– Mysli pan, ze sie zgodzi udzielic nam wywiadu? – zapytal Jupe.
– Na pewno. Lubi sciagac na siebie uwage. Ale co wy wlasciwie robicie, dzieciaki? “Zdarzenie roku” – opowiesci dla jakiegos pisma mlodych milosnikow kina?
– Zaliczam kurs z historii filmu i… – zaczal Jupe.
– Aha – Farber wzial znowu fotografie od Boba i studiowal ja uwaznie. – Dam wam adres Estelle Du Barry. Mam tez telefon Teda Finieya. To swietny facet. Wciaz pracuje w filmie, mimo ze pewnie zbliza sie juz do osiemdziesiatki. Jak bedziecie do niego dzwonic, powolajcie sie na mnie.
– A co z pozostalymi? – zapytal Bob.
– No coz, Ramon Desparto oczywiscie nie zyje. Nie wiem, czy sie wam uda porozmawiac z Klara Adams. Mieszka z Madeline i obie nikogo nie przyjmuja. Nicholas Fowler, scenarzysta, tez nie zyje. Zmarl na atak serca pare lat temu. O Janet Pierce mozecie zapomniec. Wyszla za maz za jakiegos hrabiego czy ksiecia i wyjechala na zawsze do Europy. Lurine Hazel tez wyjechala. Wyszla za swojego chlopca z rodzinnego miasta i mieszka w Billsville w Montanie. Marie Alexander… och, to taka strata.
– To ta ladna dziewczyna z dlugimi wlosami, prawda? – zapytal Pete. – Co sie z nia stalo?
– Ktoregos dnia poszla poplywac nie opodal plazy Malibu, dostala sie w silne fale przyplywu i utonela.
– Dobry Boze! – wykrzyknal Pete. – Troje czlonkow zgromadzenia juz nie zyje!
– To zdjecie pochodzi sprzed wielu lat – powiedzial Farber. – Nie wszystkim powiodlo sie az tak zle. Gloria Gibbs, ta nieladna sekretarka Ramona Desparto, pracuje u pewnego maklera w Century City. Od czasu do czasu spotykamy sie na jakims obiedzie.
Jupiter obejrzal raz jeszcze fotografie. Wskazal mezczyzne, wymienionego w podpisie jako Charles Goodfellow. Byl to bardzo szczuply, mlody czlowiek o czarnych, zaczesanych do tylu wlosach.
– Wyglada mi znajomo. Czy wciaz gra w filmach? – zapytal.
Farber zmarszczyl czolo.
– Goodfellow? Niemal o nim zapomnialem. Grywal wowczas w malych rolkach. Wiecie, jako taksowkarz czy portier. Jesli ogladasz duzo starych filmow w telewizji, to go prawdopodobnie widziales. Nie wiem, co sie z nim stalo. Kompletnie stracilem go z oczu. Nalezal do tych ludzi, ktorych latwo sie zapomina. Zapamietalem jedynie, ze byl Amerykaninem, ale dziecinstwo spedzil w Holandii, dokad z jakiejs przyczyny przeniesli sie jego rodzice. Niesympatyczny typ. Brzydzil sie wszystkiego. Malo nie dostal szalu, kiedy sie okazalo, ze w czasie sabatu musimy wszyscy napic sie rozcienczonego woda miodu z jednego pucharu. Zaraz potem poszedl wyplukac usta.
Chlopcy wybuchneli smiechem.
– Mowi pan o zgromadzeniu czarownic i czarownikow jak o niewinnej potancowce – powiedzial Jupiter.
– Bo to byla bardzo niewinna zabawa. Dopiero po smierci Desparta niektorzy zaczeli sie zastanawiac, czy Madeline nie posiada istotnie jakiejs tajemnej sily.
– Czy rzucila na Desparta klatwe? – zapytal Jupiter.
Farber westchnal.
– Moze nie powinienem wam o tym mowic. Rzucila mu… no, to byly slowa, ktore ludzie zazwyczaj wypowiadaja, gdy sa na kogos bardzo zli. Powiedziala mu, zeby sie powiesil. Ale przeciez to tylko takie powiedzenie. Jestem pewien, ze nie myslala tego naprawde. Tylko ze zaraz po tym Ramon Desparto wsiadl do samochodu i odjechal. Zepsuly sie hamulce i wpadl na drzewo. W tamtych czasach samochody nie posiadaly pasow bezpieczenstwa, wiec go wyrzucilo z auta. Znalezlismy go zaklinowanego w rozwidleniu konarow przydroznego drzewa. Wisial tam z przekrzywiona glowa. Zlamal sobie podstawe czaszki.
– O rany! – powiedzial Pete.
– Tak wiec zgromadzenie sie rozpadlo, Madeline sie wycofala i wszystko sie skonczylo. Teraz nikt nie widuje Madeline i chyba niewiele sie o niej mowi.
– A co z jej zarzadca? – zapytal Jupe. – Byl kiedys jej szoferem.
