ROZDZIAL CZWARTY

Martin przygladal sie, jak pani Lane sadowi Kitty i Clare na krzeselkach z wyplatanymi siedzeniami, ustawionych na widoku tuz przy parkiecie. Lekko zmarszczyl brwi. Obie dziewczyny mialy ponure miny; nie mial pojecia dlaczego. Przeciez znalazly sie na jednym z najznakomitszych balow kostiumowych sezonu. Martin, w konserwatywnym czarnym dominie i masce, zachodzil w glowe, czemu, u licha, jego siostry wygladaja, jakby im wyrywano zeby, skoro biorac na zdrowy rozum, powinny byc najszczesliwszymi mlodymi damami na tej sali.

Odwrocil sie i zaczal sobie torowac droge przez tlum do pokoju, w ktorym zorganizowano bufet. Pomyslal, ze rozsadnie bedzie pojawic sie na balu wydawanym przez pania Selwood i tym samym uciszyc wszelkie plotki o wyczynach Kitty i Clary. Liczyl na to, ze w jego obecnosci siostry beda sie zachowywac jak nalezy i nie dojdzie do skandalu. Niemniej czekal go nudny wieczor. Wiekszosc gosci to byly debiutantki i ich wielbiciele, bo lady Selwood, jako matka dwoch corek na wydaniu, byla zdecydowana pozbyc sie z domu przynajmniej jednej w tym sezonie. Martin nie przepadal za balami debiutantek; nie mial ochoty na tance z mizdrzacymi sie niewiniatkami, a po tylu latach pobytu za granica nie znal w Londynie zbyt wielu osob.

Zaraz po jego powrocie Araminta zaproponowala, ze wyda dla niego kilka przyjec, ale Martin niezbyt zapalil sie do tego pomyslu. Wolal skromne kolacje w gronie przyjaciol, gdzie mogl odpoczac i porozmawiac na interesujace tematy. Nie znosil salonowych rozmow o niczym, aczkolwiek byl w tym naprawde biegly. Lata misji dyplomatycznych sprawily, ze potrafil rozmawiac o wszystkim i z kazdym. Z wyjatkiem swego rodzenstwa. Zmarszczyl brwi na mysl o trudnosciach, jakie napotykal w porozumiewaniu sie z przyrodnimi bracmi i siostrami. W porownaniu z tym jego zadanie na Kongresie Wiedenskim bylo kaszka z mlekiem.

Wzial kieliszek szampana od lokaja i potoczyl wzrokiem po sali. Adam Ashwick, jego zona Annis, Joss i Amy Tallantowie stali w niewielkiej odleglosci od niego, zatopieni w rozmowie. Adam widzac go, uniosl dlon na powitanie i Martin odpowiedzial szerokim usmiechem. Mial wlasnie podejsc i dolaczyc do grupki, gdy spostrzegl lady Juliane Myfleet.

Przynajmniej zakladal, ze to ona. Otulona w srebrzysta gaze dama, ktora znalazla sie na linii jego wzroku, wygladala niczym zjawisko. Jej wspaniale kasztanowe wlosy byly zaczesane do gory, a fryzure wienczyl ksiezyc i gwiazdy. Oczy przyslaniala srebrna maseczka, z ramion splywala cieniutka jedwabna peleryna.

Instynkt podpowiedzial mu, ze to Juliana, co samo w sobie bylo powodem do niepokoju. Nie potrafil wytlumaczyc, jak to sie stalo, ze rozpoznal ja z daleka, nie widzac twarzy, zaledwie po paru spotkaniach. Musialo to miec cos wspolnego z faktem, ze ja pocalowal. Niebezpieczna rozrywka, tak to okreslila, a on uznal to wowczas za zabawne. Nie mial pojecia, na jakie niebezpieczenstwo sie naraza. Calowanie, pomyslal ze smutkiem, nie bylo spokojnym zajeciem, a teraz, skoro juz raz pocalowal Juliane, ogarnela go nieodparta chec powtorzenia tego doswiadczenia.

