Usiadla przy toaletce i uwaznie przyjrzala sie swemu odbiciu w lustrze. Nie miala najmniejszego pojecia, co zrobic z wlosami, ktore po zdjeciu diademu opadly jej na plecy w nieladzie. Rozpuszczone wlosy zlagodzily linie wspanialych kosci policzkowych i sprawily, ze wygladala mlodziej. Kilka piegow u nasady nosa jeszcze potegowalo wrazenie mlodzienczosci. Piegi wytrzymaly lata energicznego szorowania i oparly sie wszystkim probom ich usuniecia za pomoca masci cytrynowej doktora Jinksa. Juliana przyblizyla twarz do lustra. W oczach dostrzegla cien wrazliwosci, do ktorej nie miala ochoty sie przyznac.
Drzwi sie otworzyly i do pokoju wpadla Emma Wren. Juliana z miejsca zorientowala sie ze Emma troche za duzo wypila. Miala wypieki, roz na policzkach rozmazal sie, a treska byla lekko przekrzywiona.
– Juliana, moja droga! – Pani domu najwyrazniej nie mogla zapanowac nad podnieceniem. – Bylas absolutnie wspaniala! Wiesz, panowie nie mowia o niczym innym! Wszyscy na ciebie czekaja, moja droga. Jestes gotowa do zejscia na dol?
Juliana znow odwrocila sie do lustra. Zdawala sobie sprawe, ze sie wykreca.
– Niezupelnie. Potrzebuje pomocy w ubieraniu i czesanku. Emma cmoknela z niezadowoleniem.
– Powinnas byla zadzwonic na pokojowke. Dessie zajmie sie tym w mgnieniu oka. Chociaz – cofnela sie o krok i przyj rzala uwaznie przyjaciolce – wygladasz niezwykle czarujaco i figlarnie tak jak teraz, moja droga. Panowie z pewnoscia to docenia. Te rozpuszczone wlosy sa calkiem, calkiem, wiesz, wygladasz z nimi tak mlodo i niewinnie. – Wybuchnela smiechem. – Zawrocisz w glowach im wszystkim!
Juliana nie po raz pierwszy pomyslala, ze Emma marnuje sie jako zona podsekretarza stanu. Prawdziwy sukces odnioslaby jako wlascicielka domu uciech. Prawde mowiac, wytwornie urzadzony londynski dom pani Wren nie roznil sie zbytnio od domu schadzek w Covent Garden. A pod pewnymi wzgledami rowniez od burdelu w mniej eleganckiej czesci miasta. Juliana odwrocila sie. Mogla tolerowac niektore co bardziej szokujace pomysly Emmy dla swojej wlasnej przyjemnosci, ale nie miala zamiaru tanczyc tak, jak jej zagraja. Figiel z okazji przyjecia dla Brookesa rozproszyl jej znudzenie przynajmniej na godzine, teraz jednak nie zamierzala schodzic na dol i odgrywac prostytutki.
– Sir Jasper Colling pytal o ciebie – powiedziala Emma znaczaco, przysuwajac umalowana twarz do twarzy przyjaciolki na tyle blisko, ze Juliana wyczula nieswiezy oddech. – Simon Armitage tez. To slodki chlopiec i taki mlody i przejety. Po mysl, jak zabawnie byloby wprowadzic go…
Juliane ogarnelo obrzydzenie. Naiwne uwielbienie Simona Armitage'a mialo w sobie cos niewypowiedzianie slodkiego i wyjatkowym oszustwem byloby przyjecie tego uwielbienia i spozytkowanie go dla wlasnej przyjemnosci. Nie byla az tak rozwiazla bez wzgledu na to, co o niej mowiono. Nie zamierzala dac sie zlapac na pochlebstwa Emmy, chciala sie jednak czegos dowiedziec. Dolozyla staran, zeby jej glos brzmial zdawkowo.
– Ten dzentelmen, Emmo, ten, ktory wyglada jak rozpustnik, lecz zachowuje sie jak pastor… Co to za jeden?
– Och, rozumiem! Wolisz kogos nowego! Nic tak nie intryguje jak nieznajomy, nieprawdaz, moja droga? – Zmarszczyla brwi. – Przed paroma godzinami powiedzialabym, ze nie moglabys wybrac lepiej, lecz teraz nie jestem juz tego taka pewna. – Rzucila sie na lozko. – To Martin Davencourt. Jeden z tych Davencourtow z Somersetshire, wiesz. Nie ma wprawdzie tytulu, ale jest bogaty jak krezus i spokrewniony z polowa ziemian w tym kraju. Wrocil do Londynu w ubieglym roku, zaraz po smierci ojca.
