Ale o Armandzie nie mogl sie niczego dowiedziec, gdyz nazwisko St. Justa nie bylo umieszczone na zadnej liscie wieziennej. Uczeszczajac do restauracji i winiarni, gdzie spotykali sie zazwyczaj najzajadlejsi terrorysci i jakobini sir Andrew uchwycil niejeden szczegol, dotyczacy obecnego losu „Szkarlatnego Kwiatu”, ale nie mogl powtorzyc tego Malgorzacie. Uwiezienie tajemniczego Anglika spowodowalo ogolne wtajemniczenie, ale Ffoulkes przekonal sie niebawem, ze ucieczke delfina trzymano wciaz jeszcze w najglebszej tajemnicy.
Pewnego razu udalo mu sie spotkac w winiarni glownego agenta komitetu bezpieczenstwa publicznego, ktorego znal z widzenia, w towarzystwie pewnego zazywnego rumianego pana o ospowatej twarzy i tlustych palcach, okrytych pierscionkami.
Sir Andrew lamal sobie glowe, kto to mogl byc. H~eron rozmawial z nim urywanymi zdaniami i aluzjami, zupelnie niezrozumialymi dla kazdego, kto by nie wiedzial o ucieczce delfina i roli ligi w tej sprawie; ale sir Andrew, ktory przebrany za robotnika, wytezal uszy, jak tylko mogl, domyslil sie od razu, ze rozmawiaja o delfinie i Blakeney'u.
– Nie wytrzyma juz dlugo, obywatelu – mowil glowny agent przyciszonym glosem – nasi ludzie sa niezrownani. Dwoch stoi nad nim dniem i noca, nie spuszczajac go z oka. Jak tylko probuje zasnac, jeden z nich wpada do celi z glosnym szczekiem szabli, krzyczac z calych sil: „A wiec gdzie dzieciak? Odpowiedz nam, a bedziesz mogl zasnac spokojnie”. Sam to dla rozrywki robilem przez jedna noc. Troche sie zmeczylem, bo trzeba juz teraz dosc glosno krzyczec, aby zbudzic Anglika, a czasem nawet silnie nim potrzasnac. Ta zabawa trwa juz cale piec dni, podczas ktorych nie dalismy mu zasnac ani na chwile. Przy tym pozywienia dostaje tylko tyle, by nie umarl z glodu. To dlugo potrwac nie moze. Obywatel Chauvelin wykombinowal doskonaly plan. Za dwa, trzy dni ulegnie.
– Nie wiem – mruknal tamten posepnie – ci Anglicy sa twardzi…
– Tak – odparl H~eron ze zjadliwym usmiechem, ktory uczynil jego twarz wprost wstretna – bylbys z pewnoscia ulegl po dwu dniach, przyjacielu de Batz, o tym nie watpie. Ale tez przestrzegalem cie, nieprawdaz, ze jezeli porwiesz sie na malca, postaram sie, bys w krotkim czasie blagal o litosc.
– A ja nawzajem – rzekl de Batz z najwieksza flegma – przestrzegalem cie, bys nie zajmowal sie mna, a wiecej uwazal na Anglika.
– Pomimo tego w dalszym ciagu oczy mam zwrocone na ciebie, przyjacielu. Gdybym przypuszczal, ze wiesz, gdzie chlopca ukrywaja, to…
– Skazalbys mnie na te same meki, ktore wymysliles dla Anglika z twoim nieodstepnym druhem Chauvelinem – domyslam sie tego… Ale niestety nie wiem, gdzie znajduje sie dziecko, inaczej nie byloby mnie w Paryzu.
– Oczywiscie – zasmial sie H~eron szyderczo – bylbys juz w Austrii, aby otrzymac obiecana nagrode! Ale sledze cie dniem i noca, moj drogi. Chodzi ci na rowni z nami o miejsce pobytu dziecka, i gdyby zdolano przemycic je przez granice, ty pierwszy dowiedzialbys sie tego. Ale nie – dodal jakby dla wlasnego uspokojenia – jestem przekonany, ze Anglik mial na celu przewiezienie dziecka do Anglii i ze on jeden wie, gdzie ono sie obecnie znajduje. Za pare dni uparty „Szkarlatny Kwiat” ustapi i rozkaze swej lidze oddac Kapeta w nasze rece. Wiem, ze czlonkowie ligi kraza kolo Paryza, i ze nawet zona Blakeney'a jest w poblizu, jak twierdzi Chauvelin. Niech przypatrzy sie przez chwilke mezowi w jego obecnym stanie, a wymusi na lidze oddanie dziecka jak najpredzej.
H~eron zasmial sie znow drapieznie, jak hiena nad ofiara. Slyszac te slowa, sir Andrew o malo sie nie zdradzil. Wpil paznokcie w cialo, aby nie skoczyc do gardla temu potworowi, ktory wymyslil dla pojmanego wroga gorsze meki, niz najbardziej wyrafinowane tortury zamierzchlych wiekow.
A zatem nie pozwalali mu spac!… Pomysl zrodzony w mozgu wroga… H~eron nadmienil, ze Chauvelin byl autorem tego szatanskiego dziela, by czlowieka oslabiac systematycznie brakiem pozywienia i snu.
Nie zdawalo sie prawdopodobne, by ludzkie istoty mogly wymyslic cos podobnego.
