Bob zamknal notes.
– To wszystko, co dzis wynotowalem. Jest tego wiecej i w razie potrzeby mozemy niektore ksiazki wypozyczyc z biblioteki. Zastanawiam sie, czy jest mozliwe, zeby osoba, ktora ukradla rekopis, miala byc czarownica czy czarownikiem. Mogl to byc ktos ze srodowiska filmowego i nie chcial, zeby wiedziano, iz byl czlonkiem Starego Obrzadku albo wrecz satanista.
Pete sie wzdrygnal.
– Jesli w te sprawe jest wmieszana czarownica, mam nadzieje, ze jest czarownica Starego Obrzadku. Wolalbym nie miec do czynienia z kims, kto holduje diablu.
Jupiter pokiwal glowa.
– Satanista moze byc czlowiekiem pozbawionym skrupulow lub bardzo ograniczonym. W obu wypadkach bywa niebezpieczny. A o czym ty, Pete, czytales?
– O Madeline Bainbridge. Odczytalem informacje z mikrofilmow. – Pete wyciagnal z kieszeni przybrudzona kartke, rozlozyl ja i odczytal zapisany olowkiem tekst: – Przybyla do Hollywoodu z Fort Wayne w Indianie, gdy miala osiemnascie lat. Wygrala konkurs pieknosci, a nagroda byla podroz do Hollywoodu. Kiedy zwiedzala studio Film Art, zauwazyl ja Aleksander de Champley. Trzy tygodnie pozniej zawarla kontrakt z Film Art na role Marii, krolowej Szkocji w filmie de Champleya. To rodzaj rekordu: zostac odkrytym i obsadzonym w filmie w tak krotkim czasie! – Pete podniosl wzrok znad kartki i dodal: – Wszedzie pisali, ze byla bardzo, bardzo piekna.
– Wciaz jest piekna – powiedzial Jupe. – Widzialem ja dzisiaj. Masz cos jeszcze, Pete?
– Tylko to, co sie zwykle pisze. Zdaje sie, ze byla osoba bardzo spokojna. Nie byla wmieszana w zadne skandale. Grala przewaznie w filmach historycznych, takie role jak Kleopatry, Katarzyny Wielkiej. Miala zawsze najlepszych partnerow, ale znajomosc z nimi trwala do skonczenia filmu. Byla raczej samotniczka i nigdy nie powstaly zadne plotki, jakoby miala romanse z aktorami. Zaczeto dopiero wiazac ja z ostatnim partnerem, Ramonem Desparto.
– Co tez wywolalo w niej rodzaj zalamania nerwowego. Nigdy wiecej nie zagrala w filmie. Wykupila wszystkie swoje filmy i nastepne trzydziesci lat spedzila odcieta od swiata.
– Unikajac dawnych przyjaciol – dodal Jupiter.
– Nie miala ich tak wielu – Pete rozprostowal spokojnie zdjecia i podal Jupe'owi. – To zdjecie bylo zrobione podczas przyjecia wydanego przez Akademie Nagrod w czasie krecenia “Opowiesci z Salem”. Jest to grupa ludzi, ktora nazywano magicznym kregiem Madeline Bainbridge, poniewaz obcowala wylacznie z nimi. Jest tu tylko kilkanascie osob. Ale Marvina Graya nie ma na zdjeciu.
– Wtedy nie byl jej przyjacielem. Wciaz byl tylko szoferem – przypomnial Jupiter.
Przyjrzal sie dokladnie zdjeciu i przeczytal podpis. Madeline Bainbridge i urodziwy Ramon Desparto siedzieli u szczytu stolu. Po drugiej stronie gwiazdy siedzial Jefferson Long, mlody i przystojny. Dalej podpis wymienial niejakiego Elliota Farbera jako ulubionego operatora panny Bainbridge. Aktor Charles Goodfellow siedzial obok aktorki Estelle Du Barry. Nastepnie byl scenarzysta Nicholas Fowler, a takze Klara Adams, siedzaca obok aktora charakterystycznego Teda Finieya. Wymieniono jeszcze Janet Pierce, projektantke kostiumow do filmu “Opowiesci z Salem” i dwie aktorki – Lurine Hazel i Marie Aleksander. Bardzo pospolita dziewczyna, patrzaca wprost w obiektyw byla – jak glosil tekst pod zdjeciem – sekretarka Desparta.
– Zaiste magiczny krag! – powiedzial Jupiter. – Tu jest trzynascie osob, liczba feralna, chyba ze wchodza w gre czarownice. Dla zgromadzenia czarownic trzynastka jest wlasciwa!
Jupe spojrzal rozpromieniony na przyjaciol.
– Bob, z twoich notatek wynika, ze pierwszy sierpnia jest data jednego z czterech dorocznych sabatow. Tak sie sklada, ze dzis mamy pierwszy sierpnia. Czy Madeline Bainbridge byla czarownica? Czy jest nia nadal? Jesli tak, kto dzisiaj nalezy do jej kregu? Jest tylko jeden sposob, zeby sie dowiedziec! Kto ma ochote na przejazdzke na wzgorza Malibu dzis wieczorem?
– Wariacki pomysl! – wykrzyknal Pete, ale po chwili sie usmiechnal. – O ktorej ruszamy?
