8.
Przed oczami kreatora rozgrywala sie milczaca pantomima procedury przedstartowej. Fuertad, z wyrazem niezadowolenia zastyglym na pomarszczonej twarzy, obserwowal kazde wskazanie aparatury i kazdy gest obslugujacych ja operatorow. Ich ruchy wydawaly mu sie nie dosc precyzyjne, reakcje zbyt wolne, a decyzje pozostawialy wiele do zyczenia. Najchetniej wygonilby wszystkich z dyspozytorni i osobiscie wyprawil w droge olbrzymi prom, ktorego przestrzenny obraz wypelnial wiekszosc ekranow. Wpasowane w azurowa konstrukcje kolosa kapsuly zawieraly najcenniejsza dla Gelwony rzecz: delikatne ciala ludzkich istot. Kolejny transport oficjalnych nieboszczykow. Skresleni z listy zyjacych, dopiero teraz stana sie naprawde pozyteczni – moze nawet bardziej niz niejeden uczciwy obywatel Zwiazku Solarnego.
Kreator Fuertad zawsze osobiscie nadzorowal przebieg calej operacji. Wychodzil z zalozenia, ze jedynym czlowiekiem, na ktorym mozna w zupelnosci polegac, jest on sam. Powtarzajace sie ostatnio wypadki niesubordynacji i jawnego lekcewazenia obowiazkow utwierdzaly go w tym przekonania. A w dodatku ten nieporadny Ubir nuf Dem, wpakowany decyzja Rady na stanowisko komendanta. Gelwona miala juz nad soba wielu idiotow, ale postepowanie obel-borta wyjatkowo dzialalo kreatorowi na nerwy.
– Cos trzeba bedzie zrobic z ta nadeta kukla – myslal Fuertad. – Koniecznie. Inaczej to wszystko sie rozleci. Lata pracy, dzielo mego zycia… Nie pozwole! – obciagnieta pergaminowa skora piastka uderzyla w porecz fotela.
Siedzacy najblizej kreatora programista zakonczyl wlasnie wirtuozerski pasaz po klawiaturze bloku modelujacego. Odetchnawszy gleboko, wpatrzyl sie w elipsoidalny monitor, podajacy w momentalnej projekcji wyniki wykonanych operacji.
– Schemat trajektorii przygotowany do testowania – oznajmil.
– Znowu jestescie spoznieni – zaskrzeczal Fuertad odsuwajac gniewnym gestem zwoje cyfrowych meldunkow.
– To nie nasza wina – niesmialo zaoponowal ktos z boku.
– Milczec! – sunacy na grawitonowej poduszce fotel przemknal miedzy glowicami koderow i kreator zatrzymal sie przed tablica kontrolna hipnotronu. – Co to ma znaczyc? Dlaczego nie rozpoczeto emisji?
– Kilka obiektow znajduje sie jeszcze w fazie przejsciowej – tlumaczyl przestraszony operator. – O, tu i tu… – wskazywal tanczace cyfry w okienkach miernika.
– Zwiekszyc stymulacje z zastosowaniem bezpiecznika neurostatycznego – zadecydowal Fuertad. – Nie potraficie przeprowadzic najprostszej operacji – dodal zirytowany.
Osobiscie uruchomil program instruktazowy i skierowal fotel na srodek dyspozytorni.
– Spijcie spokojnie – mruknal patrzac na oblepiajace rdzen prozniowego promu kapsuly. – Fuertad pamieta o wszystkim. Spijcie. Musicie dobrze wypoczac i wiele sie nauczyc.
Najwiekszy z ekranow testacyjnych zajasnial wlasnie zoptymalizowana projekcja przestrzeni, uzupelniona aktualnym stanem zawirowan metryki. Rubinowy krag symbolizujacy satelitarna baze Zwiazku Solarnego nanizany byl na wydluzona elipse orbity, w ktorej ognisku pysznila sie roznymi odcieniami fioletu tarcza Gelwony.
– Prognozy negatywnego odchylenia trajektorii rzedu trzech setnych – padlo od strony stanowiska nawigacyjnego. – Tolerancja okolo szesciu sekund bezwzglednych.
– Dokladniej – zazadal Fuertad.
– Szesc koma dwanascie, z inwariantna stopnia pierwszego.
Kreator z zadowoleniem pokiwal glowa. Czulym spojrzeniem wyplowialych oczu ogarnal obraz Gelwony otoczonej ledwie dostrzegalna mgielka oblokow i pochylony nad dzwignia startera, z widocznym wysilkiem ujal metalowa rekojesc. Kosciste palce zacisnely sie kurczowo, trzasnely przelaczniki i prom z majestatyczna powolnoscia opuscil wnetrze sluzy parkingowej, unoszac z soba cenny ladunek.
Fuertad jeszcze przez chwile obserwowal pulsujaca zmiennymi kolorami kreske, ktora wystrzelila z rubinowego kregu bazy i lagodna parabola zmierzala w kierunku planety. Potem zawrocil fotel i bez slowa wyjechal z dyspozytorni. Spieszyl sie.
– Musze koniecznie porozmawiac z komendantem – przypomnial sobie raport, ktory przed kilkoma dniami przekazal obel-bortowi. – To doprawdy skandal, ze kazda drobnostke trzeba uzgadniac z takim dyletantem – parsknal pogardliwie. – On przeciez o niczym nie ma pojecia. Jezeli jeszcze sie nie zdecydowal i bedzie dalej zwlekac, wykorzystam kanal nadrzedny i nawiaze kontakt z Glownym Modyfikatorem.
Nie przerywajac jazdy wystukal na klawiaturze podrecznego autofonu kod kierunkowy kwatery obel-borta. Nikt sie nie zglaszal.
– No prosze! – Fuertad ze wsciekloscia uderzal w porecz pedzacego fotela. – Nie ma go! Nigdy go nie ma, jak jest potrzebny! Lazi gdzies pewnie z tym swoim skrzydlakiem i poza wlasnym rodowodem nic go nie obchodzi!
Narzekajac i pomstujac dojechal wreszcie do medbloku. Na widok kreatora dwaj straznicy z irytujaca powolnoscia zajeli przepisowe miejsca, a gdy dzwiekochlonne drzwi zatamowaly wreszcie potok slow wylewajacych sie z ust zasuszonego starca, wrocili do przerwanej gry. Jej stawka byly male, bielusienkie krazki, ktorych gorzkawy smak znali obaj doskonale. Jedyna rzecz warta pelnego zaangazowania. Cala reszta to po prostu zbior przypadkowych epizodow, tak jak i ten smieszny czlowieczek w swoim wariackim fotelu czy inni, rownie nieszkodliwi ludkowie. Naprawde nie ma sensu przejmowac sie takimi drobiazgami. Swiat bylby o wiele piekniejszy, gdyby wszyscy to zrozumieli.
Dwie glowy pochylily sie nad wirujaca tarcza i dwie pary oczu z zapartym tchem sledzily migajace przebiegi losowych funkcji, ktorych wynikowy ksztalt wskaze zwyciezce.