– czy wiesz, ze twoj zamiar jest szalenstwem? Nie mozesz zadna miara sama odbyc podrozy do Calais, gdyz narazilabys sie na najwieksze niebezpieczenstwo, a odnalezienie twego meza wydaje mi sie niemal nieprawdopodobne, pomimo najscislejeszych wskazowek z mej strony.
– Ach, mam nadzieje, ze sie naraze! – szepnela namietnie -to bedzie moja pokuta… lecz zdaje mi sie, ze sie mylisz; oczy Chauvelina sledza tylko was i nawet mnie nie zauwaza. A wiec spiesz sie, sir Andrew! Powoz czeka i nie ma chwili do stracenia… musze jechac do niego, musze… – powtarzala z zacietym uporem – musze go przestrzec. Czy nie rozumiesz, ze musze go odnalezc, nawet jezeli juz bedzie za pozno, przynajmniej bede przy nim do konca…
– Rozkazuj mi, madame. Moi towarzysze i ja poswiecimy z ochota zycie za twego meza. Jezeli chcesz koniecznie osobiscie…
– Alez, przyjacielu, czy nie widzisz, ze oszalalabym, gdybys pojechal beze mnie? – Wyciagnela do niego rece. – Czy mi ufasz teraz?
– Czekam na twoje rozkazy -odparl spokojnie.
– W takim razie – sluchaj: Powoz czeka, aby zawiezc mnie do Dover. Pojedziesz za mna co kon wyskoczy. Spotkamy sie o zmierzchu w "Odpoczynku Rybaka", ktorego Chauvelin bedzie unikal, gdyz go tam znaja. Zdaje mi sie, ze w tej gospodzie bedziemy bezpieczniejsi. Bylabym ci niezmiernie wdzieczna, gdybys mi towarzyszyl do Calais, gdyz, jak sam twierdzisz, moglabym minac sie z sir Percy'm pomimo najscislejszych wskazowek. Wynajmiemy statek w Dover i w nocy przeplyniemy kanal. W przebraniu za mego lokaja, jezeli sie na to zgodzisz, unikniesz prawdopodobnie niebezpieczenstwa i nikt cie nie pozna.
– Jestem na twoje uslugi, madame – odparl mlodzieniec z zapalem – i prosze Boga, abys ujrzala "Day Dream", nim dojedziemy do Calais, gdyz obecnie kazdy krok "Szkarlatnego Kwiatu" na ziemi francuskiej naraza go na niebezpieczenstwo ze strony Chauvelina.
– Oby Bog cie wysluchal, sir Andrew! A teraz do widzenia. Spotkamy sie wieczorem w Dover, a w nocy rozpocznie sie ciezka walka miedzy mna a Chauvelinem, ktorej nagroda bedzie zycie "Szkarlatnego Kwiatu".
Sir Ffoulkes ucalowal jej reke i odprowadzil do lektyki. W kwadrans pozniej Malgorzata byla juz z powrotem w zajezdzie "Pod Korona", gdzie powoz i konie czekaly gotowe do drogi. Za chwile grzmialy kopytami po ulicach londynskich, biegnac ku Dover w szalonym pedzie.
Malgorzata nie miala czasu oddawac sie rozpaczy. Trzeba bylo dzialac szybko i energicznie. Mysl, ze sir Andrew byl jej sprzymierzencem i towarzyszem, dodawala jej otuchy.
Ufala, ze Bog okaze sie milosiernym, ze nie pozwoli, aby dokonala sie taka ohydna zbrodnia jak smierc sprawiedliwego czlowieka, zadana reka uwielbiajacej go kobiety. Mysli jej pobiegly znow ku temu tajemniczemu bohaterowi, ktorego zawsze bezwiednie kochala, nawet gdy prawdziwe oblicze zaslanial maska przed jej oczyma. Niegdys, w minionych dniach szczescia nazywala go wymarzonym krolem swego serca, a teraz przekonala sie, ze ten tajemniczy wodz, ktorego ona uwielbiala, i ten czlowiek, ktory ja ubostwial, stanowili te sama osobe. Coz wiec dziwnego, ze w jej wyobrazni znow zrodzily sie sny o szczesciu; w ciagu ostatnich godzin tyle przezyla niepokoju, ze poddala sie z rozkosza slodkim marzeniom o szczesciu i nadziei.
Monotonny turkot powozu podzialal kojaco na jej rozdraznione nerwy. Oczy, zmeczone wylanymi lzami, zamknely sie bezwiednie i Malgorzata zapadla w niespokojny sen.
Rozdzial XXI. Nieoczekiwana przeszkoda
Lady Blakeney pozna noca dotarla do gospody, zwanej "Odpoczynkiem Rybaka". Jechala niespelna osiem godzin, dzieki czestym zmianom koni w rozlicznych przydroznych zajazdach, za ktore placila hojnie. Miala zawsze do dyspozycji najlepsze i najsilniejsze konie. Woznica takze byl niestrudzony. Obietnica wysokiej nagrody dopomogla niewatpliwie do podtrzymania jego zapalu, gdyz podczas calej drogi powoz mknal jak wicher.