Wbrew sobie Martin nie potrafil sie powstrzymac od obserwowania Juliany, ktora wlasnie przemknela tuz obok, obdarzajac go jedynie zdawkowym spojrzeniem. Wygladala niewinnie, slicznie i o wiele za mlodo jak na rozwiazla wdowe bedaca tematem tych wszystkich plotek. Juliana Myfleet miala w sobie cos tajemniczego, cos, co nie pasowalo do tego obrazu. W jej pocalunkach tamtej nocy bylo stanowczo za duzo skrepowania. Zachowywala sie z rezerwa, niemal niesmialo. Miala w sobie niewinnosc, ktora stala w jawnej sprzecznosci z jej postepowaniem i reputacja. Przypomnial sobie jej szokujace zachowanie na kolacji u Emmy Wren, kiedy to wyraz jej oczu pozostawal w calkowitej sprzecznosci z bezwstydem zachowania. Miala w sobie pewna bezbronnosc, ktora przemawiala do jego opiekunczych instynktow. Skrzywil sie. Mowiac szczerze, wzbudzala w nim nie tylko to uczucie. Odkrywal wlasnie, ze opiekunczosc w polaczeniu z silnym pozadaniem to niebezpieczna mieszanina.

Wiedzial, ze nie moze sobie pozwolic na uwiklanie w gierki Juliany. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebowal, to kolejne komplikacje. Dosc, ze Kitty i Clara zachowywaly sie, jakby byly na publicznej egzekucji, a nie na balu kostiumowym. Brandon nie chcial wyjasnic, dlaczego tak pochopnie przerwal studia w Cambridge i znikal na dlugie godziny w ciagu dnia i noca, a Daisy wciaz miewala koszmary senne.

Juliana Myfleet zniknela i Martin odwrocil sie, stajac twarza w twarz z siostra. Przed paroma dniami wygadal sie, ze szuka zony, i od tej pory Araminta zaangazowala sie w te sprawe z gorliwoscia, ktora uznal za niepokojaca. W ciagu trzech dni zdazyla przedstawic go tak wielu szanowanym damom, ze Martin nie byl w stanie zapamietac ich imion.

U boku Araminty stala drobna blondynka, ktora jego siostra popychala do przodu. Lekko zmarszczyl brwi, ale pochwycil znaczace spojrzenie siostry i zmusil sie do usmiechu.

– Martinie, pozwolisz, ze ci przedstawie pania Serene Alcott? – spytala Araminta znaczaco. – Sereno, oto moj brat, Martin Davencourt.

Martin sklonil sie. Pani Alcott odwzajemnila jego pozdrowienie niesmialym skinieniem glowy. Jej policzki zabarwil delikatny rumieniec. Byla wyjatkowo ladna i delikatna. Martin zauwazyl to wszystko i po sekundzie skonstatowal ze zdziwieniem, ze nie czuje absolutnie nic. Zadnego zainteresowania oczekiwania i z pewnoscia zadnego niepokoju, choc stal przed potencjalna towarzyszka zycia. Ale moze bylo to calkiem normalne – a nawet pozadane – skoro w gre wchodzil wybor zony. Taka decyzje nalezalo podjac z zimna krwia On w kazdym razie wybierze zone, kierujac sie racjonalnymi wzgledami. Z pewnoscia nie bedzie to uwienczeniem romansu, kiedy to angazuje sie emocje kosztem intelektu. Przez ulamek sekundy miedzy Martinem a Serena Alcott pojawil sie obraz Juliany Myfleet – takiej jaka zostawil tamtego wieczoru, o zarozowionej, rozpromienionej twarzy, o wargach obrzmialych od jego pocalunkow. Odchrzaknal.

– Hm… jak sie pani ma, pani Alcott?

Serena Alcott zatrzepotala rzesami. Kacik jej ust uniosl sie w usmiechu sugerujacym, ze spodobalo jej sie to, co zobaczyla. Oczywiscie byla to niezwykle subtelna sugestia. Nie sposob bylo sobie wyobrazic pani Alcott miotanej emocjami, pomyslal Martin. Przypomnial sobie ustawiczne przedstawienia w swoim domu i doszedl do wniosku, ze powinien poczuc ulge.

Araminta znaczaco odchrzaknela i Martin podskoczyl na widok jej piorunujacego wzroku.

– Och! Tak… pani Alcott, czy uczyni mi pani ten zaszczyt i zatanczy ze mna?

Serena Alcott zajrzala do karnetu. Byl zapisany po brzegi.

– Moglabym pana wcisnac do kotyliona pod koniec balu, panie Davencourt. – Jej slowom towarzyszyl uroczy usmiech. – Bedzie mi bardzo milo.