Kroplisty pot wystepowal na czolo sir Andrew Ffoulkesa na mysl o przyjacielu i o tym, do czego chciano go sklonic ta meka. Jego sily fizyczne byly co prawda olbrzymie, ale musialy mu z czasem wypowiedziec posluszenstwo. Trzezwy, lotny umysl, nieustraszona odwaga oslabna pod wplywem powolnej, stalej tortury…
Ffoulkes stlumil wyrywajacy mu sie z piersi krzyk zgrozy, ktory bylby zwrocil na niego uwage H~erona i wybiegl co predzej z dusznej sali, by odetchnac swiezym powietrzem.
Przez godzine blakal sie bez celu po ulicach, nie majac odwagi wracac do Malgorzaty, by nie zdradzic przed nia bolu, ktory szarpal jego dusze.
A dzisiaj nie dowiedzial sie niczego wiecej. Ogolnie twierdzono, ze Anglik znajduje sie w Conciergerie, ze strzega go pilnie i ze wyrok zapadnie za kilka dni, ale nikt nie wiedzial dokladnie kiedy. Publicznosc zaczynala sie juz niecierpliwic, dopominajac sie o sad i egzekucje. Tymczasem H~eron i jego zausznicy taili wciaz przed publicznoscia ucieczke delfina majac nadzieje, ze uda im sie zmusic Anglika do wskazania kryjowki chlopca. Sposoby zas, jakich w tym celu uzywali, byly godne samego Lucyfera i jego szatanow.
Owego wieczora sir Andrew domyslil sie z niektorych slow H~erona, ze glowny agent i czterej komisarze podstawili gluche i nieme dziecko na miejsce zbiega. Zamknieto je w ciemnym pokoju, wzniesiono napredce przepierzenie w izbie zajmowanej niegdys przez Simonow, chore biedactwo umieszczono za ta przegroda i nikomu nie bylo wolno zblizyc sie do niego procz wladz kontrolnych. H~eron i komisarze starali sie jak mogli, by wyjsc calo z tej imprezy, a poniewaz dziecko bylo bardzo schorowane, mieli nadzieje, ze umrze niebawem, wyzwalajac ich od ciazacej na nich odpowiedzialnosci, gdyz oglosza wowczas urzedowo zejscie Kapeta. Trudno uwierzyc, ze podobne pomysly mogly zrodzic sie w mozgach ludzkich, a jednak wiemy od swiadkow wiarygodniejszych niz madame Simon, ze dziecko, zmarle w Temple po kilku tygodniach, bylo biednym, uposledzonym chlopczykiem, gluchym i niemym, przyniesionym z domu podrzutkow po ucieczce delfina. Jedynie litosciwa smierc mogla wyrwac go z tej niedoli, gdyz potezny umysl, ktory mogl go wyzwolic, skazany byl na tortury przymusowej bezsennosci.
Rozdzial III. Najzacietszy wrog
Tego samego wieczora sir Andrew Ffoulkes wyszedl jeszcze raz do miasta, by zasiegnac informacji o Armandzie, obiecujac powrocic okolo dziewiatej.
Malgorzata ze swej strony przyrzekla towarzyszowi, ze zmusi sie do spozycia kolacji, ktora przyrzadzila jej dozorczyni. Zajmowali nedzne mieszkanie na Quai de la Ferraille, naprzeciw Palacu Sprawiedliwosci, w ktorego szare mury Malgorzata wpatrywala sie suchymi, rozgoraczkowanymi oczyma, dopoki zmierzch zimowy nie spuscil na nie swej zaslony.
Tego wieczora, choc ciemnosci juz zalegly pokoj i spadajace platy sniegu zakrywaly widok na miasto, siedziala jeszcze przy oknie po wyjsciu sir Andrew, wpatrzona w drobne swiatelka, padajace z okien wiezy Ch~atelet. Nie mogla dojrzec okiem Conciergerie, gdyz wychodzily na wewnetrzne podworze, ale widok tych murow byl dla niej jakby ukojeniem.
Nie mogla wyobrazic sobie Percy'ego, tego wesolego, rozesmianego, pelnego beztroski smialka, jako zdobyczy nieprzyjaciol upojonych triumfem, ktorzy zetra go, upokorza, sponiewieraja, a moze nawet, kto wie, beda torturowac, by zlamac dume, uragajaca im jeszcze na progu smierci. Ale Bog nie moze dopuscic, by podobna zbrodnia zostala popelniona, by szlachetnego orla pokonaly nedzne szakale! Choc Malgorzata cierpiala wiecej, niz mogla zniesc w swym podwojnym niepokoju o meza i brata, nie tracila jednak otuchy. Slusznie mowil sir Andrew: „Gdzie bylo zycie, tam byla nadzieja”. Jezeli zycie tlilo jeszcze w tych poteznych czlonkach, jakze mogly szkodliwe, niskie instynkta zwyciezyc niesmiertelnego ducha? Nie troszczylaby sie o Armanda, gdyby Percy byl wolny. Westchnela ciezko. Ach! Gdyby przynajmniej mogla widziec sie z mezem, rzucic jedno spojrzenie na jego smiejace sie oczy, w ktorych ona jedna wyczytac umiala cala glebie uczucia, wtedy znioslaby spokojniej ciezka niepewnosc i z odwaga czekalaby na rozwiazanie.