– Davencourt – powtorzyla Juliana. Nazwisko wydalo jej sie znajome, ale pamiec ja zawiodla.
Emma ciagnela nadasanym tonem.
– Tak, Martin Davencourt. Mowiono mi, ze jest zabawny. Rzeczywiscie powinno tak byc, skoro przez kilka lat krazyl po stolicach calej Europy. – Juliana w lustrze spostrzegla, ze przyjaciolka sie skrzywila. – Zaprosilam go, bo myslalam, ze okaze sie dobrym kompanem, tymczasem on robi wrazenie wyjatkowego nudziarza, bez odrobiny polotu. Moze to dlatego, ze chce dostac sie do parlamentu i obnosi sie ze swoja powaga. Niewykluczone, ze zmeczyla go opieka nad siedmiorgiem meczacych przyrodnich braci i siostr. Cokolwiek to jest, on nie zdradza najmniejszej ochoty do zabawy.
– Martin Davencourt. – Juliana zmarszczyla czolo. – Nazwisko wydaje mi sie znajome, ale nie sadze, bysmy sie kiedykolwiek spotkali. Na pewno bym go zapamietala.
– Jako dyplomata przez dluzszy czas przebywal poza krajem. Jednakze, nawet jesli go nie znasz, zawsze mozesz udac, ze jest inaczej. Zejdz na dol i namow go do odnowienia starej znajomosci.
Juliana przez chwile sie wahala, ale koniec koncow pokrecila glowa. Wstala i wziela peleryne, ktora lezala na lozku.
– Nie sadze, Emmo. Pan Davencourt jest nieczuly na moje wdzieki. A ja, niestety, musze odmowic twemu zaproszeniu na dalszy ciag przyjecia. Boli mnie glowa i chyba pojde dzis wczesniej spac.
Emma zerwala sie, najwyrazniej dotknieta.
– Alez, Juliano, panowie czekaja. Wszyscy licza, ze zaraz zejdziesz! Obiecalam im.
– Co takiego? – Juliana popatrzyla na nia z niedowierzaniem. W glosie Emmy Wren wyczuwalo sie nutke paniki. Nagle doznala olsnienia. Uswiadomila sobie, co sie stalo. Obiecano ja jako czesc rozrywki – nie tylko jako huryse na tacy. Miala znalezc sie wsrod gosci podczas orgii, wraz z prostytutkami z Haymarket, ktore Emma wynajela na te okazje. Ta mysl doprowadzila ja do wscieklosci.
– Nie zamierzam schodzic na dol i bawic sie w prostytutke dla przyjemnosci Simona Armitage'a, Jaspera Collinga czy kogokolwiek innego – oznajmila tak spokojnie, jak zdolala. – Jestem zmeczona i zamierzam udac sie do domu.
– Nie rozumiem, dlaczego zaostrzenie apetytow moich gosci przez ukazanie sie nago na tacy jest do przyjecia, a spedzanie z nimi czasu…
– Przeciez nie chodzi ci tylko o moj czas. – Juliana poczula, ze na twarz wystepuja jej rumience. Wiedziala, ze w twierdzeniu niegdysiejszej przyjaciolki tkwi ziarno prawdy. Rozmyslnie postanowila szokowac i prowokowac, a teraz chciala sie wycofac, nie ponoszac konsekwencji.
– Zgodzilam sie na splatanie figla Brookesowi, bo bylo to zabawne, ot, zart dla rozbawienia i zaszokowania twoich gosci! Nic ponadto nie wchodzi w gre!
Emma prychnela z oburzeniem.
– Prostytutki przynajmniej sa uczciwe! Juliana poczerwieniala.
– Wykonuja swoja prace. Nie mam ochoty na meskie towarzystwo.
– Rzadko jest inaczej. Myslisz, ze tego nie zauwazylam? Flirtujesz, popisujesz sie i draznisz, lecz nigdy nie dajesz tego, co obiecujesz. Mam wrazenie, moja droga, ze twoja reputacja rozwiazlej wdowy to czysta fikcja!
Juliana rozesmiala sie. Kiedy Emma byla podchmielona, najlepiej bylo ja ignorowac. Gdyby odpowiedziala w podobnym tonie, ich znajomosc dobieglaby konca, a Juliana potrzebowala tej przyjazni.