Martin znow sie sklonil, tym razem nieco sztywno. Odniosl nawet wrazenie, ze potraktowano go protekcjonalnie, choc nie potrafilby powiedziec, dlaczego tak to odebral. Przeciez nie powinien oczekiwac, ze pani Alcott zatrzyma dla niego wszystkie tance. W koncu poznali sie dopiero przed chwila. Araminta i jej protegowana odeszly, a Martin odwrocil sie i jeszcze raz spojrzal na sale. Kitty siedziala obok pani Lane jak ofiara losu. Clara tanczyla, ale z mina mlodej damy, dla ktorej jest to stanowczo zbyt klopotliwe. Byla przynajmniej o piec taktow opozniona w stosunku do wszystkich pozostalych, co wprowadzilo zamet wsrod tanczacych. Jej partner, mlody earl Ercol, sprawial wrazenie nieco urazonego tym brakiem entuzjazmu. Martin westchnal. Ercol byl wyjatkowo dobra partia, ale nie ma co liczyc na to, ze oswiadczy sie Clarze, skoro ta wygladala, jakby miala za chwile ziewnac mu prosto w twarz.

– I coz – rzucila wyczekujaco Araminta, znow materializujac sie u jego boku – co niej myslisz?

Martin zamrugal. Przez moment myslal, ze siostra mowi o Julianie, ale uswiadomil sobie, ze pyta go o Serene Alcott.

– O kim? Ach. Chodzi ci o pania Alcott! Coz… sadze, ze spelnia moje kryteria. Robi wrazenie spokojnej i rozsadnej. Araminta nie wygladala na usatysfakcjonowana.

– Boze drogi, jaki ty jestes oschly i pompatyczny, Martinie! Moglbys okazac nieco wiecej entuzjazmu. Nie uwazasz, ze jest ladna?

– Nawet bardzo.

– Coz, nie wydajesz sie z tego szczegolnie zadowolony. Nie bede wiecej wystepowala w twoim imieniu.

– Jestem pewien, ze nie bedziesz musiala. Pani Alcott wy daje sie idealna pod kazdym wzgledem.

Araminta, daleka od zadowolenia z tego oswiadczenia, zmarszczyla czolo.

– Nie wiem, jakim sposobem wyrobiles sobie poglad w niespelna dwie minuty! Chyba zdajesz sobie sprawe, ze ona moze okazac sie nie do przyjecia. To cos innego niz.kupowanie nowego konia.

– Naturalnie. – W oczach Martina zablysly iskierki. – Sprawdzanie nowego nabytku do mojej stajni zajeloby mi znacznie wiecej czasu.

Araminta cmoknela z niezadowoleniem.

– Jesli juz musisz podchodzic do tego w taki sposob, to wiedz, ze pochodzenie Sereny jest bez zarzutu. Jest siostrzenica markiza Tallanta i cioteczna siostra Jossa Tallanta i lady Juliany.

Martin doznal naglego wstrzasu. Mysl o nadskakiwaniu kuzynce Juliany budzila w nim wyjatkowy niesmak. Odczul to jako zdrade.

– Trudno o gorsza rekomendacje.

– Bzdury! – upierala sie Araminta. – Joss Tallant to wyjatkowo czarujacy i przystojny mezczyzna, a poza tym nie brak mu rozsadku. Na litosc boska, to przeciez twoj przyjaciel!

– Tak i watpie, czy nawet on by zaprzeczyl, ze Tallantowie maja w sobie szalenstwo.

– Och, lady Juliana jest, delikatnie mowiac, oryginalna, a Joss za mlodu byl uwodzicielem, to fakt, ale nie sadze, ze to wady dziedziczne. Ojciec Sereny Alcott byl skonczonym dzentelmenem, a jej matka to siostra markiza, bardzo stateczna i szanowana matrona. Co zas do samej Sereny, miala spokojne dziecinstwo, wyszla stosownie za maz i jako wdowa prowadzi zycie na uboczu.

Martin skrzywil sie. Nie byl pewien, dlaczego mysl o idealnym zyciu Sereny Alcott wzbudza w nim irytacje, niemniej tak sie stalo.

– Z tego co o niej mowisz, wynika ze jest straszna nudziara. Araminta zmarszczyla brwi.

– Boze drogi, ale ty dzis jestes przekorny, Martinie! Czego wlasciwie chcesz – spokoju i rozsadku czy werwy i uporu? Bo zapewniam cie, ze nie uda ci sie znalezc tego i tego w jednej kobiecie.