Przyjazd lady Blakeney w nocy wywolal wielki ruch w "Odpoczynku Rybaka". Sally wyskoczyla spiesznie z lozka, a Jellyband wytezyl wszystkie sily, aby godnie przyjac tak wysokiego goscia.
Ci poczciwi ludzie dobrze wiedzieli, jak powinni zachowac sie wlasciciele zajazdow w pewnych okolicznosciach i nie okazali najmniejszego zdziwienia na widok damy, przyjezdzajacej bez zadnej opieki o tak niezwyklej godzinie. Bez watpienia zastanawiali sie nad tym faktem i komentowali go, ale Malgorzata zbyt byla przejeta doniosloscia swej podrozy, aby zwazac na takie drobnostki.
Wielka sala zajazdu, widownia napadu na dwoch angielskich gentlemanow, byla calkiem pusta. Jellyband spiesznie zapalil lampe, podlozyl ogien na kominku i przysunal do niego wygodny fotel, na ktory Malgorzata opadla zmeczona.
– Czy spedzisz tu noc, pani? -zapytala ladniutka Sally, zajeta rozkladaniem snieznobialego obrusu na stole, na wypadek, gdyby Malgorzata zamowila skromna kolacje.
– Nie zostane tu przez cala noc – odparla Malgorzata – ten pokoj mi wystarcza, jezeli w nim moge pozostac pare godzin.
– Ten pokoj jest na twoje rozkazy, pani – odparl uprzejmie Jellyband, odwracajac ostroznie rumiane oblicze w obawie, by dama nie zauwazyla jego potegujacego sie zdumienia.
– Z chwila przyplywu wsiade na pierwszy lepszy okret, lecz moj woznica i sluzba tu pozostana przez kilka dni. Mam nadzieje, ze zajmiesz sie nimi, panie Jellyband.
– Tak, pani, niczego im nie bedzie brakowac. Czy Sally moze przyniesc ci jaki posilek?
– Owszem, prosze, postaw na stole troche zimnego miesa, a gdy zjawi sie sir Andrew Ffoulkes, popros go tutaj.
– Dobrze, pani.
Mimo wysilkow twarz zacnego Jellybanda zdradzala najwyzsze oslupienie. Mial wielkie uszanowanie dla sir Percy'ego Blakeney'a i mysl, ze jego zona ucieka z mlodym sir Andrew, przejmowala go zgroza. Co prawda nie mial prawa mieszac sie do tych spraw i nie lubil plotek. Zreszta lady nalezala do owych cudzoziemcow, ktorymi tak pogardzal, coz wiec dziwnego, ze byla rownie niemoralna jak oni wszyscy?
– Udaj sie na spoczynek, zacny Jellybandzie – rzekla uprzejmie Malgorzata – i nie czuwajcie ani ty, ani twoja corka. Sir Andrew przyjedzie moze bardzo pozno.
Jellyband byl az nadto szczesliwy, iz moze odeslac Sally. Ta cala wyprawa zaczela mu sie stanowczo nie podobac. Mial jednak nadzieje, ze lady Blakeney zaplaci mu hojnie za nocna goscine, a poza tym nic go nie obchodzilo.
Sally przygotowala skromna kolacje, zlozona z zimnego miesa, wina i owocow, i ukloniwszy sie nisko, wyszla zadajac sobie pytanie, dlaczego lady ma tak stroskana twarz, skoro zamierza uciec z kochankiem.
Malgorzata z lekiem pomyslala o dlugich chwilach oczekiwania, ktore musi spedzic bezczynnie i w udrece niepewnosci. Wiedziala, ze sir Andrew, ktory musial sie zaopatrzyc w liberie lokaja, nie mogl przybyc do Dover wczesniej niz za dwie godziny. Byl znakomitym jezdzcem i te 50 mil pomiedzy Londynem a Dover stanowily dla niego igraszke. Pedzil na pewno co kon wyskoczy, ale nie wszedzie znajdzie dobre konie i nie zdazy wyjechac z Londynu wczesniej jak w godzine po Malgorzacie. W drodze nie mogla zasiegnac zadnych wiesci o Chauvelinie. Woznica nie widzial nikogo, przypominajacego chocby w przyblizeniu zwiedla twarz malego Francuza. Widocznie Chauvelin ja wyprzedzil, ale nie miala odwagi pytac o niego ludzi napotkanych w zajazdach, w ktorych zatrzymywala sie dla zmiany koni, w obawie, ze Chauvelin obsadzil cala droge szpiegami. Uslyszawszy jej pytania, mogliby przestrzec nieprzyjaciela o jej podrozy i cala sprawa bylaby stracona.
Ach! gdyby mogla wiedziec, do jakiej gospody zajechal Chauvelin, czy nie wsiadl juz na okret i nie odplynal do Francji? Ta mysl sciskala jej serce jakby zelaznymi kleszczami.
Samotnosc i glucha cisza dreczyly ja i przygniataly. Nie dochodzil do niej zaden odglos i szmer, procz tykania starego zegara, ktorego wskazowki posuwaly sie tak bardzo powoli. Malgorzata uzyc musiala calej energii i wysilku woli, aby nie stracic odwagi podczas tej bolesnej nocy oczekiwania.