Rozdzial 7. Czary
Zapadal zmierzch, gdy Trzej Detektywi dotarli do miejsca, w ktorym od glownej szosy odchodzila zwirowana droga. Jupe zatrzymal rower, ale nie zsiadl z niego. Czekal, az Pete i Bob sie z nim zrownaja.
– To jest droga na ranczo panny Bainbridge. Obejrzalem mape tej okolicy. Jest tu kilka miejsc, gdzie moglby sie odbyc sabat czarownic. Jedno to rozstaje drog tutaj wlasnie. Drugim jest lasek za jej domem, lasek, ktory byl kiedys cmentarzem. Jest jeszcze jedno miejsce, polozone o ponad kilometr dalej, gdzie krzyzuja sie dwie sciezki. Proponuje, zebysmy sie rozdzielili. Jesliby panna Bainbridge opuszczala swa posiadlosc, nie przeoczymy jej.
Jupe zaczal grzebac w plecaku, zawieszonym na kierownicy roweru.
– Tam jest pies, wiec musimy byc ostrozni. Nie mozemy podchodzic za blisko. Zabralem walkie-talkie.
Wyciagnal z plecaka trzy radyjka. Zmajstrowal je sam w swojej pracowni w skladzie zlomu, kazde zawieralo mikrofon i glosniczek odbioru. Wydobyl tez z plecaka trzy paski, do ktorych przyszyty byl miedziany drut z koncowka, ktora wtykalo sie do radyjka. Kazdy pasek pelnil funkcje antenki, a radyjka dzialaly jak walkie-talkie o zasiegu pol mili. W czasie nadawania wciskalo sie przycisk w bocznej scianie radia, przy odbiorze trzeba go bylo zwolnic.
Kazdy z chlopcow wzial jedno radyjko.
– Ja zajme punkt obserwacyjny na wzgorzu za debowym laskiem – powiedzial Jupe. – Ty, Bob, mozesz sie ukryc wsrod drzew cytrynowych miedzy droga a domem. Twoj punkt obserwacyjny, Pete, bedzie po polnocnej, to jest po lewej stronie domu. Jest tam laka z wysoka trawa, w ktorej mozesz sie schowac. Jesli Madeline Bainbridge wyjdzie z domu, ktorys z nas ja wypatrzy. Uwazajcie tez na jadace samochody lub idacych ludzi. Moga nas zaprowadzic na miejsce sabatu.
Bob i Pete wymamrotali zgode i wszyscy trzej ruszyli zwirowana droga do bramy rancza panny Bainbridge. Tu ukryli rowery w przydroznych chwastach i rozeszli sie. Szczupla sylwetka Boba znikla wsrod drzew cytrynowych. Pete poszedl dalej droga, az za posiadlosc. Jupe odbyl mozolny marsz przez pola, okalajace dom i debowy lasek. Za laskiem wszedl na wzgorze i znalazl na jego zboczu kepe krzewow. Przykucnal za nia i podniosl walkie-talkie do ust.
– Tu Jupe – powiedzial cicho – zglos sie, Pete.
Zwolnil przycisk i sluchal.
– Tu Pete. Jestem na lace na polnoc od domu. Widze jego tyl i swiatla w oknach. Za oknami poruszaja sie ludzie, ale nie moge ustalic, co robia. Skonczylem.
– Nie opuszczaj pozycji. Co u ciebie, Bob?
– Widze front domu. We wszystkich oknach ciemno. Skonczylem.
– Musimy czekac. Skonczylem – powiedzial Jupiter.
Oparl sie plecami o zbocze i patrzyl na debowy lasek, ktory calkowicie zaslanial dom. W swietle ksiezyca drzewa robily jeszcze bardziej upiorne wrazenie. Ksiezyc wznosil sie coraz wyzej i pod suplowatymi pniami kladly sie glebokie cienie.
Radyjko w jego rece zatrzeszczalo.
– Tu Pete. Wlasnie pogasly swiatla w domu. Teraz widze male swiatelka na dworze. Skonczylem.
W ciemnym lesie ponizej Jupe'a zamigotalo swiatelko. Potem drugie i trzecie. Jupe wcisnal guziczek radia.
– Wchodza do debowego lasku – powiedzial cicho. – Widze swiece.
Czekal. Pod poskrecanymi konarami drzew poruszaly sie migotliwe ogniki. Nastepnie sie zatrzymaly, swiece palily sie rownymi plomykami. Bylo ich tez coraz wiecej.
– Podchodze blizej. Na razie zostancie, gdzie jestescie – powiedzial przez walkie-talkie.
Uwolnil przycisk radia i wysliznal sie zza krzewow. Zsuwal sie ze wzgorza, az osiagnal rowny teren za domem panny Bainbridge. Tu zas, jak skaczacy cien, przemykal od krzaka do krzaka, poki sie nie znalazl na skraju lasku. Zatrzymal sie, spogladajac na plonace wsrod drzew swiece. Bylo ich dwanascie i formowaly krag. Przez chwile w gestych ciemnosciach widzial jedynie plomyki swiec. Potem spoza ich kregu wylonila sie postac kobiety. Wpatrywala sie przed siebie w noc. Byla to Madeline Bainbridge. Jej dlugie blond wlosy opadaly luzno na ramiona, miala na nich wianek z kwiatow. Posuwala sie wolno ku srodkowi kola, zakreslonego przez swiatla swiec.