– Odnosze wrazenie, ze jestes troche rozbita, Emmo. Chyba powinnas wracac do gosci. Zobaczymy sie jutro na slubie.
– Zobaczymy sie w piekle! – zaskrzeczala Emma, chwytajac oprawna w srebro szczotke do wlosow z toaletki, celujac nia w plecy oddalajacej sie Juliany i nie trafiajac. – Jestes tylko mdla panienka, ktora nie ma wystarczajaco duzo hartu na gry, za ktore sie bierze. Uciekaj, mala dziewczynko! Nigdy ci nie wybacze, ze zepsulas moje przyjecie!
– Wybaczysz mi wystarczajaco szybko, kiedy bedzie ci potrzeba pieniedzy na wista – mruknela Juliana pod nosem.
Zbiegla po kreconych schodach. Za soba slyszala, jak kolejne przedmioty uderzaja z hukiem o sciane. Najwyrazniej Emma demolowala sypialnie. Od zawsze wiedziala, ze Emma latwo wpada w zlosc, niejednokrotnie byla swiadkiem jej zachowania wobec pechowych sluzacych i sprzedawcow, ale sama nigdy dotad nie byla celem tych atakow. Przed oczami stanal jej ojciec. „Uwazasz te kobiete za swoja przyjaciolke, Juliano? Te zle wychowana przekupke, ktora nie ma ani gustu, ani stylu? Wielkie nieba, jak moglo do tego dojsc?”
Juliane przeszly ciarki. Nie bylo tajemnica, ze markiz Tallant odnosil sie z zimna dezaprobata do swojej jedynej corki. Nie bylo tez tajemnica, ze mial watpliwosci, czy Juliana jest jego dzieckiem, i ubolewal nad tym, ze poszla w slady matki. Podczas gdy siedzial pelen potepienia w Ashby Tallant, Juliana szalala w miescie, grajac o wysokie stawki i przestajac z miernotami. Przed dwoma laty, po slubie brata, Jossa, odziedziczyla miano rodzinnej czarnej owcy i usilnie starala sie na nie zasluzyc.
Hol wejsciowy tonal w mroku, ktory rozpraszal jeden wysoki swiecznik przy drzwiach frontowych. Z jadalni dobiegaly meskie smiechy, dzwieki fortepianu i okrzyki zachety. Zapewne jedna z prostytutek – a moze ktoras z dam zaproszonych przez Emme – wykonywala taniec siedmiu zaslon.
Zobaczyla lokaja stojacego na warcie przy jednym z filarow i skinieniem przywolala go do siebie. Ciekawe, czy byl wsrod tych, ktorzy wczesniej wnosili ja do jadalni. W kazdym razie unikal jej wzroku, jakby nie doszedl do siebie po wpatrywaniu sie w inne szczegoly jej budowy.
– Sprowadz moj powoz, jesli laska – polecila wladczym tonem. Nie zaszkodzi pokazac, kto tu rzadzi.
– Naturalnie, prosze pani. – Mezczyzna wybiegi jak oparzony, a Juliana ruszyla ku drzwiom. Jej stangret doskonale wiedzial, ze nie znosi czekac. Za pare minut opusci ten dom, a wieczor, ktory okazal sie fiaskiem, dobiegnie konca. Cala przyjemnosc z figla, ktory splatala Brookesowi, wyparowala podczas napadu zlosci Emmy. Juliana westchnela. Powinna byla wiedziec, ze rozwiazlosc przyjaciolki znacznie wykracza poza zwykle zarty, przewidziec, ze na wieczor zaplanowane sa jeszcze inne atrakcje.
Dotarla do glownego wejscia i rozgladala sie wlasnie w poszukiwaniu kamerdynera, ktory otworzylby jej drzwi, kiedy z cienia ktos sie wylonil.
– Ucieka pani, lady Juliano? Nie zamierza pani skonczyc tego, co pani zaczela?
Az do tej chwili Juliana nikogo nie zauwazyla, totez nagle pojawienie sie tego mezczyzny wytracilo ja z rownowagi. Byl ubrany jak do wyjscia i wlasnie wkladal rekawiczki. Wykrzywil wargi w niklym usmiechu. Rozpoznala Martina Davencourta i stracila pewnosc siebie, co bylo jak na nia dosc niezwykle. Obserwowal ja uwaznie, a w jego spojrzeniu bylo cos takiego, ze poczula sie bezbronna.