– Nigdzie nie pojdziesz – warknal Edgins popychajac go z powrotem na prycze. – Niezbyt cie tu lubia, co? Badz grzeczny, bo w korytarzach latwo o nieszczesliwy wypadek. Ktos mi mowil, ze te jaskinie sa bardzo niebezpieczne.
– Aura – wymamrotal mutant. – Zmienia sie…
– Przestan pieprzyc! Potrzebuje konkretnych informacji. Te zarodniki w studniach. Nie zbieramy ich chyba bez przyczyny?
– Bez przyczyny… to niemozliwe – zaslonil twarz ramieniem. – Nie swiec tak, blagam!
– Zwariowal – pomyslal Tom. – Calkiem mu sie pomieszalo. A moze udaje? – scisnal piesci az do bolu. – Nie probuj mnie kolowac swoimi sztuczkami, slyszysz? Chce tylko, zebys mi pomogl polapac sie w tym wszystkim. Przeciez mozesz to zrobic.
– Kim jestes? – w glosie mutanta brzmiala nuta autentycznego strachu.
Edginsowi rece opadly.
– Azeby cie pokrecilo – jeknal.
– Kim jestes? – pytaly przysloniete blonami oczy.
– Kim jestes? – powtorzyly sciany baraku.
– Kim jestes?! – zadudnilo echem sklepienie pieczary.