze strachu.
– Swiece! Sir Andrew, predko!
Nie stalo sie nic wielkiego. Jednak dwie swiece zgasly, padajac na podloge, i moze nieco splamily woskiem cenny dywan, a jedna zapalila papierowy abazur swiecznika. Sir Andrew zgasil zgrabnie plomien i postawil na powrot kandelabr na stole, ale czynnosc ta pochlonela kilka sekund. Malgorzata skorzystala z nich, aby rzucic wzrokiem na papier i zapamietac kilka slow, nakreslonych znana jej reka, zamiast podpisu zakonczonych tym samym czerwonym kwiatkiem w formie gwiazdki.
Gdy sir Andrew spojrzal na Malgorzate, nie wyczytal z jej twarzy nic innego, jak zmieszanie z powodu wypadku, a tak cenny dla niego papier lezal spokojnie na dywanie.
Mlody czlowiek podniosl go spiesznie i rysy jego wypogodzily sie nagle.
– Wstydz sie, panie – rzekla zartobliwie, potrzasajac glowa.
– Robisz spustoszenia w sercu pewnej romantycznej ksieznej w chwili, gdy zdobywasz milosc uroczej Zuzanny. Recze, ze sam Kupido byl twym sprzymierzencem i zagrozil pozarem calemu ministerstwu spraw zagranicznych, aby wydrzec z mej reki ten milosny list, nim spoczna na nim niedyskretne oczy! Jeszcze chwileczka, a bylabym sie dowiedziala o tajemnicy tej nieznanej ksieznej.
– Pozwolisz, lady Blakeney -rzek spokojnie sir Andrew – abym dokonczyl zajecia, ktore mi przerwalas.
– Alez naturalnie, jakze moglabym ponownie sprzeciwiac sie bostwu milosci, ktore moze zeslaloby na mnie straszliwa kare za moja ciekawosc. Spal twoj bilecik, prosze cie!
Sir Andrew zwinal papier i przylozyl go do jedynej palacej sie jeszcze swiecy.
Tak byl zajety swym dzielem zniszczenia, ze nie zauwazyl na twarzy Malgorzaty dziwnego usmiechu. Moze wyraz ulgi zniklby z jego rysow, gdyby podniosl oczy. Fatalny skrawek papieru kurczyl sie i skrecal w ogniu. Ostatni strzep upadl na posadzke i sir Andrew przydeptal obcasem dymiacy popiol.
– A teraz, moj panie – rzekla Malgorzata z wlasciwa sobie prostota i czarujacym usmiechem – czy odwazysz sie na wywolanie zazdrosci u swej pieknej przyjaciolki, zapraszajac mnie do tanca? Oto rozpoczynaja menueta…
Rozdzial XIII. Ten albo tamten
Kilka slow, ktore Malgorzata zdazyla przeczytac na polspalonym papierze, byly istotnie slowami przeznaczenia: "Jutro wyjade sam", przeczytala wyraznie. Wielka plama, spowodowana dymem swiecy, zatarla nastepne litery, ale na samym brzegu kartki skreslono inne zdanie, ktore rysowalo sie przed jej oczami tak wyraznie, jak gdyby bylo napisane ognistymi zgloskami: "Jezeli chcesz ze mna pomowic jeszcze raz, bede w sali jadalnej punktualnie o pierwszej". Zamiast podpisu w rogu kartki plonal jak zwykle napredce narysowany maly czerwony kwiatek.
Punkt o pierwszej! a teraz byla blisko jedenasta. Tanczono ostatniego menueta i sir Andrew z piekna lady Blakeney prowadzili pary w kunsztownym wirze wytwornych i stylowych figur.
Z jaka zawrotna szybkoscia posuwaja sie wskazowki na pieknym zegarze Ludwika XV, umieszczonym na konsoli ze zloconego brazu. Za dwie godziny rozstrzygna sie losy Malgorzaty i Armanda. Za dwie godziny musi ona zdecydowac sie, czy zachowac dla siebie tajemnice tak podstepnie wykradziona i zostawic brata swojemu losowi, czy tez dobrowolnie, z cala swiadomoscia, zdradzic czlowieka heroicznego, poswiecajacego zycie dla bliznich, czlowieka, ktory nie przeczuwal zdrady? Byl to czyn haniebny, ale przeciez wchodzilo tu w gre zycie Armanda! Armand takze byl odwazny i szlachetny, takze nie spodziewal sie zdrady… Armand kochal ja i powierzylby jej z calym zaufaniem swoje zycie. I oto w chwili, gdy mogla go ratowac, wahala sie… Jakze potworne bylo to wahanie! Oczy Armanda, dobre i czule, tak pelne milosci dla niej, zdawaly sie patrzec z wyrzutem. "Moglas mnie ratowac, Margaret! – mowily do niej – a wybralas obcego czlowieka, ktorego nie znasz, ktorego nigdy nie widzialas, by mnie wyslac pod gilotyne!"
Te sprzeczne mysli dreczyly biedna Malgorzate, gdy z usmiechem na ustach skladala wdzieczne uklony w zawilych figurach menueta. Zauwazyla ze zwykla bystroscia, ze potrafila uspokoic wszystkie obawy sir Andrewa. Jej panowanie nad soba bylo zdumiewajace. Lepiej grala swa role dzisiaj, tanczac menueta, niz dawniej na deskach Komedii Francuskiej, ale wowczas zycie brata nie zalezalo od jej aktorskich zdolnosci.
Byla zbyt sprytna, by zepsuc role przesada i dlatego nie robila juz najmniejszej wzmianki o milosym bileciku, ktory sprawil Andrewowi tyle przykrosci. Pod wplywem srebrzystego smiechu Malgorzaty niepokoj jej tancerza powoli ustepowal. Nie wiedzial, w jakim stanie zdenerwowania znajdowala sie i ile ja kosztowal ten pozorny lekki ton i banalna rozmowa. Gdy ucichly dzwieki menueta, lady Blakeney poprosila sir Andrewa, aby ja zaprowadzil do sasiedniego salonu.
– Obiecalam jego krolewskiej wysokosci, ze pojde z nim na kolacje. Ale zanim sie rozstaniemy, powiedz mi, czy mi przebaczyles?
– Czy przebaczylem?
– Tak. Przyznaj sie, ze przestraszylam cie przed chwila, ale zapominasz, ze nie jestem Angielka i nie uwazam za zbrodnie wymiany milosnych bilecikow. Obiecuje, ze nie zdradze cie przed Zuzanna. A teraz, czy moge liczyc, ze przybedziesz na majowke, ktora urzadzam w srode?