– Nie znalem go wlasciwie – Farber wzial kartke z bloku na kontuarze i napisal na niej adres Estelle Du Barry. Nastepnie dodal numer telefonu Teda Finieya i adres miejsca pracy Glorii Gibbs w Century City.
Wreczyl kartke chlopcom, a kiedy opuszczali warsztat, stal wsparty o kontuar, patrzac przed siebie niewidzacymi oczami.
– Mily facet – powiedzial Pete, gdy byli juz na ulicy. – Wyraznie lubi gadac.
– Tak – przyznal Bob. – Nawet kiedy rozbudzilismy w nim zle wspomnienia. Wygladal, jakby znowu zobaczyl Ramona Desparto, zwisajacego z rozwidlenia konarow ze zlamanym karkiem.
Rozdzial 11. Przyjaciele i wrogowie
Motel, ktory prowadzila Estelle Du Barry, miescil sie przy przecznicy Bulwaru Hollywoodzkiego. Bob nacisnal dzwonek przy drzwiach biura i otworzyla im postarzala kobieta o ufarbowanych na blond, kedzierzawych wlosach i bardzo uczernionych rzesach.
– Panna Du Barry? – zapytal Bob.
– Tak jest – mruzyla lekko oczy w sposob charakterystyczny dla ludzi krotkowzrocznych.
– Elliot Farber powiedzial nam, ze moze zechce pani z nami porozmawiac – mowil Bob. – Przygotowujemy pewna prace szkolna. Jest to wakacyjne wypracowanie z historii filmu fabularnego.
– Och, jak to milo! Z radoscia z wami porozmawiam – otworzyla drzwi na osciez.
Chlopcy weszli do dusznego pokoiku, ktory pelnil czesciowo role biura, czesciowo salonu. Usiedli, a byla aktorka natychmiast zaczela opowiadac o swojej karierze. Przybyla do Hollywoodu jako mloda dziewczyna i wykonano jej zdjecia probne. Wspominala, jak dawano jej role w szeregu pomniejszych filmow i w kilku duzych. Ale poniewaz jej kariera byla niewielka, niebawem wyczerpala temat.
Jupiter napomknal o Madeline Bainbridge i atmosfera w malym pokoju zmienila sie gwaltownie.
– To okropna kobieta! – wykrzyknela Du Barry. – Nienawidzila mnie! Bylam ladna, ale nie tak ustosunkowana jak ona. Gdyby nie ona, nie prowadzilabym dzis tego nedznego motelu. Gdyby nie ona, bylibysmy z Ramonem malzenstwem i mieszkalibysmy w ktoryms z duzych domow w Bel Air!
Zapadla przykra cisza. Panna Du Barry wpatrywala sie w Jupitera, ktory odwrocil wzrok.
– Pan Farber wspomnial o zgromadzeniu czarownic – powiedzial w koncu. – Czy moglaby nam pani cos o tym opowiedziec?
Krew odplynela z twarzy Estelle Du Barry, a po chwili wrocila szkarlatna fala.
– Mysmy w to nie wierzyli. Z wyjatkiem Madeline. Ona wierzyla.
– Wiec pani nie wierzyla w czarnoksiestwo wtedy ani nie wierzy teraz?
– Oczywiscie, ze nie!
– Powiedziala pani przed chwila bardzo interesujaca rzecz – ciagnal Jupe. – Mowila pani, ze gdyby nie Madeline Bainbridge, mieszkalaby pani dzis w Bel Air z Ramonem Desparto. Jak to mozliwe? Przeciez on zginal w wypadku samochodowym.
– To nie byl wypadek! – krzyknela. – To bylo… to bylo…
Nie dokonczyla zdania.
Bob poczul sie nieswojo.
– Bardzo milo z pani strony, ze poswiecila nam pani swoj cenny czas – powiedzial. – Czy przychodzi pani na mysl, z kim jeszcze powinnismy porozmawiac? Moze jakis przyjaciel panny Bainbridge, ktory wciaz pozostaje w kontakcie z nia, lub jej sekretarka?
– Nie, nie wiem o nikim takim.
– A niejaki Charles Goodfellow? Czy wie pani, co sie z nim stalo? – zapytal Jupe.
Wzruszyla ramionami.
– Stracilam go z oczu.
– Ach, tak.
Chlopcy sie pozegnali i wrocili do samochodu, w ktorym czekal na nich Beefy.
– Ona nie wie, jak moglaby nam pomoc – powiedzial Bob.
– Uwaza, ze Madeline Bainbridge zamordowala Desparta – dodal Pete. – Mysle, ze ona sie naprawde boi panny Bainbridge.
– Elliott Farber to sugerowal – powiedzial Jupe. – Ciekaw jestem, czy Ted Finley bedzie mial dla nas jakas istotna informacje.
– Ja jestem ciekaw, czy w ogole zechce z nami rozmawiac – odezwal sie Bob.
– Mysle, ze zechce – odparl Jupiter. – Po kradziezy filmow Madeline Bainbridge stala sie znowu postacia znana z kroniki wydarzen. Ted Finley nie bedzie mial nic przeciw temu, ze sie go z nia laczy.
Jupe mial racje.